Gwiezdne wrota na planecie PL4 227 znajdowały się na środku polany, która otoczona byłą lasem, na zachód znajdowały się ruiny osady natomiast na północ znajdował się niewielki pagórek, za którym majestatycznie wznosiła się góra.

Same wrota otoczone były obeliskami.

Do zbadania nowej planety wysłano Sg-1 miały być to dla nich „wakacje" po tym co przeszli należało im się. Po, dotarciu na planetę jedynka zabezpieczyła teren. Natomiast Daniel zafascynował się obeliskami. Widząc zafascynowanie w oczach Daniela Pułkownik rzekł – Daniel, zostaw na razie swoje zabawki. Idziemy przyjrzeć się okolicy. Sam, Tealc i Jack ruszyli powoli w stronę

Daniel nie chętnie, zostawiał obelisk, chętnie by go zbadał ale wykonał rozkaz i ruszył za przyjaciółmi. Kiedy do nich dotarł Major Carter, właśnie im wyjaśniała, że sonda wykryła duże złoża minerału – Sir, ten minerał, jeżeli oczywiście sonda przesłała nam wszystkie dane, może ulepszyć naszą bombę naqadachową, dzięki wiązkom jakim może…. (w tym momencie Sam zaczęła używać specjalistycznego języka).

Jack jak zawsze zrozumiał tylko pierwszą część zdania – ok. Carter, jeżeli dobrze zrozumiałem, dzięki tym kamyczkom bomba będzie silniejsza. Sam kiwnęła głową.

Po dodarciu słów Sam, O'Neill zagwizdał a Tealc dodał – Jeżeli Major Carter uda się połączyć minerał z naqadachem powstanie zabójcza broń.

Daniel przysłuchując się rozmowie doszedł do wniosku – Jeżeli ten minerał jest tak potężny, czemu żaden Guald się tym zainteresował?. To było słuszne pytanie. Jack, Tealc i Daniel zwrócili głowy do Sam. Po chwili zastanowienia powiedziała – Nie wiem, może trzeba dużej ilości, może nie wiedzą o jego właściwościach jak jednego spotkam to się go spytam, ok.?

W tym momencie dotarli do szczytu pagórka, oprócz nich nie było żadnej żywej duszy. Jack wyciągnął lornetkę i przyjrzał się otoczeniu. – Nie widzę, żadnej osady, a ni nic co mogło świadczyć o zamieszkaniu tej planety. Po zakończeniu obserwacji Jack podał lornetkę Danielowi – Ta osada, koło wrót nie wydaje mi się, żeby była jedyna. Na obelisku wyczytałem, że na tej planecie są przynajmniej sześć różnych osad, każda z nich co jakiś czas musi, złożyć ofiarę z ludzi. Mieszkańcy planety nie wiedzą kiedy mają złożyć ofiarę, co jakiś czas wrota się otwierają na kilka sekund, potem jedna z osad wybiera ofiara i ta przechodzi przez wrota. Pewnie w ten sposób zdobywają nosicieli. Na razie tylko to wyczytałem.

W trakcie monologu Daniela, Jack coraz bardziej się krzywił – Dobra, mam nadzieje, że żadnego tubylca nie znajdziemy, nie chciał bym znowu służyć jako ofiara. Carter, gdzie znajdziemy twoje kamyczki.

Sam wskazała ręką na kopalnie która mieściła się na podnóżu góry. jakieś 100 metrów od nich. – Sir ta jakieś 200 metrów od nas. Jack kiwnął głową i rozkazał – Dobra dzieciaki, wracamy do wrót, gdy tylko się zameldujemy, Daniel będzie mógł wrócić do swoich czytanek. Daniel z jednej strony się uciszył a z drugiej – Jack powiedz mi ile razy te moje czytanki uratowały nam życie.

Pułkownik wzruszył ramionami – Tylko kilka razy.

Daniel i Jack sprzeczali się na ten temat do samych wrót. Sam i Tealc nawet nie chcieli się wtrącić do rozmowy.

Po przybyciu do wrót Sg-1 się zameldowało. Generał Hmmond po wysłuchaniu raportu stwierdził, że można wysyłać grupę badawczą i dodatkowo dwa może nawet trzy zespoły sg. SGC oznajmiło, że pierwsza grupa przybędzie za około dwie godz. Między czasie Daniel rozpoczął studiowanie najpierw obelisku a później chciał się przyjrzeć osadzie.

