Krew. Jest wszędzie. Czuję jej słodki zapach. Nawet twoje piękne, jasne włosy zabarwione są szkarłatem.

Pytasz – od kiedy?

Czy to ważne? Ale powiem ci. Odkąd tylko pierwszy raz cię zobaczyłem. Wszedłeś na wielką halę razem z wieloma innymi uczniami. Wyglądałeś niesamowicie, nawet pomimo sportowego stroju i lekko potarganych włosów. Miałeś piękną twarz – była piękniejsza niż twarze wielu dziewcząt, które kiedykolwiek widziałem. Twoje kształtne usta… Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnąłem dotknąć ich własnymi, gryźć aż do krwi, wyrwać z twojego gardła głośny jęk.

Twoje usta… Wcześniej lekko różowe – teraz trupioblade, splamione krwią, lecz wciąż… tak kuszące.

Pytasz – z jakiego powodu?

Czyż to nie oczywiste? Chciałem mieć cię na własność. Nie dopuszczałem nawet do siebie myśli, że mógłbyś należeć do kogoś innego. Gdy widziałem cię rozmawiającego z innymi, chciałem zamknąć cię w złotej klatce i nigdy nie wypuszczać. Dziwne uczucie, zazdrość. Im bardziej je w sobie tłumisz, tym bardziej cię wyniszcza.

Twoja skóra zawsze była blada, lecz teraz… Z każdą ubywającą kroplą krwi staje się coraz bardziej… przezroczysta.

Pytasz – dlaczego?

Nie bądź głupi. Przecież wiesz. Ja również mógłbym spytać – dlaczego? Dlaczego milczałeś? Dlaczego nie mogłeś zaakceptować moich uczuć? Dlaczego?... Czego tak bardzo się bałeś? Mnie? Moich uczuć? A może samego siebie? Swoich uczuć? Czego się spodziewałeś przekraczając próg mojego mieszkania? Odpowiedzi? Chciałeś wiedzieć, co jest powodem twojego strachu? Wybacz, ale nawet ja tego nie wiem. Wbrew temu, co o mnie mówią – nie jestem wszechwiedzący.

Twoje oczy… Choć wyblakłe, zmatowiałe wciąż mają swoją niesamowitą, urzekającą barwę.

Milczysz.

Dlaczego znowu milczysz? Nie masz mi już nic do powiedzenia? Naprawdę nic? W takim razie powiem jeszcze tylko jedno.

Kocham cię, Ryōta.