Autor: lydiasfears
Beta: Catherine Davis
Język: polski
Fandom: The Vampire Diaries
Ship: Klaus&Caroline, Kol&Alice, Elijah&Katherine, Stefan&Katherine, Stefan&Rebekah
Bohaterowie: Caroline Forbes, Klaus Mikaelson, Rebekah Mikaelson, Elijah Mikaelson, Kol Mikaelson, Katherine Pierce, Alice Moore - OC, Stefan Salvatore, Marcel Gerard, Davina i inni...
Czas i miejsce akcji: czasy współczesne, Nowy Orlean, Paryż, Mystic Falls, retrospekcje
Opis: Po stracie chłopaka, śmierci przyjaciółki i zaginięciu przyjaciela Caroline nie radzi sobie z nadmiarem emocji. Postanawia pozbyć się uczuć i skosztować tego, co zakazane. W tym celu wyjeżdża do Nowego Orleanu. Tymczasem Klaus jest rozdarty pomiędzy życiem u boku nowego wcielenia ukochanej, a tęsknotą za jej dobrocią.
Od autora: Oto moje nowe opowiadanie o Klaroline, ale pojawiają się też inni bohaterowie i ich wątki. Podzielone jest na trzy części zawierające po kilka rozdziałów. Zachęcam do komentowania. Rozdziały powinny pojawiać się co kilka tygodni. Nie wiem, jak będzie z ilością, zapewne ok. 20 rozdziałów.
Miłego czytania!
CZĘŚĆ I - ZMIANA
Prolog
Caroline
Po wielkiej tarczy zegarowej, wiszącej na wieżyczce kościoła, przesunęła się duża wskazówka. Wybiła północ. Usiadłam na środku jezdni, zamknęłam oczy i nasłuchiwałam. Gdzieniegdzie rozbrzmiewały rytmy bluesa i jazzu, w innych miejscach królował rock&roll. Ludzie pod wpływem alkoholu i innych używek śmiali się bez powodu, rozmawiali na idiotyczne tematy lub wygłupiali przed resztą towarzystwa. W poszczególnych domach mieszkańcy oglądali telewizję, w innych pary zamykały się w sypialniach i cieszyły sobą nawzajem.
Skupiłam się tym razem na zmyśle węchu. Poczułam zapach alkoholu przelewającego się z butelek do ust imprezowiczów. Perfumy młodych kobiet przytulonych do swoich chłopaków, intensywny zapach pożądania. To wszystko przyćmiewała woń życiodajnego płynu płynącego w ich żyłach. Słyszałam bicie serc, spokojne oddechy, a następnie kroki zbliżające się do mnie coraz szybciej.
-Ej laska! - krzyknął jeden z tych głupców, którzy nie wiedzą jeszcze, jaki los ich spotka. - Co tak siedzisz na ulicy? Chodź tu, znajdę ci wygodniejsze miejsce.
Jego towarzysze roześmiali się. Odróżniałam głosy, trójka chodzących posiłków. Idealnie.
-No na co czekasz, kochanie? Mam tam po ciebie przyjść?
Wstałam z ociąganiem. Nie śpieszyło mi się. Wolałam potrzymać chłopców w niepewności, karmiłam się ich uczuciami, których sama nie posiadałam. Powoli odwróciłam się. Otworzyłam oczy. O budynek opierał się uśmiechnięty blondyn. Obok niego wysoki brunet zaciągał się papierosem. Trzeci, który mnie wołał, szedł w moją stronę. Nie musiałam nic robić, sam wybrał taki los. Było prościej, niż sądziłam.
Podszedł do mnie. Jego twarz wykrzywiał paskudny uśmieszek. Nie grzeszył urodą. Naznaczona wypryskami twarz, ciemne włosy... ugh, podobne do włosów Tylera. W sekundę pojęłam, że nie pozwolę mu przeżyć. Wszystko przez to głupie podobieństwo. Cóż te nieudane związki robią z ludźmi...
