W MATNI

Akcja rozpoczyna się trzynaście lat po wydarzeniach opisanych w ff „Szczęśliwe dni w piekle" (do rozdziału 14) przed czytaniem, konieczne jest więc zapoznanie się z tamtym opowiadaniem.

***

Harry Potter został pochowany, po jego śmierci Hermiona wróciła do świata mugoli i zarwała wszelkie kontakty z czarodziejami, Draco Malfoy zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, Ron Weasley skończył szkołę i pracuje jako szef Biura Aurorów, Albus Dumbledore został Ministrem Magii, a Severus Snape dyrektorem Hogwartu.

W Zakonie Feniksa panuje ogólne przygnębienie. Voldemort postanowił połączyć metody mugolskie z magicznymi i opanować cały świat. Śmierciożercy są w większości rządów i organizacji międzynarodowych. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta…

Rozdział 1

- Mamo, co mam jeszcze ze sobą zabrać? – mała, jedenastoletnia dziewczynka z wypiekami na twarzy biegała po korytarzach dużej, eleganckiej willi położonej na obrzeżach Waszyngtonu, usiłując dokończyć pakowanie kufra. Następnego dnia miała wyruszyć na największą przygodę swojego życia.

Miała jechać do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

Lecz w tej chwili Emma Stevenson zajęta była szukaniem w półkach wszystkich ulubionych bluzek, zabawek i książek. Jedzie przecież na pół roku, musi zabrać ze sobą wszystko co konieczne!

Jako dziecko żołnierza, a później dyplomaty, co więcej jako wnuczka Prezydenta Stanów Zjednoczonych, była przyzwyczajona do ciągłych wyjazdów, spotkań z obcymi ludźmi i proszonych kolacji, na których trzeba było zaprezentować się odpowiednio. Nie bała się tego, jednak spotkanie z innymi dziećmi, które tak jak ona – choć dowiedziała się o tym całkiem niedawno i przez przypadek – też umieją czarować, napawało ją pewnym lękiem.

- A jak czegoś zapomnę? – spytała po raz kolejny siedzącą przy fortepianie matkę.

- To doślemy, spokojnie kochanie. Jestem pewna, że sobie poradzisz – kobieta uśmiechnęła się ciepło.

Kiedy dowiedziała się, że jej jedyna córka jest czarownicą, z początku była przerażona. Przecież nie ma czegoś takiego jak czary, to niedorzeczność! I to jeszcze w takiej rodzinie – przecież byli cały czas na świeczniku, non stop obserwowani, nie było dnia żeby o kimś nie mówili w wiadomościach. Sama czasem śmiała się, że jej mąż i ojciec powinni wykupić osobną stację telewizyjną - tylko na ich konferencje prasowe. A tu nagle – magia! Bała się, że to zrujnuje im pozycję, za długo przecież na to pracowali…

Sama zdziwiła się, kiedy jej mąż na wieść o liście z Hogwartu, zamknął się na kilka godzin w pokoju - robił tak zawsze kiedy targały nim wyjątkowo silne emocje, których nie chciał pokazywać innym. Były to niezwykle rzadkie przypadki, w końcu obecny Sekretarz Obrony i szef NATO w jednym, należał to najbardziej opanowanych ludzi jakich znała. W sumie nie miał innego wyjścia. Posiadał olbrzymią władzę i często decydował o losach milionów.

A tu nagle, zamiast awantury, bądź też cynicznego niedowierzania, jakiego się spodziewała w takim przypadku, usłyszała tylko – To będzie dla niej dobre, odpocznie od ciągłej ochrony, zobaczy co to jest być zwykłym dzieckiem. Emma tego nie zna, a najwyższy czas, żeby wreszcie zobaczyła jak to jest. Poza tym, tam będzie bezpieczna, a sama wiesz jak wygląda teraz sytuacja.

Tak więc po kilku dniach rozmów, dwaj najpotężniejsi mężczyźni w kraju zgodzili się, że tak będzie najlepiej, a babcia Emmy, zapominając jakby o obowiązkach Pierwszej Damy i trzymaniu fasonu, po prostu się popłakała na wieść, że jej jedyna wnuczka na iść do „jakiejś wariackiej szkoły".

