- Niemożliwe! To niemożliwe – Ron biegał po gabinecie dyrektora wymachując rękami, z zupełnym brakiem szacunku dla miejsca, w którym się znajdował.
Harry siedział na krześle i tępym wzrokiem wpatrywał się w Dumbledore'a.
- Ale skąd pan wie?! – wrzasnął Ron. – Kto panu powiedział?
Dumbledore wstał z dyrektorskiego fotela i podszedł do szalejącego rudzielca.
- Proszę usiąść, panie Weasley.
Ron usiadł.
- Rozumiem wasze zaskoczenie – patrząc na ogłupiałego Harry'ego, poprawił się – szok. Jednak musimy ochłonąć i razem się nad tym zastanowić.
- Nad czym się tu zastanawiać! – krzyknął Ron. – Niech pan wywali tego pedofila na zbity pysk!
Dumbledore pokiwał głową.
- Wasza przyjaciółka nie jest już dzieckiem, po pierwsze. A po drugie – zawahał się – nikt jej do niczego nie zmuszał…
- Jak to nie zmuszał? – Harry odezwał się po raz pierwszy.
- Sama, że tak powiem – Dumbledore zastanowił się nad odpowiednim sformułowaniem – chciała… - dokończył.
Oczy Rona zrobiły się większe niż szkła okularów Harry'ego.
- Ona chciała z nim!!
- Hmm – mruknął Harry. – Może ją raz poniosło… Ona ma w końcu dość wybuchowy charakter.
- Nie raz, panie Potter – zaprzeczył dyrektor.
- Nie raz!? – wrzasnął Ron rozdzierająco. – To ile!?
Dumbledore zakręcił się na obcasie.
- Od trzech miesięcy…
- Od trzech miesięcy jest z tym… - Rona zapowietrzyło.
- Nic nam nie powiedziała – zachmurzył się Harry.
Dumbledore westchnął.
- Dowiedziałem się o tym przypadkiem. Pani Pomfrey spotkała ich w ubiegłym tygodniu wracając z Hogsmeade.
- Chodzili poza szkołą razem?! – wytrzeszczył oczy Ron.
- Razem – potwierdził dyrektor. – O godzinie wpół do pierwszej w nocy siedzieli nad brzegiem jeziora.
- Nad brzegiem jeziora!! – Ron zerwał się na równe nogi i zaczął biegać po gabinecie. – Zabiję go, zakatrupię! Utopię go w jego cholernych miksturach!!
- Panie Weasley – uspokoił go Dumbledore. – Ja nie wiem co mam panu powiedzieć, żeby pan tak nie biegał tu z rozwianym włosem, ale naprawdę, proszę o trochę rozsądku i siadaj wreszcie, histeryku! – dyrektor w końcu się mocno zirytował.
Ron wrócił na miejsce, ale ciągle kręcił głową i gestykulował bezładnie.
- Czy to nie jest zabronione? – zapytał Harry.
Dumbledore pokiwał głową na boki.
- W zasadzie nie jest pochwalane, ale nie ma dotyczących tego przepisów w regulaminie.
- Jak to nie ma!? – wrzasnął Ron. – Nie wolno nosić zwykłych ubrań, włóczyć się nocami po zamku, chodzić do Zakazanego Lasu, opuszczać zajęć – nakręcał się coraz bardziej. – A wolno sypiać z nauczycielem!!
- Panie Weasley! – przyhamował galopującego dyrektor. – Takie sytuacje nie zdarzają się często, ale rozumie pan…
- Nie – zaprzeczyli jednocześnie Ron i Harry.
Dumbldore odchrząknął.
- Uczniowie i nauczyciele spędzają w Hogwarcie większość życia – wyjaśnił, gapiącym się na niego nastolatkom. – I naturalnym jest, że zawiązują się pewne… nici… porozumienia i przywiązania, nie tylko między uczniami, ale i w kadrze profesorskiej… a także między uczniami a nauczycielami.
Ron prychnął pogardliwie.
- Wiecie panowie, że regulamin Hogwartu nie jest restrykcyjny… pod tym względem.
Obaj pokiwali głowami.
- Poza tym, w świecie czarodziejów często zdarzają się małżeństwa o dużej różnicy wieku – ciągnął Dumbledore. – I są to małżeństwa szczęśliwe, a przynajmniej nie nieszczęśliwsze niż te między osobami w tym samym wieku.
