Autor: Whispering Darkness
Tłumaczenie: New Tonksie
Tytuł oryginalny: The Promise of a New Dawn
Obietnica Nowego Świtu
Prolog
Po przegranej Voldemorta Harry tak naprawdę nic nie odczuwał.
Wyobrażał sobie, że będzie czuł się zwycięski, pełen ulgi, szczęśliwy albo chociaż okropnie winny z powodu zabicia innej osoby.
Zamiast tego była pustka. Żadnego strachu z powodu stania się potworem, żadnej radości z bycia w końcu wolnym od tej cholernej przepowiedni. Żadnej dumy z przyjęć urządzanych na jego cześć. Żadnej radości na dźwięk beztroskiego, pełnego ulgi śmiechu jego przyjaciół. Tylko wszechogarniające odrętwienie, które rozprzestrzeniało się przez całą jego istotę.
To było wszystko ku czemu dążył i teraz, gdy jego zadanie było wykonane, nic już nie pozostało.
Prychnął, czując lekkie ukłucie gorzkiego rozbawienia. „Mam siedemnaście lat, powinienem być na zewnątrz bawiąc się, upijając, robiąc głupie kawały albo rozkoszując się „uwagą'' dam." Pomysł zrobienia którejkolwiek z tych rzeczy nie wydawał się w najmniejszym nawet stopniu atrakcyjny. Nigdy nie był, nie dla niego.
Większość z jego przyjaciół nie wiedziała jak go traktować. Z nich wszystkich tylko Ron i Hermiona wydawali się częściowo rozumieć co czuł. Byli przy nim już tak długo i przeszli razem przez tak wiele niebezpieczeństw, że rozumieli go lepiej niż ktokolwiek inny. Oni również wydorośleli podczas wojny. Chociaż starali się go wspierać i próbowali wyciągnąć chociaż trochę ze skorupy w której się schronił, nie udawało im się.
Uwielbiał ich i była między nimi więź która mogła powstać tylko poprzez pokonane razem trudy. Jej niepewny początek powstał podczas pierwszego roku, kiedy stawili czoła temu trollowi w damskiej toalecie. Po tym więź ta tylko wzrosła w siłę. Teraz Ron i Hermiona byli jedynymi osobami, które były w stanie sprawić żeby... naprawdę o coś się jeszcze troszczył.
To nie tak, że nie obchodzili go już wszyscy inni. Ciągle troszczył się o resztę Weasley'ów, o jego przyjaciół z GD, o Remusa i kilku innych członków Zakonu. Ale reszta świata, czarodziejski świat w ogóle, który po raz kolejny obwołał go swoim wybawicielem, ci wszyscy anonimowi, pozbawieni twarzy „niewinni'' o których tak ciężko walczył, broniąc ich przed Czarnym Panem... Więcej go nie obchodzili.
To powinno wystarczyć, czyż nie? Miał swoich przyjaciół będących w pewnym sensie jego rodziną. I powoli odbudowywali wszystko to, co zostało zniszczone. Szli do przodu. Remus wraz z Tonks, bliźniaki i ich sklep z dowcipami, Ron i Hermiona... Na jego twarzy pojawił się uśmiech gdy przypomniał sobie ich ślub. To była pierwsza, naprawdę szczęśliwa chwila po zakończeniu wojny. Naprawdę cieszył się z ich powodu. Był zadowolony, że wszyscy szli do przodu. Niemniej jednak czuł się pominięty.
Harry wiedział, że zawsze będzie między nimi wszystkimi mile widziany ale... Już nie czuł jakby tam pasował. Jasne, uśmiechał się i czuł ciepło z powodu ich szczęścia, ale po prostu nie mógł już znaleźć żadnej radości dla siebie.
Prawie żałował, że nie zginął podczas wojny. To by było takie odpowiednie. Pomyślał, że gdyby nie ból który zadałoby to jego przyjaciołom, to mogłoby być przyjemne. Przynajmniej śmierć czymś była. ,,Kolejną wielką przygodą..."
Wzdychając pokręcił głową i odrzucił tę myśl. Pomyślał z rozbawieniem, że tą myślą nie mógłby podzielić się z Ronem i Hermioną. Już wystarczająco się martwili. Pokręcił znowu głową i położył się spać. „Może rano wszystko będzie lepiej wyglądało" - powiedział sobie znowu, tak jak to robił od kilku dni przed zaśnięciem. Może tym razem tak będzie.
