Wesołych Walentynek! Wiem, spóźnione, ale ważne, że jest ^^

Oglądałam KFP3 po angielsku (JEST MOCARNE! JUŻ CZEKAM NA CZWÓRKĘ XDDD) i postanowiłam to napisać. Akcja rozgrywa się po KFP3, ale postarałam się jak tylko mogłam, żeby nie było żadnych spoilerów. Z tej części występują tylko Mei Mei, Li Shan i Lei Lei, więc możecie śmiało czytać!

Zapraszam! :D


Jego uszy poruszyły się nieznacznie, wyłapując z zewnątrz jakiś dźwięk. Śmiech. Śmiech o tej godzinie? Zaskoczony przerwał medytację, otwierając oczy i spoglądając na zegar. Północ. Wszyscy powinni już dawno spać. A przynajmniej przebywać w swoich pokojach. Dlaczego więc znów wyraźnie usłyszał czyiś śmiech? Chwycił swój kostur i powoli podniósł się z pozycji siedzącej do stojącej. Musiał sprawdzić, co się dzieje. Czyżby ktoś zapomniał o zasadach panujących w pałacu?

Noc była piękna. Bezchmurne niebo rozświetlone było gwiazdami, a wielka, okrągła tarcza księżyca rozświetlała wszystko swoją srebrną poświatą, nadając wszystkiemu tajemniczy i nieco nostalgiczny charakter. Nie było też wcale aż tak zimno. Wręcz przeciwnie. Co jakiś czas jego twarz muskał delikatny, ciepły wietrzyk. Shifu namierzył źródło chichotu gdzieś w okolicy koszar. Ruszył dość szybkim krokiem w tamtym kierunku. Nie sądził, że po tylu tygodniach ciężkiej pracy nad odbudową doliny i pałacu ktoś będzie w stanie przesiadywać do tak późnej godziny.

Delikatnie tylko wychylił się zza rogu, bo zaraz przy wejściu zauważył Po i Tygrysicę. Siedzieli obok siebie, a ich twarze rozświetlały szerokie uśmiechy. Shifu jeszcze nigdy nie widział, żeby jego przybrana córka była taka szczęśliwa. Nie wyłączając jej zabaw z Lei Lei. Mała panda bardzo się do niej przywiązała, nie ma to tamto. A i Tygrysica ją polubiła. To widać. Tym razem jednak to było coś innego. Jakby nic innego nie istniało.

Uśmiechnął się delikatnie do siebie. Wiedzą już wszyscy. Tylko oni sami chyba jeszcze nie byli tego świadomi. Bo wszyscy już zauważyli, że patrzyli na siebie z pewną nostalgią. Że siedzieli nieco bliżej siebie, niż zwykli przyjaciele. Że kiedy bawili się razem z małą Lei Lei czasami chwytali się za ręce i trzymali nieco dłużej, niż powinno to trwać. Że kiedy trenowali, byli jak jeden żywy organizm, idealnie zgrani. Że kiedy odbywali jakieś poważniejsze rozmowy, automatycznie zaczynali sparing, ale tak naprawdę żadne z nich nie używało siły. Ale Tygrysica i tak zawsze go pokonywała.

Odkąd Po pojawił się w pałacu, Tygrysica stała się bardziej otwarta, częściej się uśmiechała. To była zmiana na lepsze. Dla niego również. Polubił tego niezdarnego pandę. To on wymazał z niego zmorę po przybranym synu. To dzięki niemu odzyskał spokój. To dzięki niemu w pałacu znów zawitała radość.

Nadal z lekkim uśmiechem na twarzy powoli wycofał się z powrotem do siebie. Nie chciał im przeszkadzać. Niech mają tę chwilę dla siebie.


- Daję im miesiąc - powiedział Li, patrząc na swojego syna, który wraz z Tygrysicą pomagał jednemu z mieszkańców naprawić ogrodzenie. Usłyszał ciche prychnięcie.

- Miesiąc? Nie widzisz, jak na siebie patrzą? - spytał Ping, wskazując na parkę wymownie. Akurat w tym momencie przypadek chciał, że wpadli na ten sam pomysł i wypowiedzieli go na głos jednocześnie, śmiejąc się przy tym. - Tydzień, dwa, nie więcej!

