Seria bajkowa
Czerwony Kapturek
Autor: Zilidya
Beta: MichiruK/Eledhil
Rating: +12
Ta część dedykowana jest urodzinowo dla Harry'ego Pottera. :D
— Harry, mam do ciebie prośbę.
— Nie ma sprawy, pani dyrektor. Przecież pani wie, że zawsze pomogę.
Harry Potter uśmiechnął się do Minerwy McGonagall ciepło. Odkąd wojna z Voldemortem dobiegła końca, nareszcie żył dosyć normalnie, oczywiście biorąc pod uwagę swoją sławę. Wychodzenie gdziekolwiek bez peleryny niewidki nie wchodziło w grę. Nawet w mugolskiej części Londynu dosyć często zdarzało mu się napotykać czarodziei. Na razie nie podejmował żadnej pracy, czekając, aż ta skupiona na nim uwaga wyczerpie swoje zasoby. Dwa, trzy lata i miał nadzieję na ciszę.
Teraz zdecydował się pomóc dyrektorce Hogwartu. Po części z nudów, po części z ciekawości.
— W czym trzeba pani pomóc?
— Nie wiem, czy słyszałeś, ale profesor Flitwick zachorował.
— Och, wielka szkoda. Mam nadzieję, że to nic poważnego?
— Nie, ale nie może opuszczać swojego letniego domku. Czy byłbyś tak dobry i dostarczył mu kilka potraw z zamkowej kuchni?
— Nie ma sprawy. Użyję kominka i ...
— O to chodzi, Harry — przerwała mu kobieta — że tam nie ma kominka, a bariery uniemożliwiają aportację nawet skrzatom.
— To profesor nie może ich usunąć na jakiś czas?
— Niestety nie. Ochronne pole zostało stworzone kilkadziesiąt lat temu przez któregoś z przodków i każdy następca dokłada do niej kolejne porcje magii, by je wzmocnić. Teraz jest tak potężna, jak te tutejsze, i jej zdjęcie jest wręcz niemożliwe.
— To jak przejdę?
— Otrzymasz ode mnie to. — Położyła przed nim karmazynowy tobołek. — To płaszcz z wplecionym kluczem wstępu do chatki Flitwicka. Wybacz barwę, ale dotychczas używały go tylko kobiety.
— Nie szkodzi. Jestem już przyzwyczajony do czerwieni. Jestem przecież Gryfonem.
Kobieta zaśmiała się krótko i przekazała dokładne miejsce pobytu chorego.
Po zabraniu prowiantu do dużego koszyka, który przygotowały mu kuchenne skrzaty, aportował się tak blisko, jak pozwoliła mu na to bariera. Pojawił się na brzegu lasu i zobaczył, że na jego drodze stał Severus Snape. Uniósł brwi w zdziwieniu.
— Witam, profesorze.
— Potter. — Mężczyzna kiwnął mu głową.
Odkąd Harry poznał prawdę o Dumbledorze i jego śmierci, ich stosunki się poprawiły. A gdy do tego dorzucić jeszcze uratowanie życia, to poprawa była dosyć kolosalna. Nie raz, nie dwa zdarzało mu się spotykać Snape'a akurat wtedy, gdy robił zakupy czy wykonywał jakąś inną czynność związaną z opuszczeniem bezpiecznego domu. Ostatnio przestało mu to przeszkadzać, a jednocześnie pobudziło jego gryfońską ciekawość.
— Domyślam się, że idziesz do Flitwicka.
— Tak. McGonagall poprosiła mnie, bym podrzucił mu trochę żywności, skoro nie może się ruszać. Wie pan, co mu jest?
— Połamana magicznie noga. Musi pozwolić jej zrosnąć się naturalnie. To tyle.
Pożegnał się dziwnie szybko i znikł przy dźwięku deportacji. Harry natychmiast ruszył do swego celu. Najpierw ubrał czerwony płaszcz, podśmiewając się pod nosem, gdy ten dosyć mocno opiął jego pas. Rozejrzał się dookoła, czy nikt go nie widzi, i okręcił dookoła, przyglądając się sobie.
— Normalnie model ze mnie — zaśmiał się, podnosząc koszyk i ruszając.