Od tej pamiętnej rozmowy minęły już trzy dni, Prezydent i Sekretarz musieli pilnie jechać na jakąś międzynarodową konferencję w sprawie broni atomowej, i w efekcie cały ciężar przygotowań spadł na dwie kobiety. Na nieszczęście podczas nieobecności prezydenta, Pierwsza Dama miała sporo obowiązków i oficjalnych spotkań, więc Emily Stevenson przeżyła najdziwniejsze trzy dni w swoim życiu, pomagając córce wymieniać pieniądze na czarodziejskie (!), kupować różdżkę, kociołek, księgi zakląć…

Za każdym kroku miała nadzieję, że wreszcie znajdzie się ktoś, kto powie prima aprilis i zakończy ten cyrk, ale nikt nie chciał się nad nią ulitować. Co więcej, Sekretarz Obrony twardo obstawiał przy swoim stanowisku i choć nie mógł uczestniczyć w przygotowaniach, zdecydowanie popierał pomysł wysłania córki do Hogwartu.

- Będzie miała tam trochę normalności – powiedział podczas jednej w licznych w tym czasie międzykontynentalnych rozmów telefonicznych.

Emily długo zastanawiała się jak naukę czarów można nazwać „normalnością", ale nie oponowała więcej. Nauczyła się słuchać męża we wszystkich najważniejszych sprawach. Wiedziała, że dla rodziny zrobi wszystko, absolutnie wszystko. Skoro więc postanowił tak, a nie inaczej, widocznie wiedział co robi.

Jak zawsze.

Aczkolwiek kupowanie tego wszystkiego, w szczególności uciekanie przed agentami Secret Service i udane (na szczęście!) próby przemycenia tego do domu, według niej dość mocno odbiegały od klasycznego pojęcia normalności.

Patrząc jednak na córkę radośnie biegającą po domu uznała, że może jednak to jedyne dziwactwo jej zwykle opanowanego i chłodno kalkulującego męża, wyjdzie im wszystkim na dobre.

***

Droga na dworzec King's Cross była jednym z najtrudniejszych przedsięwzięć logistycznych jakie Emily przyszło organizować. Stwierdziła, że wolałaby kolejne wielotysięczne proszone bale ze wszystkimi światowymi dygnitarzami i agentami ochrony chodzącymi za nią nawet do ubikacji, niż jeden wypad z córką.

Nie, to nie był wypad. Ona miała zawieźć dziewczynkę do szkoły z internatem, z której mała wróci do domu dopiero na przerwę świąteczną. Co więcej, nigdy tej szkoły nie widziała, nie rozmawiała z dyrektorem i nauczycielami, jak to miało miejsce w przypadku wszystkich innych szkół, nie tylko Emmy, ale też jej dwóch młodszych braci.

- Wariactwo, jakieś kompletne wariactwo! – powtarzała sama do siebie, powoli kierując się na parking przy dworcu. Siedząca z tyłu dziewczynka, na wszelki wypadek wolała się nie odzywać, dawno przecież nie widziała matki w takim stanie.

Wyjazd tutaj wymagał od Emily pełnej perfekcji w kłamstwach i sporej biegłości dyplomatycznej. W końcu niełatwo jest uzasadnić nagły, konieczny wypad do Wielkiej Brytanii!

Ale przecież miała koło siebie najwybitniejszych polityków tego kraju, więc nie powinno stanowić to dla niej problemu. Była jednak wściekła, że ci najwybitniejsi politycy akurat byli bardzo zajęci. A Michael, niby taki troskliwy tatuś zapatrzony w swoje dzieci, nie może nagle odprowadzić córki do zupełnie nowej szkoły!

Kiedy wreszcie pozbyły się agentów ochrony, wyciągnęły kufer i znalazły się na dworcu, Emily odetchnęła. Teraz trzeba tylko znaleźć odpowiedni pociąg, wsadzić tam Emmę, a potem… czeka ją tylko bardzo poważna rozmowa z Michael'em. Oj poważna – uśmiechnęła się złowieszczo.

I pomyśleć co jakaś szkoła magii robi z dotychczas spokojną i ugodową żoną!

- To z jakiego peronu odjeżdża twój pociąg? – spytała córki, kiedy razem z olbrzymim kufrem usiłowały przecisnąć się przez kłębiący się wszędzie tłum.

- Tu jest napisane, że 9 i ¾, ale ja nie wiem gdzie to jest mamo… - dziewczynka zdziwiona wpatrywała się w trzymany w ręku list.

- To nie jest miejsce ani pora do żartów młoda damo! Wystarczająco dużo już musiałam się denerwować żeby tu dotrzeć, więc nie przeginaj! Dobrze ci radzę – dopowiedziała wyraźnie poirytowana.

- Ale naprawdę mamo, zobacz – podała jej zwitek papieru.

Kiedy Emily przeczytała karteczkę, nogi się pod nią ugięły.

- To jakiś żart, to MUSI być jakiś żart…