Przesycone wilgocią powietrze utrudniało oddychanie. Krople potu spływały po skroni i łaskotały szyję. Bicie własnego serca, niewyobrażalnie głośne dudnienie rozsadzało bębenki. Metaliczny smak w ustach. Mięśnie napięte do granic możliwości.
Przyczajona, niczym dzikie zwierzę, ukryta w gęstych krzakach. Uniosła rękę i otworzyła zaciśnięta pięść, by przyjrzeć się swojej zdobyczy.
Peeta! Gdzie jesteś?!
Nie była drapieżnikiem.
To łykołak, to jest trujące!
Była ofiarą.
Wystarczy jedna, żeby zginąć! Nawet nie poczujesz, gdy będziesz na tamtym świecie!
Uśmiechnęła się pod nosem. Czyli on o tym nie wiedział. Nieroztropność chłopaka mogła przybliżyć jej szanse na zwycięstwo.
Gdyby jakiekolwiek miała.
Histeryczny krzyk tamtej ucichł, słyszała cichy szloch i kojący, męski głos. Jakim cudem zaszła tak daleko, jeśli byle drobnostka wytrącała ją z równowagi? Dziewczyna potrząsnęła głową z dezaprobatą. Tętno wróciło do normy, oddech się uspokoił. Pozostawało jej czekać.
W końcu para oddaliła się, kroki ucichły. Odczekała jeszcze parę minut, uważnie nasłuchując. Cisza.
Westchnęła ciężko, odgarnęła rude kosmyki z czoła. Usiadła, opierając się o potężne drzewo. Wyprostowała nogi i uśmiechnęła się. Namiastka luksusu. Przesypała zawartość jednej dłoni do drugiej. Jagody zostawiły krwistoczerwone smugi na jej szczupłych palcach.
Wystarczy jedna.
Osiem. Osiem kusząco fioletowych, soczystych owoców.
Nawet nie poczujesz.
Bolały ją mięśnie, swędziała skóra, liczne zadrapania i oparzenia piekły.
Dziewczyna zadrżała. Przemarznięta do szpiku kości nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz było jej ciepło. Jeszcze raz przyjrzała się jagodom.
Od kiedy została wylosowana, zastanawiała się nad tym, jak umrze. Nie była pesymistką, po prostu chłodna kalkulacja i bezlitosna logika dawały jej zerowe szanse na przeżycie. Dlatego wolała się na to przygotować. Nie chciała zginąć z czyjejś ręki. Bardziej niż ból przerażało ją wiążące się z tym upokorzenie. Śmierć na oczach wszystkich. Jej krew, krzyk, łzy, wyginające się w spazmach ciało. Chciała umrzeć, zachowując tę odrobinę intymności, zatrzymując resztki godności. Bez zbędnego dramatyzmu, nie ku uciesze spragnionych rzezi widzów.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nie mogła odmówić tej scenie pewnej dozy romantyzmu. Miała wydać ostatnie tchnienie ukryta w cieniu wiekowego dębu, złożyć głowę na posłaniu z mchu.
Podobno tuż przed śmiercią człowiek ma przed oczami całe dotychczasowe życie, niczym wyświetlający się w głowie film. Dziewczyna widziała tylko poruszane delikatnym wiatrem paprocie, gęste krzewy i drzewa o grubych pniach. Otoczenie zamarło, jej czułych uszu nie dobiegał żaden dźwięk. Poczuła, że jagody są zaskakująco słodkie i las zasnuła mgła.
Wszechobecną ciszę przerwał huk armatniego wystrzału, informujący cały świat o śmierci trybutki z Piątego Dystryktu.
