Disclaimer! Prawnie postacie nie należą do mnie, tylko do Arthura Conan Doyla, Marka Gatissa, Stevena Moffata i BBC.
Ten fanfik jest tłumaczeniem „Moriarty's gun" autorstwa użytkowniczki Toxicwind. Tak samo jak ja zastanawiała się ona nad tym, dlaczego w ostatniej scenie „Upadku z Reichnbach" Moriarty nie wymierzył swojej broni w Molly Hooper. Oto odpowiedź.
Molly.
Nawet jej imię jest piękne. Pamiętam jej śliczną twarz, jakby to było wczoraj, mimo że ostatnio widzieliśmy się wiele miesięcy temu. Bycie Napoleonem zbrodni ma swoje wady. To, że nie mogę z nią być, jest jedną z nich. Proszę, tylko nie zrozum mnie źle! Uwielbiam zachowywać się niegrzecznie i sprawiać problemy. Po prostu przebywanie z nią sprawia, że myślę zupełnie inaczej.
Wiem, że potrzebowałem jej tylko po to, aby dostać się do Sherlocka; tak łatwo go wyśledzić. Ale te kilka randek, pomimo moich pierwszych myśli na jej temat - słodka, miła, łatwa, kochająca zwierzęta, niezwykle nudna i zupełnie nieinteresująca... A potem odkryłem, że właśnie dlatego tak mnie fascynuje. Była czymś normalnym. Czymś, o czym zapomniałem. Czymś, za czym się stęskniłem...
W trakcie naszych spotkań dostrzegłem, że tak naprawdę była inteligentną, lojalną, najlepszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Sprawiała, że czułem się taki... żywy. Jestem aniołem śmierci. Aniołem z czarnymi skrzydłami. Ale ona zamieniła jedno moje pióro w białe...
Po tym, jak poznałem Sherlocka, wiedziałem, że wydedukuje, iż grałem geja. Oczywiście miałem rację. Jej oczy płonęły złością, jakiej jeszcze nigdy u nien nie widziałem. To sprawiło... To sprawiło, że się w niej zakochałem. Przepadłem.
Po incydencie na basenie, obserwowałem ją z większą uwagą. Upewniałem się, że wszystko u niej w porządku. Upewniałem się, że jest szczęśliwa. Nie powinna kochać tego potwora - Sherlocka. On nie jest dość dobry dla mojego Anioła. Wiele brakuje mu do ideału. Zacząłem niszczyć, aby zagłuszyć ból złamanego serca. Jednak włamanie się do trzech najlepiej chronionych miejsc w Anglii oraz przekupienie sądu było o wiele łatwiejsze, niż z początku myślałem.
Rozmowa z Sherlockiem była całkiem niezła, ale dostałem gówniane jabłko. Za miękkie. Powinien o tym pomyśleć w przyszłości.
Muszę przyznać, że na tamtym dachu byłem podekscytowany. Sherlock miał zginąć. W innym wypadku snajperzy zastrzeliliby wszystkich jego przyjaciół. Ale nie Molly. Wiem, że uważa ją za rodzaj przyjaciółki. Ufa jej. Ale nigdy nie wycelowałbym broni w mojego Anioła. Nigdy.
Wtedy Sherlock powiedział mi, że nie musi umierać, jeśli ma mnie. Oczywiście wiedziałem, że mam zginąć. Przygotowywałem się do tego od miesięcy. Uśmiechnąłem się. Życzyłem mu powodzenia. Podziękowałem mu. Za dwie rzeczy. Po pierwsze przez długi czas się nie nudziłem.
Ale w większym stopniu byłem mu wdzięczny, że dzięki niemu poznałem Molly.
Wyjąłem broń z kieszeni. Wiedziałem, że mój Anioł będzie do końca życia myśleć, iż jestem mordercą, Napoleonem zbrodni, który nigdy się nią nie przejmował. Chciałbym powiedzieć jej, że się myli. Chciałbym powiedzieć jej, że ją kocham. Otworzyłem moje usta i włożyłem do nich pistolet. Molly. Stęskniłem się za nią. Nacisnąłem spust.
Molly.
