Szybko wypluwam jagody i ocieram usta.

- Połknąłeś choć jedną?- Pytam Peetę, nadal stojąc do niego plecami. Jestem pewna, że zaraz usłyszę negatywną odpowiedź, ale nie słyszę nic. – Peeta?- Powtarzam drżącym głosem. Odwracam się. Widzę Peetę, który leży nieruchomo na ziemi. Wiem co to oznacza, ale nie chcę przyjąć tego do wiadomości. – Peeta, nie rób sobie żartów… Wygraliśmy…- Mówię łamiącym się głosem. Ale podświadomie, choćbym nie wiem jak starała się w to nie uwierzyć, wiem że on mnie nie usłyszy. Już nigdy.

Padam na kolana i chwytam go za rękę. Jest jeszcze ciepła. Zaczynam szlochać. Na twarzy Peety maluje się zdziwienie. Musiał połknąć jagody dokładnie w momencie, kiedy Claudius Themplesmith ogłosił nas zwycięzcami Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk.

Kładę się koło Peety i układam jego ręce tak, jakby trzymał mnie w ramionach. Opieram głowę o jego pierś. Jak to możliwe, by on…? Nie chcę uwieżyć, że to się dzieje naprawdę. Miało być dobrze… Wszystko dokładnie zaplanowałam… Peeta i ja mieliśmy żyć sobie spokojnie razem ze swoimi rodzinami w Wiosce Zwycięzców, nie martwiąc się o nic i ciesząc się dostatkiem pieniędzy… To zupełnie nie tak miało być…

Dopiero w chwili, gdy ujrzałam go leżącego na trawie bez ducha, zrozumiałam coś, na co wcześniej świadomie zamykałam oczy. Odpychałam od siebie to uczucie tak długo, jak mogłam, ale teraz nie mogę już okłamywać samej siebie i zasłaniać się brakiem chęci poosiadania chłopaka. Nie mam już na to siły. Muszę w końcu przyjąć do wiadomości, że taka jest prawda. Przez całe igrzyska nie udawałam miłości do syna piekarza. Kocham Peetę Melarka. I kochałam go już wcześniej, tylko bałam się do tego przyznać, nawet przed samą sobą. To uczucie żyło we mnie już od dawna. Ale do diabła, czemu byłam tak głupia i wciąż się tego wypierałam? Czemu nie mogłam po prostu zaakceptować tego faktu i nacieszyć się chwilami, które miały okazać się naszymi ostatnimi?

Nagle w moim umyśle błyska rozpaczliwa myśl. Już wiem co zrobię. Jestem to winna Peecie za to, że wolał popełnić samobójstwo, niż żyć beze mnie. Za to, że to ja przeżyłam. To powinien być on…

Jednym susem doskakuję jagód, które wyplułam. Zbieram je i dokładnie wycieram. W błyskawicznym tempie znajduję się ponownie przy Peecie i kładę się tak jak poprzednio. Muszę to zrobić szybko, by zdrowy rozsądek nie zdołał mnie powstrzymać. Bez zastanowienia wkładam jagody do ust i połykam.

W ostatnim przebłysku świadomości zdaję sobie sprawę, że dla obywateli Panem Peeta i ja na zawsze pozostaniemy nieszczęśliwymi kochankami, którzy nie mieli szansy spełnić swoich marzeń o wspólnym życiu. Niczym Romeo i Julia.