Chłopak złapał mnie jedną ręką za włosy, drugą położył mi na pośladkach. Przycisnął swoje usta do moich. Pocałunek był ohydny. Młodzieniec smakował wódką i papierosami. Powstrzymałam odruch wymiotny, pozwoliłam mu przez chwilę nacieszyć się chwilą. Po kilkunastu sekundach przejęłam kontrolę nad sytuacją. Odsunęłam się od niego i nim zdążył wykonać kolejny ruch, położyłam mu ręce na ramionach, bez problemu uniemożliwiając biedakowi ucieczkę. Spojrzałam w jego błękitne oczy, podobne do źrenic pewnego pierwotnego. Może jednak pozwolę mu przeżyć?
-Nie krzycz, bo możesz spłoszyć kolegów. Nie chcemy przecież, aby ominęła ich cała zabawa, prawda?
Uśmiechnęłam się, ukazując ostre kły. Moje ciało w jednej chwili spięło się gotowe do przyjęcia sporej dawki energii. Przywarłam wargami do jego szyi. W ustach rozlała mi się ciepła ciecz. Niesamowity smak rozbudził moje zmysły. Gdybym tylko nie wyłączyła człowieczeństwa, w tym momencie czułabym euforię, ale i wyrzuty sumienia. Pożywianie nie sprawiało mi radości, ale dodawało sił.
Odsunęłam się od chłopaka, który zatoczył się i upadł na ziemię. Wciąż oddychał, ale stracił sporo krwi. Pochyliłam się nad nim i skierowałam jego wzrok na siebie.
-Idź do szpitala, wymyśl jakieś wytłumaczenie twojego stanu. Zapomnij o mnie i swoich kolegach.
Patrzyłam, jak z trudem robi kolejne kroki. Jeszcze przez chwilę napawałam się jego bólem, sprzecznymi uczuciami. Kiedy zniknął z mojego pola widzenia, odwróciłam się w stronę dwóch chłopaków, którzy przyglądali mi się ze zdziwieniem. Żaden z nich nie miał odwagi zrobić choćby kroku w moją stronę. Nawet szkoda, że nie uciekli. Miałabym więcej zabawy.
Zmaterializowałam się tuż przed nimi.
-Możecie mi się przydać. Chodźcie za mną i nie próbujcie się sprzeciwiać.
Posłusznie kiwnęli głowami.
-Kim... czym... jesteś? - wyjąkał jeden z nich.
-Nazywam się Caroline Forbes i jestem wampirem.
Klaus
W pracowni panował półmrok. Delikatne światło, rzucane przez szparę w otwartych drzwiach, padało na kilka obrazów opartych o ściany. Przyglądałem im się tak, jakbym widział je po raz pierwszy, choć tak naprawdę nie było nikogo, kto oglądałby je częściej niż ja. Wspominałem każde pociągnięcie pędzlem, zanurzenie w farbie, układanie w głowie dzieła, które pragnąłem naszkicować. Moja pracownia była priorytetem, gdy postanowiłem urządzić ten dom. Mieszkałem w Nowym Orleanie dopiero od miesiąca, ale gdy bywałem w domu, najwięcej czasu spędzałem właśnie w tym prywatnym, niemal intymnym dla mnie miejscu. Intymnym, bo obrazy, które się tu znajdowały, ukazywały moje pragnienia, myśli, uczucia. Widząc je wszystkie, można zajrzeć w głąb mojej duszy.
Stanąłem przed ulubionym dziełem, wyciągając przed siebie dłoń. Przejechałem opuszkami palców po idealnych rysach twarzy namalowanej kobiety. Miała zaciekawiony, lecz poważny wyraz. Wyobraziłem sobie, jak na te ułożone w prawie równą linię usta wpływa promienny uśmiech. W jej oczach odbiłoby się wewnętrzne światło. Na policzki wstąpiłby delikatny róż, dodający jej uroku nastolatki. Jednocześnie zachowałaby w sobie kobiecość. Stałaby dumnie, na ramiona opadałyby kaskady kręconych włosów. Założyłaby ręce na klatce piersiowej, jak to zwykła robić, by ukazać swoje niezadowolenie. Jednak uśmiechałaby się w sposób, który zdradziłby jej prawdziwe uczucia. Udawałaby powagę i niechęć, ale uśmiech byłby zarezerwowany tylko dla mnie. Pełna sprzeczności, ukrywająca swoje pragnienia, niedostępna. Cała Caroline Forbes.