- Ale on się z nią nie ożeni! – wrzasnął Ron. – Wyobraża sobie pan, żeby taki facet jak on związał się z uczennicą, członkinią Zakonu Feniksa, a wreszcie… szlamą? – dodał.
- On też nie jest czystokrwisty – odparł Dumbledore. – I też jest w Zakonie Feniksa…
- Co z tego? – zapytał Harry. – Nie zna go pan? To bezwzględny człowiek, bez sentymentów.
Dyrektor uśmiechnął się.
- Znam go i wiem, że większością jego najważniejszych wyborów kierowały właśnie sentymenty.
Spojrzał w osłupiałe twarze młodych mężczyzn.
- Później działa bezwzględnie i na zimno, ale decyzję podejmuje z powodu swoich uczuć, nie rozsądku czy interesów.
- Więc pan uważa, że on się z nią ożeni? – odezwał się Harry.
- Tego nie wiem – odparł Dubledore. – Ale naszym zadaniem jest ukrycie tego romansu przed wszystkimi.
- Mam lepsze wyjście – warknął Ron. – Rozwalmy ten romans!!
- Panie Weasley – dyrektor znów się poważnie wkurzył. – Nie rozwalimy go, jak to pan określił, bo oni chcą być razem. Musimy ich dobrze zakamuflować.
- Dlaczego? – zapytał tępo Harry.
- Pomyślcie, panowie! – Dumbledore podniósł obie ręce do góry w geście irytacji. – Voldemort może użyć jej jako przynęty, narzędzia szantażu czy zemsty. Z drugiej strony, wywołałoby to skandal, a ja i tak mam dużo na głowie… - zakończył z westchnieniem.
Gryfoni spojrzeli na siebie z niewyraźnymi minami.
- Mamy kryć tego… stuprocentowego Ślizgona? – zapytał Ron z obrzydzeniem.
- Tak – odparł krótko dyrektor.
- Ale co ją skłoniło… - zaczął Harry. – A nim? Od trzech miesiący?
Dumbledore uśmiechnął się szelmowsko.
- No cóż, panowie – chrząknął – wydaje mi się, że rozumiecie pewne rzeczy…
- Ale dyrektorzeee! – zawył Ron. – On jest taki… straszny!
- Ale nie jest brzydki – dyrektor ukrył uśmiech w długiej brodzie.
Chłopcy znów na siebie spojrzeli. Wysoki, czarnooki, w zamaszystym płaszczu…
- No nie jest – zgodził się Ron z boleścią.
- W młodości nie miał specjalnie powodzenia, ale za czasów Czarnego Pana, no cóż… wyrobił się – dokończył z uśmiechem, tym razem szerokim.
- Nie da się ukryć – przewrócił oczami Harry.
- I teraz jest idolem żeńskiej części Syltherinu – parsknął Ron.
Dyrektor nachylił się konfidencjonalnie.
- Nie tylko.
- Jak to, nie tylko? – zapytał Harry.
Dumbledore roześmiał się.
- Powiem wam, panowie, żeby łatwiej wam było zrozumieć wybór waszej przyjaciółki – zaczął bujać się w fotelu. – W czasach, gdy pracował dla Voldemorta, szalały za nim Bellatrix Lastange i Narcyza Malfoy.
Chłopcy zrobili wielkie oczy.
- A teraz – kontynuował dyrektor – dostaje najwięcej walentynkowych kartek ze wszystkich nauczycieli. Założyliśmy mu specjalną skrzynkę, bo nie mieściły się we wspólnej.
Nastała cisza. Ron zbierał szczękę z podłogi, a Harry starał się opanować wypadanie gałek ocznych.
- Tak więc radzę wam, pogódźcie się z tym – zakończył zdecydowanie Dumbledore. – I pomóżcie chronić ich oboje.
- Nooo, doooobrzeeee – wyjęczał Harry. – Skoro pan mówi, że już nic nie poradzimy…
- Nie! – zerwał się Ron. – Niczego nie obiecam, aż nie zobaczę Hermiony i nie usłyszę tego z jej własnych ust!
- Dobrze – zgodził się dyrektor. – Wejdźcie! – zawołał.
Otworzyły się drzwi do przedsionka. Harry i Ron znieruchomieli, zaniemówili, skamienieli, zamarzli, zdrętwieli.
W progu stała Hermina i trzymała pod rękę Severusa Snape'a.
