Na stole stały dwie filiżanki z niebieskim motywem kwiatowym, koło nich talerzyk w podobnym wzorze, na którym poukładane były jeszcze ciepłe ciasteczka. -Dobrze, że w końcu sie spotkałyśmy, chwila relaksu dobrze nam zrobi-sięgnęła po jedno z ciastek Chichi. -Masz rację, nic tylko praca i praca, mam już tego dosyć, a przede mną jeszcze jeden ważny projekt. -Widzę, że firma dobrze się trzyma. -Tak, nie moge narzekać na brak klientów, dlatego i pracy jest sporo, ale nic, przejdźmy do innych rzeczy, jak tam u ciebie? -Nie za dobrze-westchnęła Chichi, niekiedy chciałabym mieć normalną rodzinę, wiesz o co mi chodzi, normalnego męża, który będzie pracował w normalnej pracy z normalnymi ludźmi, a mu tylko walki w głowie, dobrze, że Gohan tak wiele odziedziczył po mnie, niestety jak to chłopak bierze przykład z ojca i to mnie nie pokoi-zdmuchnęła znad herbaty resztki pary. -Wiem o co ci chodzi, Vegeta też często doprowadza mnie do szału, nigdy nie powiedział mi nic miłego, nawet nie mówi mi po imieniu, tylko ciągle to "kobieto!" , poza tym cały dzień przesiaduje w tej swojej komorze i trenuje-wzięła łyk.-Mam dla ciebie propozycję, myślę, że ci się spodoba, nie wiem tylko jak inni na to zareagują-uśmiechnęła się złowieszczo Bulma. -CO!-krzyknęli jednocześnie nie dowierzając w to co usłyszeli. -Kobieto, chyba nie myślisz, że na to pójdę- powiedział jasno i stanowczo Vegeta. -Chichi, ja i wypasanie owiec, to naprawdę nie jest dobry pomysł-drapał się po głowie Goku. -Bez dyskusji, już czas byście zaczęli zachowywać się jak normalni mężczyźni, nauczycie się odpowiedzialności i zaradności, przeżyjecie coś innego niż tylko te wasze walki, a przy okazji coś zarobicie, widzicie same plusy!-z entuzjazmem podsumowała Chichi. -To absurd,miałbym wytrzymać tyle czasu z tym idiotą, chyba nie mówisz poważnie-odwrócił się na pięcie straszy Sajan. -Vegeta! To nie prośba tylko warunek, jeśli się nie dostosujesz, możesz nie wracać do domu. -Tak samo z tobą Goku, czas nauczyć się normalnego życia. -Przecież nie brakuje nam pieniędzy, wygrywamy każde zawody, więc w czym problem?-próbował ratować się Goku. -Dosyć tego, wiesz, że nie chodzi tu tylko o pieniądze, nie próbuj się wykręcać! Goku spuścił głowę, jego argumenty sie skończyły, zresztą i tak nic by nie wskórał. -Cholerne kobiety, zawsze mają jakiś problem, robię to pierwszy i ostatni raz . -Dlaczego akurat teraz wpadły na coś takiego?-zastanawiał się Goku- Może chcą się nas pozbyć. -Istotnie Kakarot, ostatnio była na mnie wściekła nawet nie wiem o co, może po prostu chce sie odgryść, a ciebie najwidoczniej ma dosyć. -Hmm...-spuścił głowę Goku. -Mówię ci Kakarot kobiety są gorsze niż myślisz raz milutkie, a drugi raz mogły by cię zabić, nie daj się zwieść, zresztą na co nam one, sami damy sobie rade, może nawet wyjdzie nam to na dobre, odetchniemy od nich. -Może masz racje- spojrzał na niego Goku, był pod wrażeniem rozmowności Vegety. Kierowali się na drugi peron, na plecach mieli duże torby podróżne. -To bez sensu, dlaczego mamy jechać pociągiem, skoro moglibyśmy polecieć? -Słyszałeś, mamy zachowywać się jak " normalni mężczyźni" , czy ja wyglądam na nie normalnego! - zirytował się Vegeta. Pociąg był jak zwykle przeludniony, na szczęście znaleźli dwa wolne miejsca w jednym z przedziałów. Siedzieli na przeciwko siebie, Vegeta między, starszą kobietą, która najwidoczniej zainteresowała się jego osobą, zerkając ciągle w jego kierunku, co widząc po minie Vegety bardzo go irytowało, z drugiej strony jakby tego było mało, spał mężczyzna, który zdawał się mieć dziwne sny, podskakując od czasu do czasu, po czym śpiąc dalej, chrapiąc przy tym wcale nie cicho. Goku zaś, miał zaszczyt poznać miłego lecz gadatliwego turystę, który to opowiadał mu o jego jakże interesującej podróży, z każdym nawet najmniejszym szczegółem. Goku uśmiechał się tylko i kiwał głową tak jakby interesowało go to co mówi, drugim okiem patrzał na Vegetę i kokietującą go panią. Nie potrafił powstrzymać się od delikatnego, skrytego uśmiechu. W końcu, podróż dobiegła końca. Goku i Vegeta wyskoczyli z pociągu na małej stacji, nikt inny prócz nich nie wysiadł.