- To jest mój pierwszy fanfick na tym serwisie - drapie się w głowę w zakłopotaniu. - Miałam już co prawda bloga, ale i tak prosze o wyrozumiałość. Wystąpił spory problem z wyborem rodzaju... - chrząka z zbolałą miną. - w końcu zdecydowałam się na Frienship/humor, ale nie obiecuje, że nie trąci trochę jakimś smętem... Zabrałam się za pisanie tej historii, gdyż się jeszcze nigdy nie spotkałam z żadnym crossoverem HP/FMA po polsku, a sama miałam straszną ochotę takowy napisać...
- Może byś już przeszła do rzeczy? - burczy Ed.
- Zamkniesz się czy nie?
- Ona chce po prostu powiedzieć, że od pół roku wymyślała fabułę i, że ma nadzieję, że będzie ciekawe...
- I, że Fullmetal Alchemist należy do pani Hirokmu Arakawy - bije pokłony. - oraz do J.K. Rowling. - Znowu pokłony. - Aha, i jeśli chodzi o czas akcji...
- Zaraz po tym jak mnie Kimbley zmasakrował, czyli mniej więcej tak, jak wychodzi manga w Polsce.
- JAK TY MOŻESZ O TYM MÓWIĆ Z TAKIM SPOKOJEM!!!???
- Obowiązuje również znajomość sagi Harry'ego Potter'a (książki!) do piątej części włącznie - ciągnie Ed dalej monotonnym tonem, nie zwracając uwagi na LTU, szlochającą w jego rekaw.
Miłej lektury!
(aha, jeśli ktoś chce, to warto sobie puścić piosenkę "Brothers" z pierwszego anime FMA^^)
PROLOG
- Mamo, mamo, opowiedz tę bajkę o alchemiku, który uratował świat...
- Nie, ja chcę o tym kocie, co został królem! Albo nie, tę o tej szkole!
- O! Tak! Mamo opowiedz o szkole magii!
- Dobrze, ale najpierw Ed, załóż skarpetki.
- Pośpiesz się Ed! Ja chce już bajkę!
- Już? Gotowy? Hm... jak to szło? A tak... Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami i za siedmioma rzekami, była sobie czwórka przyjaciół – ciepły, przepełniony miłością głos kobiety niósł się po pokoju, wypełniając go obrazami. Dwójka chłopców wpatrywała się w nią z bezgranicznym uwielbieniem. - Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ta czwórka nie była czarodziejami. I to najsilniejszymi w tamtych czasach. Godryk Gryffindor, najdzielniejszy z dzielnych, przebiegły Salazar Slytherin, pracowita Helga Hufflepuff oraz bystra Ravena Ravenclaw. Pewnego dnia postanowili, założyć szkołę, w której przekazywaliby swoje umiejętności kolejnym pokoleniom. Nazwali ją Hogwartem...
~ dziesięc lat później ~
- Żartujesz!? - przechodnie obejrzeli się zaskoczeni, by chwilę później nieświadomie przyspieszyć kroku. Facet w ogromnej stalowej zbroi nie należy w końcu do osób z którymi lubi się przebywać na jednej ulicy. Nawet, jeżeli ma głos dziesięciolatka.
- Chciałbym – warknął idący obok niego chłopak z wściekłą miną, po czym obdarzył paru zezujących spacerowiczów takim spojrzeniem, że praktycznie zaczęli uciekać w bliżej nieskonkretyzowanym kierunku – byle dalej od tej dziwnej dwójki.
- Ale przecież...
- Wiem – burknął. - To jest jeden wielki idiotyzm. Ale nie mamy wyjścia – dodał po chwili ledwo słyszalnym głosem.
Przez dłuższy moment żaden z nich się nie odezwał, obaj pogrążeni we własnych myślach.
- Cholera!!! - krzyknął w końcu niższy, przyprawiając większość ludzi wokół o tachekardię, po czym z impetem usiadł na fontannie. - Nieźle to sobie obmyślili – wycedził przez zęby.
