Potter nie Potter

Autor: Zilidya

Beta: ?

Oto historia dla mojego Ulubieńca Miesiąca (sierpień) — Salomanki.

Poprosiła o zrealizowanie życzenia, więc zapraszam gorąco na podwójną nagrodę.

Cz.1.

Severus uśmiechnął się zwycięsko i bardzo, ale to bardzo złośliwie.

— Tu cię mam, panie Potter.

Przed nim na stoliku stało w rzędzie kilka kryształowych fiolek. Na każdej, eleganckim pismem, napisane zostało czarnym atramentem:

Eliksir Wielosokowy o przedłużonym czasie działania."

Trochę niżej lśnił zieloną barwą dopisek.

H. Potter. Lat 16. Gryffindor."

Snape tego dnia nawet nie podejrzewał, jakie szczęście wpadnie w jego ręce. Po raz pierwszy wypadek Longbottoma podczas zajęć sprawił mu przyjemność. Gdy wszyscy odwrócili się do sprawcy wybuchu, on zauważył, że jeden z eliksirów zmienił barwę na złotą, a nie typową brunatną. Wypędził wszystkich wymówką, że na dziś dosyć ma ich tępoty, i że praca nad tym eliksirem zostaje wstrzymana do kolejnych zajęć. Spróbowaliby tylko nie posłuchać.

W ten sposób został posiadaczem kilku próbek nieznanego eliksiru. Po sprawdzeniu go, wpadł na pomysł.

Drwiący uśmiech wygiął znów jego usta, gdy sięgał po kolejną już fiolkę.

Pierwsza miał dla niego bardzo ciekawy, choć mocno zaskakujący efekt. Snape wiedział, że eliksir zawiera część któregoś z Gryfonów, w końcu znajdował się na ich stronie. Test potwierdził, że pomimo koloru, mikstura jest prawidłowa. Teraz musiał tylko dowiedzieć się, kogo dostał w tym niespodziewanym prezencie.

Po przełknięciu mikstury zamknął oczy i czekał aż niemiłe wrażenia przemiany miną. Gdy znów je otworzył od razu zrozumiał w kogo został zmieniony i ta opcja w ogóle mu się nie spodobała. Po pierwsze musiał transmutować sobie okulary i dopiero wtedy spojrzał w lustro.

— Potter! — warknął.

Oczywiście, że Potter. Przecież to jego nemezis. Któżby inny mógłby mu niszczyć życie?

Te denerwujące go ciągle włosy opadały mu właśnie na oczy i żadne próby zmiany ułożenia grzywki nie przynosiły pożądanego skutku.

— Merlinie! Potter, nawet mugole wynaleźli fryzjera — żachnął, gdy po raz kolejny jego widoczność została skrócona.

Aby trochę się rozproszyć spojrzał w dół. Przyda mu się znać każdy defekt Gryfona, jaki mógł poznać.

— Potter! Czy ty wogóle jesz?

Chłopak był chudy. Może jeszcze nie jak szkielet, ale jednak. Jednocześnie widać było wyrobione mięśnie, pewnie podczas treningów quidditcha. O dziwo, spodnie nadal miał na sobie i wyglądało na to, że Potter jest podobnej postury co Severus, bo czuł tylko minimalny luz.

— I całe szczęście. Jeszcze bym musiał oglądać jakieś straszydło w tych dolnych zaroślach.

Zdanie zmienił kilkanaście minut później, gdy natura zmusiła go do skorzystania z łazienki.

Nie skomentował tego co zobaczył, ale zanotował sobie dokładnie w pamięci.

Ale za to wpadł na pewien pomysł.

Prawdziwy ślizgoński plan.

— Harry? Co ty tutaj robisz? — pytanie Hermiony Granger zatrzymało Gryfona w miejscu.

— To Wieża Gryffindora, chyba mogę tu przebywać jak Gryfon.

Dziewczyna zarumieniła się zawstydzona.

— Ależ oczywiście, że tak, Harry. Myślałam, że chcesz się nad czymś zastanowić i poszedłeś do Pokoju Życzeń.

— Zmieniłem zdanie. Muszę coś zabrać z kufra.

Granger chwilę odprowadzała go wzrokiem, ale szybko wróciła do czytania grubej księgi.

„Harry" cofnął się kilka kroków bardzo cicho i zerknął jej przez ramię, gdy coś kolorowego zwróciło jego uwagę. Dziewczyna wcale nie była zaczytana w „Numerologii", jak brzmiał tytuł księgi, lecz w całkowicie mugolskiej gazecie, a dokładniej w „Cosmopolitan". Chłopak już miał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Zdecydował się inaczej wykorzystać tę wiedzę później. Ruszył do pokoju Pottera.

Odkąd chłopaka co jakiś czas dręczyły koszmary miał (nie)przyjemność być już w tym pomieszczeniu.

— Cześć, Harry!

Longbottom uśmiechnął się do niego na powitanie, zaraz potem zmarszczył brwi.