- Ok, dzieciaki zaraz zacznie się zabawa z kamykami.– rzekł Jack.

- Sir, dzięki minerałowi, możemy zbudować broń, dzięki której możemy pokonać Goa`ludów…. – odpowiedziała Carter, ale Pułkownik nie dał jej skończyć. – Carter wiem, że Ty i Daniela bardzo dobrze się bawicie, ale ja się nudzę niańczeniem grupy naukowców– odparł.

- Pułkowniku O'Neill, Major Carter ma rację, ten minerał da nam dużą przewagę nad naszymi wrogami, więc możemy się poświęcić. – Tealc przerwał dyskusję między pułkownikiem a major.

- Tealc a myślałam, że mam Cię po swojej stronie – powiedział z grymasem Jack. Te stwierdzenie spowodowało, że Sam się uśmiechnęła.

- Dobra widzę, że nie mam z wami szans. DANIEL ! – Jack, widząc, że nie ma większych szans zawołał Daniela, który przez cały czas oglądał ruiny. – Ok, koniec zabawy Tealc i Major przeszukajcie jeszcze ten lasek, nie chce mieć niespodzianki.

- Tak jest. – odpowiedzieli zgodnie Sam i Tealc i odeszli. W między czasie archeolog podszedł do Jacka.

Widząc minę Daniela Jack się zapytał - Znalazłeś coś ciekawego.

- Jack, znajdujemy się na planecie, której mieszkańcy posługują się łaciną, ponadto czczą Baala. Mieszkańcy tej osady pokazali ten minerał ale Baal go zlekceważył, uważa, że nie ma dla niego żadnej wartości. Te ruiny nie są bardzo stare, wydaje mi się, że wioska została zniszczona kilka tygodni temu, może była to kara za jakieś nie posłuszeństwo.

Jack zmarszczył brwi – Jeżeli tą wioskę zniszczył Baal, może nie będą już tak ślepo niego zapatrzeni. Dobra Daniel sprawdzaj dalej może znajdziesz coś ciekawego. (Daniel skinął głowę i skierował się w stronę ruin, w tym czasie Jack sięgnął po komunikator) – Major, Tealc, słyszycie mnie?

- Tak słyszę cię – odpowiedział najpierw Tealc a zaraz po nim Sam. Po usłyszeniu odpowiedzi Jack spytał się– Jak idzie sprawdzenie terenu?

- Zaraz powinniśmy skończyć- usłyszał odpowiedz. Zaraz po tym Jack opowiedział im co usłyszał od Daniela, zanim się rozłączył kazał im się mieć na baczności.

Jack spojrzał na zegarek pierwsza grupa ma przejść za jakieś półtora godziny. Po chwili zadumu udał się w stronę Daniela.

- Daniel, masz jakieś dobre wieści – spytał się.

- Niestety, nie. Z tych zapisów mogę wywnioskować, że mieszkańcy prowadzili z kimś wojnę ale niestety nie wiem z kim bo wszystkie inne skrypty zostały zniszczone w….. – Daniel nie dokończył, bo gdzieś w oddali usłyszeli wybuch jednej z ich granatów a potem strzały.

Jack szybko wziął swój komunikator – Sam, Tealc słyszycie mnie? Cisza. Jack i Daniel sięgnęli po broń i pobiegli w stronę odgłosów strzelaniny. Zdążyli dobiec do skraju lasu, Jack nadal próbował się połączyć. Nadal nie było odzewu od ich przyjaciół. Nagle za drzew wyłonił się Tealc. Daniel i Jack starali się go osłaniać ale jak na razie nikt się nie wyłonił za drzew. Strzały ucichły, nadal nie było śladu Sam.

Po chwili Tealc do nich dobiegł.

- Tealc, co się tam stało?...– spytał się Jack. Ale nie mógł zadać dalszego pytania bo Daniel się wtrącił - …. i gdzie jest Sam?

- Nie wiem gdzie jest Major Carter, rozdzieliliśmy się ona poszła w lewą stronę a ja w prawą, nic nie zauważyłem, gdy nagle usłyszałem wybuch.

Pułkownik wiedział, że nie mogą zostawić Sam. Nagle z zadumy wyrwał go Daniel - Jack ktoś wychodzi z lasu.