- Niestety – odparł ten w zbroi ponuro. - Edziu przestań straszyć przechodniów – dodał po chwili niezbyt przekonującym tonem. Nie miał siły na kolejną dyskusję z bratem
- Odezwał się – burknął Ed kwaśno. - A ty to co niby robisz?
- Ale to nie specjalnie! - oburzył się ten w zbroi. Ku swemu zdumieniu odkrył, że Ed nie pociągnął tematu, tylko nachmurzył się jeszcze bardziej i wbił spojrzenie w kamienne płyty pokrywające najbliższe otoczenie fontanny. - Spójrz na to od drugiej strony. Może uda nam się znaleźć inny sposób na pozyskanie kamienia filozoficznego... albo w ogóle jakiś zupełnie inny sposób na odzyskanie naszych ciał – odezwał się cicho. - W końcu ta cała „magia" jest pewnie jakąś odmianą alchemii... Ed?
- No właśnie Al... jest jeszcze jedna sprawa... - stalowy hełm obrócił się i obdarzył Ed'a świdrującym spojrzeniem. Chłopak wciąż nie mógł dojść do tego, jak jego bratu udaje się okazywać tyle emocji, będąc zapieczętowanym w stalowej zbroi i pozbawionym własnego ciała. Na co skazał go właśnie Ed. Swoją bezgraniczna głupotą. A na dodatek, właśnie miał powiedzieć coś, co sprawi, że stalowa zbroja będzie emanować smutkiem. - Bradley powiedział... ja... jadę... z Mustangiem. Musisz zostać.
Zapadła cisza. Bolesna cisza. Ed uciekał wzrokiem przed spojrzeniem brata.
- Chcą mnie wykorzystać jako zakładnika? - bardziej stwierdził niż zapytał Al. Jego głos był nijaki, matowy. Tego właśnie Ed obawiał się najbardziej.
- Nie wiem... nie wiem, Al... Nic już nie wiem... - ukrył twarz w dłoniach. Potrafił wiele znieść, naprawdę wiele, ale tego było już za dużo... Przez chwilę obaj milczeli.
- Nie martw się Ed – odezwał się nagle młodszy brat. - Zajmę się Winry i... wszystkim. A ty... postaraj się jak najlepiej. Może faktycznie ta „magia" będzie kluczem do całej sprawy.
- Mam nadzieję...
- Poza tym będziesz miał okazję spotkać ludzi w swoim wieku... w końcu mówiłeś, że to jakaś szkoła, nie? A ja nie będę ci przeszkadzał... - Al usiłował nadać swojemu głosowi beztroski ton, ale niezbyt mu wyszło.
- Nie mów tak – uciął ostro Ed. - Jadę tam po to, żeby znaleźć sposób na odzyskanie twojego ciała i... może znajdę coś co uratuje Amestris... - dodał ciszej, a w jego głosie czaiła się determinacja.
Przez chwilę milczeli. Nagle Ed uśmiechnął się.
- Wiesz co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? - Al posłał mu zaskoczone spojrzenie. - Że ta cała szkoła, nazywa się Hogwart...
~...~
- Pa, Al.
- Do zobaczenia nii-san. Uważaj na siebie i nie krzycz na każdego kto nazwie cie małym...
- KOGO NAZYWASZ TAK MAŁYM, ŻE TOMCIO PALUCH PRZY NIM TO GIGANT?!!!!
- … też będę za tobą tęsknić nii-san.
- Al?
- Hm?
- Bądź ostrożny, ok? Uważaj na zbroję i w ogóle...
- Ha, ha, ha! Do zobaczenia!
- Do zobaczenia.
UWAGA!
Każdy komentarz sprawia, że Ed rośnie o jeden centymetr!
WIĘC KOMENTUJCIE, JEŚLI NIE CHCECIE, ŻEBY ED DO KOŃCA ŻYCIA BYŁ KURDUPLEM!!!
*ginie śmiercią bolesną z powodu rany ciętej, zadanej przez Ed'a*