- Możliwe - panda podrapał się po brodzie. - Ale weź też pod uwagę to, że skoro dotychczas nie mieli w sobie tyle odwagi, żeby powiedzieć, co tak naprawdę do siebie czują, to na pewno nie przemogą się tak z dnia na dzień.

- Phi, z takim podejściem to oni nigdy nie będą razem - mruknął Ping, krzyżując skrzydła na piersi.

- Może trzeba im w tym nieco pomóc? - Li mrugnął do gąsiora porozumiewawczo. - To trochę nie fair, że wszyscy dookoła wiedzą, co się kroi, a oni nie.

Ping zerknął na niego kątem oka.

- Co masz na myśli? Jakieś konkretne działania?

- Stripy Baby!* - mała Lei Lei podbiegła do Tygrysicy i wspięła się na jej ramiona. To było chyba jej ulubione miejsce. Tygrysica uśmiechnęła się delikatnie, mówiąc coś do małej.

- Oj, nie musimy się za to brać osobiście. Mamy tutaj małe wsparcie - zaśmiał się starszy panda, patrząc, jak cała trójka kończy naprawę i wyraźnie planuje jakiś spacer. Ewentualnie herbaciane przyjęcie, które Lei Lei tak uwielbiała. - No to jak, dziesięć yuanów (od autorki: nie bardzo wiem, jak to się pisze ^^), że za miesiąc będą już parą?

- Stawiam dwadzieścia, że za dwa tygodnie - zgodził się gąsior. Po i Tygrysica porozmawiali jeszcze chwilę z gospodarzem, po czym skierowali kroki z powrotem w stronę Jadeitowego Pałacu. Lei Lei ciągle wesoło o czymś rozprawiała, a oni oboje uważnie jej słuchali, uśmiechając się szeroko. Tak uroczo razem wyglądali.

- Popieram Pinga - wtrąciła się Mei Mei, podchodząc do nich powoli. - Nie ma opcji, żeby wytrzymali dłużej.

- Kiedy mówię wam, że to będzie za szybko. Miłość potrzebuje czasu - tłumaczył Li.

- Tak, jasne. Czasu - Ping przewrócił wymownie oczami. - Całkiem sporo go minęło, odkąd Po został Smoczym Wojownikiem. A ciągnie się to... no właśnie, tak mniej więcej od dnia jego wyboru.

- No, może trochę krócej. Tygrysica na początku go nie znosiła, ale z czasem jej przeszło - znikąd tuż przy nich pojawił się Shifu. Wszyscy posłali mu zaskoczone spojrzenia.

- No proszę, co tu robisz, mistrzu? - spytał Li. Shifu uśmiechnął się. Ostatnio dość często schodził do wioski, pomóc przy odbudowie, albo po prostu sprawdzić, jak sobie wszyscy tutaj radzą.

- Spaceruję. I wybaczcie, ale przypadkiem usłyszałem fragment waszej rozmowy. I osobiście skłaniam się do tych dwóch tygodni. Widziałem ich przy koszarach wczoraj w nocy. To tylko kwestia czasu, aż powiedzą to oficjalnie - powiedział. Ping posłał pandzie tryumfalny uśmiech.

- A nie mówiłem?

Li machnął lekceważąco ręką.

- Jeszcze zobaczycie - mruknął. Mei Mei zaśmiała się.

- A co, myślisz, że są ślepi i głusi? Że nie wiedzą, że dookoła nich wszyscy już tylko czekają na oficjalną informację, że są razem? Babcia Panda ostatnio nawet pytała, kiedy ślub - powiedziała. Shifu uniósł minimalnie brew. Tak daleko to jego wyobraźnia jeszcze nie zajechała.

- No, skoro już nawet my prowadzimy zakłady, kiedy to się stanie - Ping wzruszył ramionami. Mistrz pałacu uśmiechnął się. Ostatnio jego czujne uszy wyłapały podobne zakłady wśród pozostałych członków Potężnej Piątki. Nie miał pojęcia, co się między nimi wydarzyło w Wiosce Pand, ale to musiał być spory krok, skoro wszyscy dookoła snuli takie plany.