— Dlaczego wróciłeś? Czegoś zapomniałeś?

— Coś w tym rodzaju. — Potter pochylił się nad kufrem i otworzył go na oścież, starając się nie zwracać uwagi na Longbottoma.

— Czemu nikomu nie powiesz? To nie może trwać wiecznie, Harry.

— O... czym? — Sam chciałby wiedzieć.

Potter miał jakoś tajemnicę, o której wiedzieli nieliczni.

— Dobrze wiesz o czym — oburzył się Neville. — Nie zgrywaj przede mną idioty. Wystarczy, że robisz to przed nauczycielami.

— Przecież nie udaję — mruknął, mając nadzieję, że tak jest naprawdę.

— Tak, oczywiście. Mnie nie oszukasz. Taka ilość zaklęć ochronnych jaką masz na sobie codziennie powinna błyszczeć niczym latarnia, ale ty potrafisz je ukryć nawet przed profesorem Snapem. Dziwi mnie, że on jeszcze niczego nie zauważył, albo dyrektor. To samo dotyczy twoich zaklęć wyciszających. Myślisz, że nie widzimy jak Zgredek wynosi prawie co rano zakrwawioną pościel? Potrzebujesz pomocy!

— Odwal się! — Potter zatrzasnął wieko kufra i wyszedł szybko z dormitorium.

Przynajmniej tak myślał, że zachowa się Potter.

Zaraz po opuszczeniu Wieży rzucił w jednym z bocznych zaułków na siebie czar kameleona i przedostał się szybko do swoich komnat.

Co ten bachor kombinuje? O czym mówił Longbottom? Coś mi tu śmierdzi?, myślał Snape.

— Zgredek!

Ciche pyknięcie poinformowało go, że skrzat pojawił się na zawołanie. Jeszcze zanim ten otworzył usta zadał mu pytanie.

— Jak często pościel Harry'ego Pottera jest zakrwawiona i jak mocno?

Skrzat zaczął się denerwować.

— Odpowiadaj! — nakazał Snape ostro.

— Zgredek zmienia pościel codziennie.

— Czemu nie poinformowałeś o tym żadnego z profesorów? — krzyknął na niego.

Zgredek skulił się w kucki i schował głowę w ramiona.

— Harry Potter prosił, żeby nie mówić.

— Więc jak się którejś nocy wykrwawi na śmierć to też tak się będziesz tłumaczyć?

Skrzat pisnął przerażony.

— Nie, Zgredek pilnuje Harry'ego Pottera. Krwi nie ma dużo. Blizna na czole nie krwawi mocno.

Sprawa wreszcie się wyjaśniła. Powoli prze do przodu.

— Wracaj do kuchni i ani słowa, że ze mną rozmawiałeś.

— Tak, profesorze Snape.

Nieświadomy niczego prawdziwy Harry wrócił do pokoju wspólnego trzy godziny później. Hermiona spojrzała na niego dziwnie się rumieniąc, ale nic nie powiedziała. Uniósł w zdziwieniu brwi i poszedł do swojego pokoju.

Neville dołączył do niego po chwili.

— Harry? Co to było po śniadaniu? — zapytał.

— Słucham? — Zerknął na niego, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

— Przyszedłeś po śniadaniu i to bez najmniejszego zaklęcia na sobie, a gdy delikatnie ci o tym zwróciłem uwagę nakrzyczałeś na mnie i uciekłeś.

— To nie... — Harry zmarszczył brwi, ale po chwili chrząknął i dodał: — Byłem trochę rozkojarzony. Przepraszam cię.

— Nic nie szkodzi, ale nadal twierdzę, że powinieneś komuś powiedzieć. Chociaż z kimś o tym porozmawiaj.

— Rozmawiam z tobą — zauważył wesoło, ale za bardzo sztucznie żeby zmylić Neville'a.

— Harry! Mam na myśli kogoś dorosłego.

— Neville, proszę — jęknął załamany.

— Dobra, już nie będę. Wiedz, że ukrywanie tego w niczym ci nie pomoże. Dopadnie cię w najgorszym momencie i będziesz potem pluł sobie w brodę.

Longbottom zabrał kilka książek i notatki, a następnie wyszedł.

Harry za to zaczął się zastanawiać. Skoro to nie on, a tego był pewien, rozmawiał wcześniej z Nevillem, to kto?

A skoro kilka dni wcześniej kończyli eliksir wielosokowy to podebranie paru próbek nie było problemem dla chcącego. Włos można było zdobyć gdziekolwiek, w końcu sami to zrobili w drugiej klasie.

Ale po co ktoś chciałby być nim?

Mógłby podejrzewać Rona, jeśli chodzi o sławę, ale to już dawno przeszło rudzielcowi.

Malfoy? Nie, raczej nie. Jego od razu można wykluczyć. Arystokrata dostałby zawału gdyby zobaczył coś innego na głowie niż swoją platynę.

Nagle jeszcze jedna osoba przyszła mu na myśl.

Koniec cz.1.