Nie był jednak sam, choć o tym nie wiedział. Ktoś obserwował go zachłannym wzrokiem. Severus Snape mieszkał niedaleko i gdy spotkał Harry'ego Pottera, uznał, że to całkiem udany spacer. A dodatkowo, gdy usłyszał, że chłopak idzie do tego chorego karzełka, nagle zaświtał mu pewien pomysł. Najpierw sprawdził, którą drogę wybrał Potter. Były dwie i od tego wyboru zależał czas, jaki miał Severus na realizację planu. Minerwa najwidoczniej wskazała mu dłuższą, ku jego szczęściu. Severus pobiegł szybko tą krótszą. Wysłanie Flitwicka na urlop w inne miejsce nie było problemem, bo ten, jako właściciel tego miejsca, mógł się przenosić. Po co ta kobieta wysłała Pottera z jedzeniem, było dla niego zagadką. Gdy profesor zaklęć poczułby głód, pojawiłby się po prostu u niego i poprosił o posiłek. Może on, Severus Snape, jest odludkiem, ale nie potworem, który odmówiłby choremu jedzenia. Aportował się więc z powrotem na granicy bariery i pobiegł do chatki. W ostatniej chwili wypił eliksir wielosokowy z włosem Flitwicka. Przemiana dobiegła końca akurat, gdy do drzwi zapukano dwa razy.
— Proszę! — zawołał Severus głosem Flitwicka, zajmując szybko krzesło i wyciągając przed siebie nogę – akurat jego zdrową, bo włos miał jeszcze sprzed wypadku, ale fałszywy gips załatwił sprawę.
— Witam, profesorze — przywitał się Harry, wchodząc. — Pani dyrektor przesyła panu coś smacznego z zamkowej kuchni.
— Dziękuję bardzo, Potter. Mógłbyś wstawić wszystko do lodówki? Nie mam skrzata — poprosił Snape, starając się naśladować zachowania niewysokiego czarodzieja.
Potter przeszedł do części kuchennej dwuizbowego domku. W pierwszym pokoju był aneks kuchenny i salon, w drugim sypialnia. Dłuższą chwilę zajęło chłopakowi rozpakowanie koszyka, bo skrzaty w dużej mierze pozmniejszały i odjęły wagę potraw. Przywrócenie ich do poprzedniego stanu to właśnie ta dłuższa chwila.
— Jak pani dyrektor udało się namówić sławnego Harry'ego Pottera na to, by pobawił się w dostarczyciela obiadu?
— To proste. Po prostu poprosiła.
Harry spojrzał na profesora i zamrugał. Całe szczęście dla niego ten akurat poprawiał sobie poduszkę pod nogą i nie patrzył w jego stronę. Potter uniósł brew i uśmiechnął się. Zaraz też wrócił do swego zadania. Gdy skończył, zrobił sobie i profesorowi herbaty, a następnie postawił filiżanki obok niego na stoliku. Sam rozsiadł się w fotelu naprzeciwko.
— Zna pan może bajkę o Czerwonym Kapturku, profesorze? — zapytał znienacka.
— Nie. Zapewne to mugolska bajka.
— Tak, opowiada o dziewczynce, która odwiedza chorą babcię i zadaje jej dosyć nietypowe pytania. Nie daje za wygraną, dopóki nie usłyszy odpowiedzi.
— Jakież to pytania ją tak dręczą?
Harry napił się herbaty zanim kontynuował.
— Nietypowe, jak mówiłem. Chce pan spróbować odpowiedzieć?
Severus/Flitwick zamyślił się.
— Czemu nie? I tak nie mam nic innego do roboty.
— Dobrze. Oto pierwsze. Babciu... Oczywiście odgrywam wnuczkę... Babciu, dlaczego masz taki duży nos?
— Nos? Dziwaczne pytanie tej wnuczki.
— Mówiłem, że nietypowe. Proszę teraz odpowiedzieć — nalegał Harry.
— Rozumiem. Kochana wnuczko, żeby cię wyczuć, gdy jesteś gdzieś w pobliżu.
— Kolejne. Babciu, dlaczego twoje oczy są tak czarne?
— Żebym mogła widzieć cię w ciemnościach — odparł szybko profesor.
Chłopak znów się uśmiechnął.
— Babciu, a dlaczego masz takie długie nogi?
— Bym zawsze mogła cię dogonić.
— Babciu, a czemu jesteś Severusem Snape'em? — zapytał nagle Harry.
— Bym mógł pobyć z Harrym Potterem — odrzekł tak samo szybko mężczyzna i natychmiast zrozumiał swój błąd.
Potter jednak już zerwał się z fotela i stanął przy drzwiach, śmiejąc się na całego.
— Niezły z pana wilk, profesorze Snape. Do zobaczenia!
I wybiegł, zamykając za sobą głośno drzwi. Dobrze zrobił, bo sekundę potem coś w nie uderzyło.
Wesoły śmiech chłopaka jeszcze dłuższą chwilę rozbrzmiewał w lesie.
Koniec cz.1.