Oddział Jaffa zaczął strzelać w ich kierunku. Tealc i Daniel odpowiedzieli ogniem w tym czasie Jack znów próbował się połączyć z Sam – zero odzewu. Z duszą na ramieniu Jack, zaczął strzelać w kierunku oddziału Jaffa. Za chwilę zauważył, że przeciwnik posiada większą liczbę żołnierzy i jeżeli się nie wycofają, przeciwnicy z łatwością ich otoczą. Nie pozostało im nic innego jak odwrót do terenu wokół wrót. O'Neill zwrócił się w kierunku Daniela – Daniel wycofaj się do wrót i połącz się z Ziemią. Poproś o wsparcie. Tealc i Ja będziemy cię osłaniać. Daniel skinął głową i pobiegł w kierunku bramy. W tym czasie O'Neill zwrócił się do Tealca, (cały czas nie zaprzestali strzelać) – Tealc, jeżeli zaraz się nie wycofamy okrążą nas.

Tealc odpowiedział – w rzeczy samej pułkowniku. Proponuję odwrót nam także.

Jack, skinął głowę i rozpoczęli odwrót. W międzyczasie Daniel połączył się z Ziemią.

SGC

Generał Hammond siedział w swoim gabinecie jak usłyszał odgłos syreny. - Nieplanowana aktywacja wrót!- usłyszał głos przez głośniki. Wstał i udał się do pomieszczenia kontrolnego wrót. – Co się stało? –zapytał.

- Sir. To sg-1. – usłyszał odpowiedz.

- CO? – Generał był w szoku. – Daj na głośnik. Sg-1 co się dzieje? – Hammond usłyszał głos strzałów i głos Daniela – Sir jesteśmy pod ciężki odstrzałem, potrzebujemy posiłków.

- Odmawiam, wracajcie na ziemię. -Generał odpowiedział.

- Sir jeszcze raz prosimy o posiłki, Sam zaginęła!

Hammond nie mógł uwierzyć w to co usłyszał – Cholera (ale wiedział, że jeżeli pośle więcej oddziałów, może zginąć wielu jego podwładnych, więc z wielkim bólem powiedział) – SG- 1 wiem, że jest to dla was trudne ale jeszcze raz odmawiam, macie wracać na Ziemię. – Hammond zwrócił się do jednego z jego podwładnych – Przyślijcie mi ekipę medyczną już!

Żołnierz od razu wykonał rozkaz.

Planeta PL4 227

W momencie jak Daniel kończył rozmawiać z dowództwem, podbiegł do niego najpierw Tealc a kilka sekund później Jack. Z lasu zaczęli wybiegać Jaffa. Jack i Tealc ani na moment nie zaprzestali ognia (Jackowi powli kończyła się amunicja – „wakacje" z ironią pomyślał). Brama się zamknęła.

- Jack. Hammond karze nam wracać – powiedział Daniel i ponownie rozpoczął ostrzał. Jack popatrzył na niego z wściekłością – Powiedz, że nie możemy zostawić Sam.

Dr. Jackson odpowiedział – Powiedziałem im to. Mimo to karze odwrót. O'Neil syknął z wściekłością - Nie zostawię ją tu. Cholera Sam gdzie jesteś?

Ale z zamiast ich Major Carter z lasu ciąglę wychodzą nowi żołnierze Jaffa.

Nagle Tealc coś zauważył – Pułkowniku O'Neill zaraz nas otoczą.

W tym momencie Daniel zauważył rozpacz w oczach Jacka, na domiar złego skończyła im się amunicja, teraz strzelać mógł tylko Tealc a Jaffa było coraz więcej. Nic innego nie mogli zrobić.

Inicjatywę przejął Tealc – Dr. Jackson wybierz adres ziemi (Daniel kiwnął głową i zaczął wybierać adres a potem kod SG-1). O'Neill, nie mamy wyjścia musimy to zrobić, aby odzyskać Major Carter, musimy być żywi.

ZIEMIA

Pokój kontrolny wrót. Kapitan - Nieplanowana aktywacja wrót. To Sg-1. Generał jak tylko usłyszał, że to jedynka powiedział – otworzyć przesłonę. Chwilę później w bramie ukazał się najpierw Daniel, potem Tealc z Jackiem. Żadne z nich nie miało obrażeń.

Generał Hammond zauważył rozpacz na ich twarzach, kiedy tylko wyszli z
horyzontu zdarzeń – Kapitanie proszę zamknąć przesłonę.

