Bawisz się ze mną w kotka i myszkę, jednego dnia będąc na wyciągnięcie mojej ręki, następnego już znikając bez słowa, bez wyjaśnienia, bez żadnego zapewnienia, że kiedykolwiek jeszcze wrócisz. Co więcej, nie masz pojęcia do jakiej skrajności mnie tym doprowadzasz. Moim jedynym celem powinna być chęć schwytania szumowiny, którą się stałeś, tymczasem nie potrafię zapanować nad ogarniającym mnie lękiem, że pewnego dnia bezpowrotnie cię stracę. Ten głupkowaty uśmiech, który momentami doprowadza mnie do szaleństwa, niemal wiecznie wesoły, melodyjny głos, czarny kolor oczu, który zdawał się mnie pochłaniać, naznaczona licznymi bliznami skóra. Nienawidzę uczucia, którym cię darzę.
Ogarniam ci za ucho kosmyki włosów, opadające na oczy, a ty uchylasz leniwie powieki, by zaraz posłać mi zadziorne spojrzenie.
- Czyżbyś mnie bezczelnie poglądał?- pytasz, unosząc się na jednym łokciu i przysuwasz swoją twarz znacząco blisko.
- Spróbuj mi tego zabronić.- mówię, ku własnemu zdziwieniu zachowując spokój, po czym czuję twoje gorące wargi na swoich. Pozwalam ci się całować i odwzajemniam tę pieszczotę, ale tylko przez chwilę.- Będziesz tu jeszcze rano?
- Kto to może wiedzieć, Smoker.
Wyraźnie akcentujesz moje imię i przewracasz na plecy. Czuję ciężar twojego ciała pod swoim brzuchem, zupełnie nie kontrolując swoich dłoni, które zdecydowanym ruchem przesuwają się na twoje nagie biodra. Nie reaguję, kiedy przejeżdżasz paznokciami po moim torsie, zostawiając po sobie piekące szramy i usiłuję zachować spokój, kiedy zaczynasz zachęcająco kręcić tyłkiem, drażniąc tym samym moją pobudzoną męskość, co akurat przychodzi mi z marnym skutkiem.
- Pewnego dnia cię zabiję.- syczę, marszcząc brwi, ale nie robi to na tobie nawet najmniejszego wrażenia.
- Chcę się kochać jeszcze raz.- nachylasz się nade mną i mruczysz prowokująco do ucha, a ja w myślach przeklinam samego siebie, za to, że nie potrafię ci nawet odmówić. Jesteś potworem.
Nie waham się długo ze spełnieniem twojego życzenia, sprawiam ci przyjemność, którą jesteś w stanie dostać tylko ode mnie. Napawam się twoimi westchnieniami, niekontrolowanymi jękami, dreszczami, które tobą wstrząsają. Poza tym, że jesteś potworem, jesteś też nieprawdopodobnie rozkoszny.
Kiedy budzę się rano, kładę rękę na drugiej stronie łóżka, teraz pustej i nieprzyjemnie zimnej. Do przewidzenia. Niemal zawsze znikasz tej samej nocy, której się pojawiasz, zupełnie nie dbając o to jak wielka jest moja potrzeba posiadania cię dłużej. Ale w końcu jesteś piratem, nie masz prawa nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, a mnie nie pozostaje nic innego, jak znowu za tobą wyruszyć, będąc w wiecznym cieniu. Gra rozpoczyna się od nowa.
