Od kiedy Cas i Dean, zdecydowali się na adopcję dziewczynki, starszy Winchester świrował. Cały czas zastanawiał się co może pójść nie tak i im dłużej to robił, tym bardziej Sam się przyzwyczajał. Codzienne marudzenie stało się ich rutyną.

Gabriel parę razy chciał zakleić Deana, chociażby taśmą klejącą, ale Sam mu nie pozwolił. Był naprawdę blisko zgody, kiedy Dean urządzał pokój córki i uwalił go farbą, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.

W końcu, kiedyś się zemści, na przykład napuszczając na niego własną córkę…

Kiedy pewnego dnia siedzieli w salonie, Dean znalazł sobie nowy powód do marudzenia.

— Sam! To będzie dziewczynka! Trzeba ją będzie czesać, a ja nie mam pojęcia, jak to robić…

Młodszy Winchester był dobrym bratem. Dlatego nie było nic dziwnego w tym, że Cas, wchodząc do ich domu, zastał go całego w kiteczkach i warkoczykach.

— Nie chcę wiedzieć… — stwierdził i zniknął w kuchni, nim Sam zdążył cokolwiek powiedzieć.