Tak jest. – Kapitan odpowiedział.

Jedynka przeszła przez wrota pod silnym odstrzałem, który nie umilkł nawet po zamknięciu przesłony. Jednak nie mogli rozłączyć wrót.

Kapitan odwrócił się do Hammonda – Sir nie mogę się rozłączyć. – Co ? Czy może być gorzej – generał odpowiedział, w tym czasie SG 1 i dr Janet Fraiser dołączyli do pokoju. W momencie jak Pułkownik zobaczył Generała wrzasnął na niego – Sir, czemu nie przesłałeś posiłków.

Generał wiedział, że Jack jest wściekły, rozumiał go ale nie mógł sobie na to pozwolić – Pułkowniku, albo się Pan opamięta albo będę musiał Cię siłą wyprowadzić.

To trochę przyhamowało Jacka ale nadal był wściekły.

W tym czasie Kapitan nadal próbował rozłączyć wrota, po 15 minutach żołnierze Jaffa zaprzestali strzelać. W pokoju zapanowała cisza, którą przerwał Tealc - Mamy łączność z MALP?

- Tak, spróbuje się połączyć. - Odpowiedział Kapitan. Ekran przed nimi ożył. Pokazywał oddział Jaffa. Jeden z nich zobaczył, że robot odżył próbował go zniszczyć ale jego dowódca rozkazał go zostawić, podszedł do MALP i uśmiechnął się do kamery – Chyba mamy coś co należy do was, Tauri- i przywołał ręką swoich żołnierzy którzy przetrzymywali Sam (Została trafiona w ramię prawdopodobnie dlatego nie było z nią kontaktu, jej radio zostało uszkodzone), która próbowała uwolnić się, także krzyczała, że nic im nie powie.

W pokoju zapanowała nie pokój, nikt nie ośmielił się odezwać- wszyscy byli przerażeni, do tej pory myśleli, że Sam zdołała się ukryć przed wrogiem i wróci jak tylko będzie miała okazję.

Jaffa w końcu się odezwał – Macie odpowiedzieć albo ta kobieta zginie.

W pokoju na Ziemi, milczenie w końcu przerwał Jack – Długo tak będziemy stać jak osły powinniśmy coś zrobić.

- W istocie – odpowiedział Tealc.

W końcu Generał Hammond odpowiedział – Szukaliśmy nowych sprzymierzeńców, z którymi moglibyśmy prowadzić handel. Jak możemy odzyskać naszą koleżankę. Skończył rozmowę z Jaffą i odwrócił się do pozostałych – Miejmy nadzieje, że nie jesteście aż tak sławni. (Jack pomyślał – Wątpię).

Po drugiej stronie Jaffa przestał się uśmiechać – Masz mnie za durnie wiem dokładnie kim jest ta kobieta. To Major Samantha Carter SG1. Jesteście naszym największym wrogiem i dodatku macie mnie za durnia (z każdym słowem Jaffa był coraz bardziej wściekły) ZABIĆ JĄ. To będzie wasza kara.

Na ziemi cała piątka krzyknęła, ale było już za późno. Żołnierze, podcięli Sam nogi tak, że upadła na kolana, nie chciałą dać po sobie poznać, że jest przerażona. Żołnierz, który podszedł do niej z tyłu się spytał – Jakieś ostatnie słowo. Sam mu tylko odpowiedziała – Idź do diabła.

Wtedy żołnierz strzelił - pomarańczowe wiązka trafiła w plecy Sam. Zginęła zanim upadła.

Cała piątka krzyknęła – Nie. Jak Sam upadała. Był to totalny SZOK ICH MAJOR NIE ŻYŁA.

Zaraz po tym Jaffa zniszczyli robota więc nie widzieli co się dale stało. Nie wiedzieli czy mogą wracać po ciało, czy jeszcze nie.

W czasie jak dramat rozgrywał się na oczach SGC. Cała piątka była targana wyrzutami winny. Jack, Daniel i Tealc, że zostawili Ją, Hammond, że powinien wysłać wsparcie a Janet ze łzami w oczach zastanawiała się czy jest jakaś szansa, aby Sam to przeżyła.

Nagle Jack się odwrócił i powiedział do generała – To wszystko twoja wina, jak byś dał nam te cholerny posiłki, pewnie Sam by jeszcze żyłą. - Nie dał nikomu nic powiedzieć bo wyszedł z pokoju zaraz za nim wybiegli Daniel i Tealc.

