betowała cudowna okularnicaM:*:* :*
Wszystko zaczęło się od kota. Małego, zmokniętego kota, który jakimś cudem ominął koło jego samochodu, ale Severus i tak był w fazie hamowania, więc prawie potrącił staruszkę stojącą na przystanku. Czyli balans liczby żyć na tym świecie tylko cudem się nie wyrównał. Severus zresztą zaczął zastanawiać się czy zwierzak przeżyje kilka kolejnych dni. Pogoda bowiem miała być straszna, a już teraz po drogach płynęły większe i mniejsze strumienie.
Kociak wskoczył na chodnik i wpatrywał się w niego tymi swoimi wielkimi oczami, jakby do końca nie rozumiał co się stało.
- Cholera – westchnął Severus, otwierając drzwi.
- Nic mi się nie stało – poinformowała go staruszka, machając do niego swoją parasolką.
Severus jednak zignorował ją i sięgnął po zmokniętą, gapiącą się na niego kulkę futra.
- Jeśli mnie podrapiesz… - urwał, czując się jak idiota.
Rozmawianie z kotem zapewne nie świadczyło dobrze o jego stanie psychicznym. Z drugiej jednak strony przecież kot na pewno nie zamierzał na niego donieść.
Zatem wszystko zaczęło się od kota i Severus nie zamierzał temu zaprzeczać.
ooo
Kot okazał się zaskakująco dobrym towarzyszem, gdy akurat nie próbował dobrać się do jego kanapek albo butów. Jakimś cudem udało mu się tak przegryźć jego sznurówki, że końcówki zostały w jego dłoniach tuż po tym jak zaczął je wiązać. Kot zniknął oczywiście z pola widzenia słysząc soczystą cholerę, która wymknęła mu się z ust. Severus jednak nie zamierzał się przejmować. Tego kot też przecież nie naskarży.
Severus westchnął, wyciągając inne buty, które były równie czarne jak poprzednie. Oraz dziesięć innych par, które miał w szafie. Może i Albus żartował z jego monochromatyczności, ale przynajmniej teraz nie miał problemu z tym co na siebie włożyć.
ooo
Wiedział oczywiście, że nie utrzyma w sekrecie obecności kota. Zwierzak miał tendencje do zostawiania na jego czarnej koszuli białej sierści. Kot miał futro różnej barwy, ale jakimś cudem to jasne kłaki przylepiały się do niego najmocniej. Zresztą nie to sprawiło, że Minerwa kichnęła w jego stronę, gdy usiedli do stołu podczas obrad.
- Czy ty masz kota? – spytała kobieta niemal natychmiast.
Severus skrzywił się nieznacznie. Oczywiście musiała być tak okropnie bezpośrednia. Miał zamiar zignorować jej pytanie, ale Albus uśmiechnął się szeroko, jakby ktoś właśnie ofiarował mu bukiet z gwiazd. Zapewne sądził, że Severus zaczyna humanizować się, co było wielkim błędem. On może i miał zwierzaka, ale na pewno to McGonagall i Dumbledore mieli kota, nie wiedział tylko jeszcze na jakim punkcie.
- Z jakiejś specjalnej hodowli? – zainteresował się Albus, ignorując, że pozostali nauczyciele czekali na rozpoczęcie zebrania.
Oczywiście raz na miesiąc spotykali się tutaj głównie po to, aby omówić swoje życie prywatne. Już zdążył zniechęcić większość kadry do pokazywania mu tych okropnych zdjęć dzieci i wnuków. Miał nadzieję, że Albus nie liczył na fotografie kota.
- Z ulicy – odparł krótko i zgodnie z prawdą.
- Mam alergię, ale się nie przejmuj – powiedziała natychmiast Minerwa, jakby faktycznie miał zamiar cokolwiek zrobić z tym fantem.
- Byłeś już z nim u weterynarza? – spytał Albus.
Słowa nie twoja sprawa utknęły mu na języku. Faktycznie kot mógł potrzebować szczepienia. Albo odkażania. Co prawda wykąpał zwierzaka w specjalnym szamponie i żyli przez to w pewnego rodzaju cichej wojnie, która przyniosła satysfakcję obu stronom. Jednak kot mógł potrzebować fachowej diagnozy.
Severus wziął głęboki wdech.
- Co z zachowaniem ostatnich klas w tym miesiącu? – spytał, chcąc odwrócić uwagę wszystkich od siebie.
