Kokosz, kociak, weź się ogarnij bo w tym fandomie piszesz same smęty! :/

Nie wiem jak, nie wiem czemu... Ale to jest jeszcze większy staroć, z moim ulubionym parringiem z PJ.

Tak, tak... krótkie, ale co zrobię? Przecież nie będzie samotnie leżało gdzieś w odmętach komputera.

Miłego czytania!

Pozostawcie swoje zdanie.


Stałem przed sosną Thalii zastanawiając się czy dobrze zrobiłem. Nie. Popełniłem największy błąd swojego krótkiego, nędznego życia. Czemu uświadomiłem sobie to dopiero teraz?

Z frustracji walnąłem rękę w drzewo z nadzieją, że pomoże. Nie, połamane knykcie nie pomagają. A zresztą czuję się teraz jakbym JĄ uderzył.

- Przepraszam- powiedziałem do pnia

Gdyby żyła w grudniu kończyłaby osiemnastkę. Ja miałem wczoraj urodziny. Nikt nie złożył mi życzeń, bo z pięciu osób które znały ich termin jedna była bogiem, druga wariatką której nie chciałem znać, dwie były na jakiejś durnej misji a piąta była zmieniona w sosnę. To właśnie JĄ i JEJ życzenia próbowałem sobie wyobrazić:

-Stuknęły ci dwie dychy Luke? Nie, no byłam pewna, że już powoli zbliżasz się do czterdziestki!

Wtedy na pewno dałaby mi kuksańca, tak jak miała w zwyczaju. A potem roześmiałaby się. Niemal widziałem błysk niebieskich oczu i wargi pomalowane ciemną szminką rozciągnięte w zaczepnym, ironicznym uśmiechu.

A co by później zrobiła? Pewnie by mnie przytuliła. Była niewysoka, ale zaskakująco silna. Pewnie prawie zgniotłaby mi żebra. I tyle. Tyle, że takie życzenia złożyłaby mi przy ludziach. Ale gdybyśmy byli sami...

Zobaczyłem siebie i Thalię przy ognisku. Wciśniętych gdzieś w kąt, gdzie nikt nie mógłby nas zobaczyć. Wtedy położyłaby mi głowę na piersi, wsłuchując się w bicie mojego serca. A ono by przyspieszyło, jak zawsze gdy była blisko. A ona wpatrywałaby się w ogień i z przyzwyczajenia szukała wzrokiem Annabeth. A potem przypomniałaby sobie, że jesteśmy bezpieczni. I spojrzałaby mi w oczy.

-Wszystkiego najlepszego, Luke- szepnęłaby a potem cmoknęłaby mnie w policzek

A ja objąłbym ją ramieniem i pocałował we włosy. I czułbym zapach jej szamponu. Zawsze mówiła, że lubi zapach granatu. Więc wyobraziłem sobie, że jej włosy pachną granatem. I tak byśmy siedzieli, wpatrzeni w ogień, śpiewający głupie piosenki, szczęśliwi i bezpieczni...

- Ale tak nie będzie!-ryknąłem tak głośno, że z pobliskich drzew poderwały się ptaki- Nie będzie tak przez was!-krzyknąłem w kierunku nieba

A potem zapłakałem. Oparłem plecy o pień drzewa i płakałem.

- Thalia, Thalia, Thalia- powtarzałem cicho

Wiatr pogładził mi włosy. A ja wyobraziłem sobie, ze to córka Zeusa zesłała ten wiatr. Pachniał granatami.