- O mój Merlinie, Nott! Błagam! On tu wszedł! ON TU WSZEDŁ! NOTT! To już mój koniec. Theo jest na kolacji. Nie słyszy mnie. Zginę tu. Zginę śmiercią męczeńską. Zginę i nie zostanie po mnie nawet paznokieć. O MÓJ MERLINIE, THEO! ON ZNIKNĄŁ! THEOOOOOO!
- I czemu tak wrzeszczysz? - zapytał spokojnie wysoki młodzieniec wchodząc do łazienki.
- Gdzie on jest?! On zniknął!
- Kto? - blondyn zmrużył oczy.
- Był tu przed chwilą... Boże, to na pewno jakiś podstęp. Szykuje zasadzkę. Czeka na chwilę mojej nieuwagi i...
- Dowiem się wreszcie o co chodzi?
- THEO, ON JEST ZA TOBĄ!
Chłopak odwrócił się błyskawicznie i wyciągnął różdżkę.
Po chwili ją opuścił.
- No na co czekasz?! Zabij go!
- Nie będę nikogo zabijał, Blaise.
W kącie łazienki, na jasnej, drewnianej podłodze siedział mały pajączek.
Theo uśmiechnął się ciepło, podszedł do zwierzątka i wyciągnął rękę przed siebie.
- Weź go stąd! Weź go stąd! Weź go stąd! - Blaise pobladł i niebezpiecznie zachwiał się na stołku, na którym szukał schronienia przed nieproszonym gościem.
Dyszał ciężko i szaleńczo wpatrywał się w Theo, jak gdyby chciał powiedzieć "zbliż się z nim do mnie, a pokroję cię żywcem".
Nott pokręcił więc tylko głową i razem z pajączkiem opuścił łazienkę.