Flitwick poczerwieniał na twarzy, co tylko oznaczało, że strzelił w dziesiątkę. Ci młodociani bandyci na pewno prześladowali niezbyt wysokiego profesora.
ooo
Kot spoglądał na niego uważnie, gdy Severus tłumaczył mu, że nie mają innego wyjścia. Weterynarz był koniecznym etapem na długiej drodze kociego życia, które okazało się pełne szczepień i wizyt kontrolnych. Strony, które odwiedził, wypełnione były informacjami na temat wystaw i możliwych profitów wychodzących z posiadania kota ze specjalnej hodowli i od razu zignorował większość informacji. Jedyne czego chciał to, żeby jego kot przestał zagryzać jego sznurówki i nie nasikał mu na koszulę w akcie zemsty.
Mieli za sobą już kąpanie, ale sądząc po artykule Kot i ja – pierwsza wizyta u weterynarza, zwierzak mógł uznać szczepienie jako personalny atak na siebie. Nie wspominano tego z rzeczonej publikacji, ale Severus znał drania. Coś takiego nie mogło się obejść bez odwetu.
- To dla twojego własnego dobra – poinformował kota poważnie i o dziwo zwierzak przyglądał mu się bardzo uważnie.
Więcej inteligencji widział też we wzroku kota niż jakiekolwiek ucznia, którego uczył.
W związku z tym zdecydował się ukryć swoje ubrania na wyższych półkach, podobnie jak przynajmniej dwie pary butów, ponieważ nie ważne ile sznurówek kupował, zawsze wydawało mu się, że ma niedostateczną ilość.
A kot był u niego dopiero cztery dni.
ooo
Kot w drzwiach lecznicy zrozumiał, iż został oszukany, czego Severus nie rozumiał. Wyjaśnił zwierzakowi gdzie idą i nie próbował go przekupywać przekąskami. Fakty były takie, że ta wizyta była konieczna, a wyrabianie u kota niezdrowych nawyków żywieniowych mogło sprawić tylko, że bywaliby tutaj częściej. Kot ewidentnie tego nie chciał.
Długa kolejka złożona z właścicieli psów, a nawet chomików, zdawała się zawierać dziwne porozumienie. Dzieciaki mniej lub bardziej rozwrzeszczane ściskały swoje zwierzaki jak zabawki, więc z satysfakcją zobaczył, że jego kot zaczyna się wzdrygać. Może głupiemu zwierzakowi wpadnie w końcu do łba, że mogło być gorzej.
Kot zresztą trafił do weterynarza czym prędzej, aby nie przyciągać zbytniej uwagi psów. I Severus nigdy wcześniej nie miał tak wielkiej ochoty wrócić do domu i przysiąść na swoim fotelu z herbatą w dłoni.
- Weasley – warknął, nie potrafiąc się powstrzymać.
Jego były uczeń wpatrywał się w niego tak tępo jak jeleń, którego oświetliły światła samochodu. Dzieciak jakimś cudem skończył zatem szkołę. I jakiś college. Jak to zrobił pozostało dla niego to jednak tajemnicą.
- Pan profesor – pisnął Weasley jak za starych dobrych czasów.
Nie mogło minąć więcej jak siedem lat, gdy ostatnio się widzieli.
- Co panu dolega? – spytał Weasley jak idiota, którym był.
- Jestem u weterynarza z kotem – poinformował go Severus. – Jak sądzisz, co mi dolega? – spytał cicho.
Asystentka stojąca w rogu zachichotała, jakby nie słyszała niczego bardziej zabawnego.
Weasley zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Oczywiście nie jest pan… - urwał jego były uczeń. – Uhm… Ma pan kota. Co jest kotu? – spytał Weasley, starając się brzmieć pewnie.
Kot jednak spojrzał na jego roztrzęsione dłonie i nie wydawał się być pod wrażeniem. Severus totalnie go popierał.
- To mały kot. Trzeba sprawdzić czy nic mu nie jest – podpowiedział Severus, dziękując bogom, że sprawdził w internecie jak powinna przebiegać pierwsza taka wizyta.
- Ma pan książeczkę zdrowia? – spytała pielęgniarka, podchodząc bliżej.
- Nie. Jesteśmy pierwszy raz u weterynarza – przyznał, obserwując uważnie oszczędne ruchy kobiety.
- Proszę pozwolić za mną. Wypełnimy wszystko i wyjaśnię panu jak często należy się zgłaszać, jeśli jeszcze pan tego nie wie – odparła, a Weasley westchnął z ulgi tak mocno, że niemal poruszył roletami.
