Niewielu ludzi docenia taką cechę charakteru, jaką jest opanowanie. Severus Snape zdecydowanie nie należał do tej większości. Siedział wyprostowany i obojętnym wzrokiem spoglądał w głąb sali, z chłodną kalkulacją taksując kolejne postacie. Wokół panowało drobne zamieszanie, które mistrz eliksirów z satysfakcją wykorzystał na dokonanie obserwacji. Pozostały minuty do pojawienia się Czarnego Pana, więc większość Śmierciożerców zajmowała już swoje miejsca przy długim, ciężkim stole, stojącym w samym środku głównej komnaty posiadłości rodziny Malfoy.
Zamieszanie ustało i wszyscy zamilkli. Nagle błysnęło zielone światło i znikąd na miejscu na szczycie stołu pojawił się Lord Voldemort.
- Moi słudzy. – Teatralnym gestem rozłożył ręce. – Nasze plany wchodzą w życie. Marzenia o wielkim, magicznym imperium, w którym nasza czysta rasa zapanuje nad słabymi mugolami wkrótce się ziszczą. Wypijmy za nasze dni – powiedział Voldemort i wzniósł w górę złoty kielich, a wraz z nim wszyscy Śmierciożercy.
- Za nasze dni i potęgę naszego Pana!
Czarnoksiężnik wstał i powoli ruszył wokół stołu.
- Wiecie, co starożytni Rzymianie robili ze zbyt dużą ilością kobiet w społeczeństwie? – zapytał Voldemort, gładząc długimi palcami drzewiec różdżki.
Nikt nie odważył się odezwać, więc Lord z zadowoleniem kontynuował swój monolog:
- Nie mogli przecież pozwolić na to, żeby słabe, niezdolne do walki i ciężkiej pracy kobiety pozbawiały ich zapasów i środków. – Zrobił krótką przerwę. – Każdy mężczyzna wybierał sobie więc jedną kobietę, a resztę zabijano. Ekonomia, logiczne myślenie i sprawiedliwość. Dzięki temu potrafili przetrwać i dzięki temu my też przetrwamy.
Większość Śmierciożerców nie grzeszyła inteligencją, obserwowała więc Czarnego Pana z dezorientacją. Nieliczni z nich, tak jak Sewerus i Lucjusz, wiedzieli, dokąd zmierzają jego słowa.
- Słabość szlam jest widoczna, jednak potrzebujemy świeżej krwi w naszych szeregach. Postanowiłem więc wziąć przykład ze starożytnych. Każdy czarodziej czystej krwi ma prawo wybrać dla siebie małżonka z takim samym statusem lub mugolskiego pochodzenia. Reszta szlam zostanie … odpowiednio wykorzystana do innych celów. Niech świat zna moją łaskę. – Voldemort zaśmiał się złowieszczo, kiedy odstawiał opróżniony puchar na stół.
. . .
W pokoju wspólnym Gryffindoru wrzało od nadmiaru emocji. Wszyscy mieszkańcu domu zgromadzili się wokół starego, wysłużonego radia, które Ron znalazł wśród rupieci swojego ojca.
- I co, słychać coś? – zapytał jakiś poruszony chłopiec.
- Zamknij się, przecież widzisz, że próbuję! – odwarknął Ron Weasley, jednocześnie nerwowo wciskając kolejne przyciski na odbiorniku.
- Powinni nas informować, co się dzieje. Traktują nas jak dzieci – westchnął Harry.
- Przestałam ostatnio dostawać Proroka Codziennego. Coś musi być nie tak – powiedziała Hermiona.
- No, wreszcie … - odetchnął Weasley.
Głos z radia przerwał ich pogawędkę.
… i dlatego właśnie powinniśmy być w stałej gotowości. Śmierciożerców nic nie powstrzyma. Nie ma nadziei. To tylko kwestia czasu, nim wtargną do naszych domów i wyrwą z naszych ramion nasze kobiety i dzieci. Jeśli taka będzie wola Sami-Wiecie-Kogo, odbiorą nam i Ministerstwo Magii, i Hogwart.
Po chwili odezwał się speaker:
Specjalnie dla naszego studia mówił właśnie Edward Menke, Minister Departamentu Obrony. Na kolejną audycję zapraszamy jutro o tej samej porze.
Ron westchnął i wyłączył odbiornik. Wokół wzrastało natężenie szeptów i rozmów, ludzie zaczęli rozchodzić się do dormitoriów, by bo chwili zostawić trójkę przyjaciół samych z własnymi myślami.
- Za dużo się nie dowiedzieliśmy, co? Nie wiedziałem nawet, że mamy nowego Ministra – powiedział Ron.
- Nawet jeśli Menke jest nierozgarnięty, to jest chociaż po naszej stronie. Może nie pomoże, ale nie będzie też działał przeciwko Zakonowi – powiedziała Hermiona z przekonaniem.
- Kiedy zacznie się wojna i tak pewnie zostaniemy na lodzie – stwierdził Harry.
- Tak czy owak, nie przydamy się nikomu na nic, jeśli będziemy umierać ze zmęczenia. Jak chcecie to sobie pogadajcie o Menke-srenke, ja tam idę do łóżka. Jutro rano mamy McGonagall, co przebija dziesięciu Voldemortów. Dobranoc. – Weasley ziewnął i ruszył w stronę dormitorium.
- I tak nie możemy teraz nic zrobić – Hermiona wzruszyła ramionami i także udała się na spoczynek.
Harremu, pozostawionemu samotnie przed dogasającym kominkiem nie pozostało nic innego, jak podążyć w ich ślady.
