Rozdział II

Harry nie czuł się tak, jak powinien był się czuć zaraz po przebudzeniu. Gdzie podział się ten oślepiający strach i to łapanie oddechu z trudem, które zazwyczaj pojawiały się po koszmarze? Przez trzy miesiące zawsze czekał na przebudzenie, kiedy już docierał na szczyt schodów.

To była zmiana na lepsze od tropiących go wspomnień. Syriusz opadający za zasłonę, Glizdogon zabijający Cedrica. Harry zastanawiał się, dlaczego w ogóle wciąż śni o Komnacie Tajemnic. Wydawało mu się, że z tym miejscem łączą go pewne niedokończone jeszcze sprawy.

Harry zaczął na nowo zwyczajnie postrzegać kolejny dzień. Wstał z łóżka i założył dżinsy, które ładnie uwypuklały kształt jego bioder. Życie z Dursley'ami mogło sprawić, że zyska nieco więcej na wadze, ale w sumie, quidditch w trakcie roku szkolnego doprowadzi go do dobrej formy.

Ruszył w stronę łazienki chcąc wziąć szybki prysznic. Harry zauważył, że cały dom był jeszcze w stanie sennego odrętwienia. Cicho otworzył drzwi do łazienki. Gdy tylko wszedł do środka poczuł coś dziwnego. Wewnątrz było bardzo, bardzo ciepło, chociaż wiedział, że od wczoraj nikogo tam nie było.

Harry włączył natrysk, zsunął z siebie dżinsy i stojąc przed lustrem zaczął szczotkować zęby, czekając aż woda w prysznicu odpowiednio się rozgrzeje. Starannie próbował uporządkować dziwne uczucie, jakie odczuwał w łazience. Przypomniał sobie o śnie, jaki miał ostatniej nocy. To uczucie, kiedy ten dziwny wiatr przeniknął go na schodach. Nagle zdołał w swoim umyśle połączyć to wszystko w jedną, spójną całość.

Ta obecność! Harry poczuł, coś niedaleko siebie, tak jak wtedy, przed tygodniem, ale teraz to uczucie było o wiele silniejsze. Harry wzdrygnął się, czując nieprzyjemny ucisk na swoich ramionach. Zadrżał. Tak! Teraz wyraźnie poczuł czyjeś ramiona. Były one owinięte wokół jego cienkiej talii i przeraziły go całkowicie. Harry zamknął oczy, starając się wyrównać oddech. Woda pod prysznicem była już wystarczająco ciepła i położył szczoteczkę na umywalce. Ostrożnie przeszedł obok zasłony i pośpiesznie wsunął się pod strumień gorącej wody. Kojące uczucie rozeszło się po jego ciele, ale mimo to czuł, jakby ktoś leniwie rysował palcem kółka na rozgrzanej skórze jego klatki piersiowej.

– O mój Boże.

Harry z trudem oddychał. Jego żołądek skręcił się w supeł i chłopak zamknął oczy. Winił się za to, że czuł się zbyt dobrze, a jego ciało reagowało w sposób zwyczajny dla każdego nastoletniego chłopaka. Umysł Harry'ego miotał się w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia. Musi, po prostu musi się stamtąd wydostać. Zmył szampon z włosów na tyle szybko jak tylko mógł. Z pewnością czuł przez cały czas drugą parę rąk schodzącą coraz niżej, w dół brzucha. A kiedy szybko umył się ram na dole, mógłby przysiąc, że usłyszał chichot.

Uczucie przerażenia po strasznym prysznicu towarzyszyło mu przez cały dzień. Kiedy robił śniadanie, upuścił coś na podłogę, a gdy odwrócił się by to podnieść, stało się coś dziwnego - nie znalazł tego tam gdzie to upadło. Łopatka do ciasta trzy razy uciekała przed nim na drugi koniec pokoju, kiedy już miał ją chwycić. Coś z pewnością było nie tak.

Kiedy Harry wyszedł wyplewić chwasty w ogrodzie na przedzie domu usłyszał, że ktoś nuci jakąś dziwną przedszkolną rymowankę tuż nad jego uchem. To z pewnością był chłopiec, i był to głos, który gdzieś już kiedyś słyszał, dawno, dawno temu.