-Niesamowite! - zakpił Kol, który wszedł do pomieszczenia i wpuścił do niego światło z korytarza. - Potężna hybryda, jeden z pierwotnych, stary dziad, którego serce zdobyła zwykła osiemnastolatka. Jesteś w Nowym Orleanie, mieście, w którym mieszka tysiące seksownych, napalonych lasek, a ty wciąż myślisz tylko o tej blondynce. Co z tobą nie tak?
Odwróciłem się do niego i posłałem mu pełne pogardy spojrzenie.
-Jeżeli się nie zamkniesz, ta potężna hybryda udowodni ci, że jest jeszcze silniejsza, niż ci się wydaje.
Wyszedłem z pracowni, zatrzaskując za sobą drzwi. Kol w mgnieniu oka pojawił się tuż przy mnie i oboje udaliśmy się do salonu.
-Nie chciałem cię zdenerwować, jakoś nie spieszy mi się do kolejnego zamknięcia w trumnie - powiedział, krzywiąc się. - Po prostu zastanawia mnie, co ty w niej widzisz. Rozumiem, jest ładna, ale domyślam się, że ma w sobie coś wyjątkowego, skoro to akurat ją wybrałeś spośród tylu urodziwych kobiet.
Zatrzymałem się i zilustrowałem go wzrokiem. Postanowiłem mu odpowiedzieć, a potem zobaczyć, gdzie moi słudzy, remontując dom, położyli sztylety.
-Ty ze swoim ptasim móżdżkiem i emocjonalnością sięgającą zera zapewne tego nie zrozumiesz, ale ona... - Wziąłem głęboki wdech, skupiając wszystkie swoje myśli na pannie Forbes. - Caroline jest bardzo silna. Jest młoda, a mimo to spotkało ją w życiu bardzo wiele. Zawsze jednak wychodziła z kłopotów zwycięsko, z podniesioną głową. Jest pełna wewnętrznego światła, jej dobro mnie zadziwia. Ma człowiecze podejście do wielu spraw. Jest wampirem, a mimo to czasami zachowuje się jak śmiertelnik. Chodzi do szkoły, wkłada serce w sprawy z nią związane. Potrafi pogodzić swoje umiejętności i zapotrzebowanie na krew z kontynuowaniem życia, które utraciła po przemianie. Jest dobrą córką, której bardzo zależy na dobrych kontaktach z matką - ostatnim członkiem rodziny, jaki jej pozostał. Bardzo ważny jest dla niej związek z tym wilczkiem, Tylerem, który moim zdaniem nie zasługuje na tak wielką miłość. Najlepsze jest jednak w niej to, że jest pełna sprzeczności. W relacjach ze mną próbuje zgrywać niedostępną, niechętną poznania mnie, ale jej oczy, uśmiech ją zdradzają. Jest ciekawa świata, nowych doznań, tego, co zakazane, a jednocześnie wie, że jej miejsce jest w Mystic Falls u boku przyjaciół, matki, chłopaka. Poczułaby się winna, gdyby nagle ich zostawiła. Są dla niej najważniejsi, ważniejsi od ukrytych pragnień, o których najwidoczniej tylko ja wiem, bo inaczej ktoś z tych przygłupów, zwanych jej przyjaciółmi, wysłałby ją na przymusowy urlop. Zarzekałaby się, że to niepotrzebne, że sama nie pojedzie, ale w głębi ducha bardzo by się cieszyła, że może odsapnąć od problemów znajomych i swoich własnych. Chociaż raz mogłaby być sobą. Nie spełniałaby oczekiwań innych, zajęłaby się w końcu sobą.
Kiedy skończyłem, odwróciłem wzrok, by zapanować nad emocjami. Gdy znów spojrzałem na Kola, ten stał oparty o ścianę i przysypiał. Naszła mnie ochota skręcenia mu karku, ale powstrzymał mnie dzwonek do drzwi. Kol podskoczył, ziewnął, wymamrotał coś o tym, że mógłbym opowiadać bajki na dobranoc, po czym skierował się do swojego pokoju. Z niechęcią otworzyłem drzwi. Widok stojącej naprzeciwko kobiety mnie zdziwił. Dodatkowo jej stan wołał o pomstę do nieba.
-Kopę lat, Klaus - powiedziała zachrypniętym głosem.
-Katherine, cóż za niespodzianka. Co cię do nas sprowadza?
