Felicity nigdy tak naprawdę nie miała rodziny. Większość swojego życia przesiedziała za ekranem komputera, bo najnormalniej w świecie, tylko tam czuła się szczęśliwa. Jej matka po odejściu swojego męża, a ojca Felicity, rzuciła się w wir pracy. Nie było jej cały dzień, wracała dopiero w nocy. Praca jako kelnerki była w pewnym sensie bardzo ciężka. Przyjaciół nie miała. Ci, którzy jakoś przy niej zostali, byli teraz na drugim końcu kraju. Według innych ludzi, była za niezręczna, gadatliwa i dziwna. Tak dziwna, to na pewno. Była pośmiewiskiem przez dobrych kilka lat. Czyli krótko mówiąc – była sama.
- Felicity, dobrze się czujesz? – odezwał się głos za nią. Podskoczyła i odwróciła się na krześle, napotykając przed sobą Diggle'a, a za nim Sarę i Oliver'a. Na więcej, niż kilka sekund wlepiła wzrok w Queen'a.
Tylko dlatego, że nie masz rodziny, nie znaczy, że możesz kraść moją.
Te słowa brzmiały w głowie dziewczyny, odkąd Moira Queen zjawiła się w Queen Consoldated, chcąc z nią porozmawiać. Felicity nie chciała być ciężarem i to było jej największym lękiem.
- Felicity?
- Tak – odpowiedziała krótko i odwróciła się z powrotem do komputera. Jeśli ktokolwiek zauważył to, że była dzisiaj bladsza niż wcześniej, to nikt nic nie powiedział.
Dzisiaj miało być tak jak zwykle. Felicity miała skończyć pracę o szesnastej trzydzieści i pójść do domu, a następnie do Verdant. Wszystko miało być tak jak zawsze, gdyby nie to, że pewno osoba postanowiła wpaść z wizytą. Smoak, która nie jadała nic prócz jabłka o piętnastej, poczuła, że zbiera jej się na wymioty. Jej stan ostro się pogorszył, mimo to jednak nie przestała pracować.
- Panna Smoak, jaka miła niespodzianka – Felicity spojrzała w górę napotykając zimny wzrok Moiry. Spojrzała odruchowo na biuro gdzie stał Oliver z Sarą. Wcale nie dziwne, pomyślała i poczuła ulgę, że nie będą mogli usłyszeć jej konwersacji z kobietą.
- Pan Queen, akurat…
- Wiem, co mój syn robi. Ściany są ze szkła, Felicity – jej imię tak bardzo obco brzmi z jej ust, że dziewczyna musiała się wzdrygnąć.
- Racja, Pani Queen – wykrztusiła.
- Właściwie, zastanawiałam, dlaczego jesteś taka blada, moja droga – Moira uśmiechnęła się w ten swój lodowaty sposób, sprawiając, że Felicity miała ochotę zwymiotować tu i teraz. Za nim jednak Smoak odpowiedziała, ktoś za nimi odchrząknął.
- Mamo, co ty tutaj robisz? – zapytał Oliver, z zaciśniętą szczęką.
- Przyszłam sprawdzić, co z twoją sekretarką – odparła z niewinnym matczynym uśmiechem, na który Queen by się nabrał, gdyby nie to, że z Sarą byli świadkami reakcji Felicity – Ostatnio bardzo schudła, nieprawdaż, Felicity?
Dziewczyna nie mogła już tego dalej znieść. Jak najszybciej mogła wyminęła kobietę i z kolejną falą mdłości, blondynka szybko pobiegła do łazienki. Nie oglądała się, ale w głowie nadal brzęczało jej to jedno zdanie.
Tylko dlatego, że nie masz rodziny, nie znaczy, że możesz kraść moją.
A\N: Okay, wiem, że nie jest to najlepsze i mam jeszcze wiele innych opowiadań do nadrobienia, ale nie mogłam się powstrzymać. Obiecuję, że wkrótce dokończę resztę, nie wiem tylko kiedy.
xxFaith
