Błędne koło wspomnień zataczało coraz szersze i coraz bardziej bezlitosne kręgi w mojej głowie. Zahaczało o rzeczy, o których najmniej chciałam pamiętać. O bolesne chwile, o pożegnania… Ale chyba to jedno pożegnanie było najgorsze. Pamiętałam doskonale to miejsce, pogodę, a nawet zapach powietrza. Dłoń i ramiona paliły mnie żywym ogniem, jakby dopiero co wypuścił je z objęć. Była wiosna. Piękna, słoneczna… Staliśmy z Doctorem przy Tardis. Milczeliśmy. Czułam, że zaraz coś się stanie. Że coś wisi w powietrzu. Ptaki śpiewały wesoło, a ja przyglądałam się swojemu towarzyszowi. W porywie serca ujęłam jego dłoń i splotłam razem nasze palce. Przypomniał mi się wieczór na Barcelonie. Nie w mieście, lecz na planecie Barcelona, psy bez nosów i największe międzygalaktyczne centrum handlowe, do którego nawet nie zajrzeliśmy. Doctor zabrał mnie na przechadzkę zabytkowymi alejkami…

- Muszę ci coś powiedzieć. – wyrwał mnie z rozmyślań, a ja spojrzałam na niego badawczo. – To tu się wszystko kończy… - dodał po chwili, i uśmiechnął się smutno. Zmarszczyłam delikatnie brwi, nie odrywając wzroku od jego pięknej twarzy. Odgarnęłam mu zagubiony kosmyk bujnej czupryny z czoła.
- O czym mówisz? – zapytałam, ale czułam, że nie chciałam uzyskać na to pytanie odpowiedzi. Bałam się jej. I to jak bardzo…
- To tu cię zostawiam, Jo. Tu otwiera się nowy rozdział w twoim życiu. – Odparł mi, a ja poczułam, że w oczach stają mi łzy – Zrozum to i żyj dalej. – dodał.
- Ale Doctorze… - wydusiłam tylko – Nie chcę żyć bez ciebie… - ciągnęłam, a on ujął moją twarz w dłonie.
- Tyle wspaniałych rzeczy przed tobą… Nie każ mi patrzeć jak płaczesz. Chcę cię zapamiętać uśmiechniętą. Jak wtedy na Wembley w 1981. Pamiętasz? – zapytał, wycierając łzę spływającą po moim policzku. Tak, pamiętałam doskonale. Koncert Queen, spełnienie marzeń… Staliśmy tuż pod sceną wykrzykując na cały głos piosenki…
- To zostań. Wtedy, przyrzekam, nigdy już nie będę marudzić. Nigdy płakać… - położyłam swoją dłoń na jego, a on bez słowa przytulił mnie do siebie. Łzy płynęły mi jedna za drugą. Słyszałam bicie obu jego serc… To był dźwięk, który miał już zawsze tkwić gdzieś z tyłu mojej głowy….
- Jo… Pozwól mi odejść. Obiecuję ci, że nigdy, ale to nigdy nie będziesz tego żałować. Przedstawienie musi trwać… - powiedział po dłuższej chwili – Zawsze będę cię kochać. I nigdy nie zapomnę tego, co razem przeszliśmy. – uniosłam wzrok i odsunęłam się od niego, kiwając twierdząco głową. Wiedziałam, że nie mam szans aby zatrzymać go przy sobie. Że muszę zapamiętać każdy szczegół jego twarzy. Jego piękne oczy i uśmiech, który mógłby rozjaśnić nawet najciemniejsze chwile. Bez dłuższego zastanowienia zrobiłam to, czego bałam się zrobić przez cały ten czas spędzony u jego boku. Położyłam jedną dłoń na jego ramieniu a drugą na szyi i przymknęłam oczy. Stanęłam na palcach i pocałowałam go. Doctor przyciągnął mnie do siebie i objął mocno, najmocniej, jak potrafił. Wplotłam palce w jego włosy i wtuliłam twarz w jego szyję.
- Kocham cię. – szepnęłam mu wprost do ucha i odsunęłam się. Jego brązowe oczy zalśniły łzami, ale uśmiechnął się blado. Wiedział już, że pozwalam mu odejść. Że puszczam go, ale nigdy nie pogodzę się ze stratą… Odwrócił się i włożył jedną dłoń do kieszeni płaszcza, który tak często mi pożyczał. Otworzył Tardis i wszedł do środka. Kluczyk ciążył w mojej kieszeni, na której odruchowo położyłam dłoń.
- Żegnaj… - szepnęłam sama do siebie. Tardis ruszyła, pozostawiając za sobą tylko głuchy dźwięk, przypominający pocieranie metalu o metal.