- Stawiam pięć yuanów, że to Tygrysica powie pierwsza - Mei Mei wskazała na całą trójkę, stojącą niemal pośrodku uliczki. Akurat grupa muzyków zaczęła grać jakiś wesoły, skoczny kawałek i Lei Lei zaczęła skakać dookoła nich wesoło. Omawiana właśnie para próbowała złapać małą istotkę, ale nie udawało im się to. Głównie dlatego, że zamiast obserwować uciekające dziecko, co chwilę patrzyli na siebie. I wszyscy dokładnie widzieli, że były to spojrzenia pełne wszystkich możliwych ciepłych uczuć, na jakie tylko było ich stać.

- Nie, Po będzie pierwszy. Nie widzę Tygrysicy mówiącej o takim uczuciu tak... samej z siebie - zaprzeczył Shifu. Znał trochę swoją podopieczną, wiedział, czego się spodziewać.

- Och, błagam, ona jest odważniejsza od niego - kłóciła się młodsza panda.

- Ale za to Po jest bardziej otwarty - wtrącił swoje trzy grosze Ping. - Ja też uważam, że on powie pierwszy.

- A ja wam mówię, że żadne z nich - wszyscy spojrzeli zaskoczeni na Li.

- Co masz na myśli? - spytał Ping. Panda wyglądał na bardzo zadowolonego z efektu swojej wypowiedzi.

- To Lei Lei ich w tym uświadomi. Mała nie jest głupia. Zobaczycie, że dosłownie wepchnie ich przed ślubny ołtarz - wytłumaczył.

Wszyscy zamilkli, zastanawiając się nad tymi słowami i obserwując, jak Po łapie mają Lei Lei i podnosi ja do góry, na co ta reaguje wesołym śmiechem.

- Cuddless!** Wyżej! - zawołała. Po podrzucił ją nieco wyżej, a Tygrysica podskoczyła i złapała małą w powietrzu, co wywołało tylko kolejną falę radości. Od tego widoku aż im się wszystkim ciepło na sercach zrobiło. Oni już zachowywali się jak szczęśliwa rodzina.


- Po, widziałeś gdzieś Lei Lei? - spytała Tygrysica, wchodząc do kuchni, gdzie jej przyjaciel opowiadał Małpie i Modliszce o ostatnich naprawach w wiosce, kiedy to przez małą pandę omal nie zleciał z dachu. Spojrzał na nią zaskoczony.

- Sądziłem, że jest z tobą. W sumie z nikim innym tyle nie przebywa - powiedział. Tygrysica pokręciła głową. Nie mogła jej nigdzie znaleźć. U Shifu też jej nie było. Zaczynała się martwić.

- Nie. Podejrzewam, że w ogóle nie ma jej w pałacu.

- Może siedzi w restauracji z twoimi ojcami, Po? - wyraził podejrzenie Małpa. Po skinął głową.

- Ale sama sobie zeszła po schodach? Zawsze szła z kimś.

Po wstał i podszedł do niej, kładąc jej dłoń na ramieniu. Małpa i Modliszka spojrzeli na siebie z porozumiewawczymi uśmiechami.

- Spokojnie, znajdziemy ją - zapewnił panda. Stali tak przez chwilę, patrząc na siebie z delikatnymi uśmiechami na twarzach. Nawet nie zauważyli, kiedy Żmija przepełzła obok nich, zbliżając się do stołu.

- Czy oni znowu się zawiesili? - spytała, nie odrywając od nich spojrzenia. Jej przyjaciele tylko skinęli głowami, nadal szczerząc się szeroko. Ostatnio takie coś zdarzało im się coraz częściej. Patrzyli sobie w oczy i wtedy dookoła mogłaby trwać wojna, ale by ich od siebie nie odsunęła.

- Może... zacznijmy od Sali Bohaterów, hm? - spytał po krótkim czasie Po. Tygrysica skinęła głową i oboje wyszli z kuchni, kierując się we wspomniane miejsce.

- A co się tak właściwie stało? - spytała Żmija.

- Lei Lei gdzieś się zawieruszyła - odparł Modliszka, zeskakując ze stołu. - Chodźcie, pomożemy im szukać.

- Ale kiedy ona siedzi na pałacowych schodach i bawi się figurkami Po - powiedziała. Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni.

- No to trzeba im powiedzieć - zadecydował Małpa. - Po! Tygrysko!

Wszyscy wyszli z kuchni, ale udało im się ich złapać dopiero poza koszarami. Przy okazji natknęli się na Żurawia, który rozmawiał po czymś z Mei Mei. Woleli nie wnikać, o czym. Niedawno odkryli, że ich oboje fascynują pachnące tkaniny, mieli sporo tematów do rozmów.