Generał Hammond i dr Fraiser zostali sami, nie wiedząc co ze sobą zrobić udali się do swoich kwater aby rozpaczać w samotności. Wieść o śmierci Samanthy Carter obiegło SGC lotem błyskawicy. Nikt nie mógł uwierzyć, aż do momentu, kiedy zobaczyli SG-1.

Jack nie wiedział gdzie idzie, nagle zorientował się, że znajduje się w laboratorium Sam, usiadł na jej krześle i zakrył twarz rękami. Nagle usłyszał głos – Jack. To był Daniel i Tealc.

Jack powiedział – Chce być sam, zostawcie mnie! Przyjaciele nic nie powiedzieli tylko w milczeniu usiedli. Siedzieli tak ok. 15 minut. W końcu Jack się odezwał- Czemu zgodziłem się na powrót, czemu! Może udało by się ją uratować? I zakrył twarz dłońmi.

- Pułkowniku O'Niell jesteś świetnym dowódcą, wiesz dobrze, że nic nie dało się zrobić. Nie mieliśmy już naboi – odpowiedział ze smutkiem Tealc (łza pojawił się na twarzy Jaffy). Daniel dodał – Tealc ma rację gdyby nie twoja decyzja, pewnie już dawno byśmy nie żyli. W dodatku przez bramę by przeszli nasi naukowcy i inne zespoły SG oni też by wpadli w ręce Jaffa. To była słuszna decyzję za którą zapłaciliśmy największą cenę.

Ale to nie wystarczyło pułkownikowi – Tak świetny dowódca, świetny dowódca nie zostawia swoich za sobą i dlaczego się rozdzieliliście Tealc gdyby była z Tobą pewnie by nie zginęła.

Te słowa zraniły Tealca ale Jack tego nie zauważył – Pułkowniku to był pomysł Major Carter, po za tym jest, była świetnym wojownikiem, jednym z trójki najlepszych z jakimi do tej pory pracowałem. Gdyby nie sytuacja jakiej się znaleźli te słowa przyjąłby za ogromny komplement ale nie dzisiaj. Cała trójka siedziała w ciszy, znali się już zbyt długo i obecnie żadne słowa nie były już potrzebne.

Siedzieli tam jeszcze pewien czas. Po czterech godzinach wszyscy zebrali się na odprawie. Sg-1 opowiedziało, co się dokładnie stało, na koniec Hammond powiedział, że każda próba przejścia przez bramę po ciało Sam kończy się silnym odstrzałem ( nikt nie przeszedł nawet robot, zaraz po otwarciu tunelu Jaffa strzelali w przesłonę) generał zastanawiał się jak ma to powiedzieć ojcu Sam, co się stało a Janet Freaiser jak ma to powiedzieć Casie.

Jednak próba z połączenia się z ojcem Sam kończyła się fiaskiem, okazało się, że Jacob Carter jest na misji i jak wróci, Tok'ra powiedzą mu co się stało. Natomiast do Casie, Janet pojechała z SG1. Jak tylko zobaczyła ich w drzwiach wiedziała, że stało się coś złego. Nie było z nimi przecież Sam – Mamo! Co się stało i gdzie jest Sam? Jak tylko zobaczyła ich twarze, wybuchnęła płaczem i uciekła do swojego pokoju. Janet i reszta zespołu ruszyła za Casie. Mimo niechęci wysłuchała całej historii, tylko opuścili wątek bestialskiej egzekucji. Mała schowała się w ramionach najpierw matki a później Jacka. Prawdopodobnie Casie zmęczyła się płaczem dlatego po czterech godzinach nieustannego płaczu zasnęła.

- Biednego dziecka, najpierw przeżyła śmierć swojej planety a przede wszystkim rodziców, a teraz musi pożegnać osobę która pomogła jej przez to przejść. (Daniel spojrzał na zegarek) Chyba czas wracać do domu. – powiedział Daniel a Jack i Tealc skinęli głowami.

- Nie proszę was zostańcie, Ja prawdopodobnie i tak nie zasnę a teraz nie chce zostać sama – powiedziała Janet niemal błagalnie.

- Doktor Freiser ma rację i tak żadne z nas nie zaśnie dzisiaj dzisiaj nocy wiec czemu nie pozostać tutaj – komentował Tealc.