Severus spojrzał na swojego byłego ucznia, zastanawiając się jak bardzo kompetentny jest ten młody mężczyzna.
- Weasley, ten kot gryzie i drapie – poinformował weterynarza, ponieważ przynajmniej tak nikłe ostrzeżenie po latach znajomości mu się należało.
- To nie mój pierwszy, panie profesorze – odparł Weasley ignorując jego słowa.
ooo
Kiedy prawie pół godziny później wychodził z lecznicy, Weasley miał ślady pazurów na twarzy, które próbował kiepsko ukryć kołnierzykiem koszuli. Kot wydawał się w pełni usatysfakcjonowany, a Severus sądził, że zrobił najgorszy interes życia. Zapewne niemowlęta kosztowały w utrzymaniu mniej i nie biły swoich lekarzy.
Co do przegryzania sznurówek i sikania w mieszkaniu, Severus nie był już taki pewny.
ooo
Kot jakimś cudem dostał się do jego awaryjnych koszul oraz dwóch par butów, które zostały ukryte na najwyższej półce. Severus nie był do końca pewien czy jest bardziej wściekły czy zaintrygowany. Raz jeden sąsiadka zostawiła pod jego opieką dzieci i żadne z nich nie rozwiązało zagadki jak dostać się na meble w poszukiwaniu ciastek.
A dzieci mają przeciwstawne kciuki.
Utwierdziło go to tylko w przekonaniu, że w odróżnieniu od kota – cała reszta to skończeni idioci. W ramach zemsty wykąpał kota, tłumacząc mu, że to normalne po wyjściu z mieszkania.
ooo
Kiedy Severus wstał rano, kota nie było na jego poduszce. Sznurówki wydawały się niedogryzione, a jedzenie nietknięte. Rozejrzał się wokół, zastanawiając się czy jest to forma podstępu. W końcu to szczepienie nie mogło nie boleć. Dłonie Weasleya trzęsły się tak bardzo, że igła zapewne przebiła więcej tkanek niż miała na celu.
To tłumaczyło dlaczego kot skupiał się przy drapaniu tym obszarom, które miały całkowicie wyeliminować przeciwnika. Weasley miał szczęście, że nie stracił oka.
Severus wszedł do salonu, dostrzegając otwarte drzwi balkonowe, klnąc na czym świat stoi. Z dwojga opcji, które pojawiły się w jego głowie to na pewno kot rozpracował jak poruszać klamką. Właśnie miał wyjść na zewnątrz, gdy usłyszał całkiem dobrze znany sobie głos.
- Rany boskie! Zabieraj to! Zabieraj to! – krzyczał nikt inny jak Weasley.
Ściany mieszkania nie były znowuż tak cienkie, ale chłopak wybiegł na balkon.
- Rany boskie! Harry to mnie chce zabić! – wrzeszczał Weasley jak przystało na odważnego weterynarza i Severus ze spokojem zaczął się ze swojego balkonu przyglądać jak chłopak próbuje w samych bokserkach strzepnąć z siebie jego kota.
Kot jednak nie należał do amatorów.
- Czekaj! Ja to skądś znam! – dodał Weasley o kilka tonów za głośno biorąc pod uwagę, że mieli do czynienia z niedzielnym porankiem.
Na balkonie zresztą pojawił się drugi młody mężczyzna. Bokserki nie zakrywały wiele, ale nieznajomy nie wydawał się być zawstydzony swoją nagością.
- Przyszedł za mną, żeby mnie załatwić! – krzyczał Weasley, chociaż kot przestał mu już zagrażać.
- Gdybyś go zaszczepił delikatnie, zapewne nie byłoby tego problemu – poinformował go bezlitośnie Severus.
Weasley wydał z siebie dziwny skrzek i wbiegł do mieszkania. Ten drugi, zwany Harrym, przyglądał mu się ciekawie, a potem zerknął na zwierzaka, którego trzymał w dłoniach.
- To pana kot? – spytał jak ostatni idiota, ale przynajmniej nie czekał na odpowiedź Severusa.
Przechylił się przez barierkę, podając mu zwierzaka, który zdawał się uśmiechać z satysfakcją.
- Jestem Harry – przedstawił się chłopak. – Przepraszam za Rona…
- Weasley powinien rozważyć swoją drogę kariery, jeśli boi się kilkumiesięcznego kota. One dorastają – odparł Severus, uśmiechając się krzywo.
Harry roześmiał się cicho, jakby nie słyszał niczego bardziej zabawnego.