- Nigdy mi tak nie znikała - mruknęła Tygrysica. Po posłał jej krzepiący uśmiech.

- Oj, daj spokój, nic jej nie będzie - zapewnił. Wiedział, że Tygryska bardzo się martwiła. W końcu przywiązała się do tej małej.

- Właśnie, nic jej nie będzie! Jest na pałacowych schodach! Bawi się figurkami Po! - doszedł do nich krzyk Żmii. Spojrzeli po sobie zaskoczeni.

- Jak ona je dorwała? - zdziwił się Po, ale Tygrysica wzruszyła tylko na to ramionami. Najważniejsze, że się odnajdzie, tak? A jak dostała się do pilnie strzeżonych figurek Po to już inna sprawa, którą zajmą się kiedy indziej.

Dojście na miejsce nie zajęło im wiele czasu. Mała panda siedziała na pierwszym (lub ostatnim, zależy od której strony na to patrzeć) schodku i bawiła się w najlepsze.

- Lei Lei. Tutaj jesteś - Tygrysica odetchnęła z ulgą i podeszła do małej, która wbiła w nią zaskoczone spojrzenie fioletowych oczu. - Wiesz, jak bardzo się martwiłam?

Uklękła przy dziewczynce, która uśmiechnęła się promiennie.

- Ale ja się bawiłam! - zawołała radośnie, pokazując na figurki. Po podszedł bliżej z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Tak? A w co? - spytał, chcąc odwrócić uwagę Tygrysicy od zmartwienia o jej małą pocieszkę. Lei Lei przeniosła na niego to swoje urocze spojrzenie.

- W rodzinę! - po tych słowach wdrapała się na Tygryskę, uwieszając się na jej szyi. Mistrzyni wstała, unosząc nieco brwi.

- W rodzinę?

- Tak! - przytaknęła i wskazała na stojących nieopodal przyjaciół. Wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na rozgrywającą się scenę. - Tam jest dziadek Shifu, dziadek Ping, dziadek Li, ciocia Żmija, ciocia Mei Mei, wujek Małpa, wujek Żuraw i wujek Modliszka - pochwaliła się niedawno nabytą znajomością imion wszystkich obecnych. I tak wolała swoje własne przezwiska. Tygrysica i Po uśmiechnęli się.

- Ślicznie - powiedział Po, ale mała tylko się uśmiechnęła.

- A Stripy Baby to mama, a Cuddless to tata! - zawołała radośnie, po czym wyciągnęła rączkę, owijając ją wokół szyi stojącego dość blisko nich Po, przyciskając go do siebie i swojej "mamy", przez co Po niemal siłą rzeczy musiał objąć Tygrysicę w pasie, żeby tego wyrazu czułości nie zakończyć upadkiem. - Moi mama i tata.

Nic nie mogli poradzić, ich serca po prostu zmiękły, kiedy to usłyszeli. Spojrzeli na siebie ponad głową tulącej się do nich pandy. Mama i tata... ale przecież byli przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi.

Przyjaciółmi, którzy nie mogą bez siebie żyć.

Ich uśmiechy mogłyby w tym momencie spokojnie zastępować słońce na niebie.

- Bo Stripy Baby kocha Cuddless, a Cuddless kocha Stripy Baby - mruknęła cicho wyraźnie zadowolona z siebie Lei Lei.

I oczywiście wszyscy zauważyli, że Po i Tygrysica w tym samym czasie bezwiednie skinęli głowami.

- Czekaj, co? - spytali po chwili, również jednocześnie, wywołując tym powszechną salwę śmiechu.

- No to jak, ile im dajemy? - spytał Modliszka, siadając na ramieniu Małpy. Wszyscy spojrzeli na siebie przelotnie.

- Godzinę - odparli zgodnym chórem.


*Ksywka nadana Tygrysicy przez Lei Lei, tak słodko brzmi po angielsku, że aż nie chcę tego tłumaczyć ^^ *serducho*

** Ksywka nadal Po przez Lei Lei, po polsku to "Przytulanka", ale tak bardzo mi pasuje po angielsku *serducho razy dwa*

Zapraszam do zostawiania OPINII :D