Po chwili namysłu Jack i Daniel zgodzili. Doktor Freiser przyniosła chłopakom piwo i usiedli wszyscy czworo w gościnnym. Do godzinny 4.00 rano wspominali ich wspólne przygody z Sam.

Następne dwa dni także spędzili w domu Janet, nikt nie chciał przechodzić przez to sam. Ponadto była wdzięczna chłopakom, że nie zostawili Ją samą, nie umiała by rozmawiać z Casie trzeciego tym ci się stało. Dziewczyna bardzo dużo przebywała z Pułkownikiem. Znikali gdzieś na kilka godzin, nikt nie wiedział go, ale widać było że jest im to potrzebne, więc nie dopytali się gdzie znikają.

Trzeciego dnia wszyscy czworo musieli się spotkać w bazie.

Kiedy tylko weszli do kompleksu nikt ich nie zaczepiał, nikt nie chciał się przywitać, śmierć jednego z najbardziej szanowanych oficerów wzburzył cały spokój w bazie. Sg-1 była jedynym zespołem który przez te wszystkie lata nie stracił żadnego z członków, wszystkie inne zespoły wiedziały, że dopóki szlagowa jedynka wracała dopóki wszystko było dobrze. Aż do teraz.

Kiedy weszli do pokoju odpraw zobaczyli zmęczoną twarz generała Hammonda. Jack podszedł do dowódcy – Sir. Przepraszam za moje zachowanie. Generał ze smutkiem pokiwał głową – Nie ma sprawy Jack, wszyscy to głęboko przeżywamy. Następnie poinformował ich, że żadna z prób odzyskania ciała Major Carter nie zakończyła się sukcesem, nawet nie opuścili przesłon.

- Kiedy przybędzie ojciec Sam – spytał się Daniel.

- Prawdopodobnie dzisiaj po południu.- odpowiedział generał. – A teraz doktor Freiser powiedz jak przyjęła to Kasandra.

- Dzięki chłopakom, dobrze, byli cały czas ze mną i Casie. – odpowiedziała lekarka.

- Co z nabożeństwem żałobnym – spytał się Jack. Jak do pory nie mógł w to wszystko uwierzyć, przez te trzy dni działał jak na auto pilocie. Zadając to pytanie coś w nim pękło, ręce zaczeły mu drżeć, jednak nikt tego nie zauważył gdyż szybko je schował pod stołem.

- Te sprawy muszę umówić z ojcem Sam – odpowiedział Generał. Dalszą dyskusje przerwał dzwięk syreny.

- Nieplanowana aktywacja wrót!- usłyszeli głos przez głośniki. Ruszyli w stronę pokoju kontrolnego. Jack miał przez chwilę nadzieje, że to może Sam. Niestety zaraz usłyszał komunikat – Sir to sygnał Tokra. – odpowiedział Kapitan.

W odpowiedzi usłyszał – Opuść przesłonę.

Generał Hammond i Sg1 ruszyli w kierunku pomieszczania z wrotami w między czasie przez wrota przeszedł Generał Jacob Carter.

- Witaj Jacobie- przywitał ze smutkiem Generał Hammond (cóż innego mógł powiedzieć). Jacob nie odpowiedział od razu. Przez chwilę wszyscy stali w ciszy. W końcu ciszę przerwał Selmak – Witajcie przyjaciele. Od momentu jak usłyszeliśmy co się stało z Sam, przejąłem kontrole, Jacob nie może sobie poradzić ze stratą ukochanej córki, zresztą mi też nie jest łatwo. Cały lud Tokra przesyła kondolencję.

- Dziękuje Selmak. Jednak teraz chciałbym porozmawiać z Jacobem, Proszę. – poprosił go Hammond.

Selmak kiwnął głową. W momencie jak Jacob odzyskał kontrole nad swoim ciałem, jego oczy zapełniły się łzami i ręce zaczęły mu drżeć. Hammond zaprowadził przyjaciele do swojego gabinetu. Jedynka cały czas stała bez ruchu nie mogąc wykrztusić słowa. Pierwszy milczenie przerwał Daniel – Czy kiedykolwiek poradzimy sobie ze stratą Sam.

Nie usłyszał odpowiedzi, Jack odwrócił się i udał się do swojej kwatery, to samo zrobił Tealc. Daniel nie widząc co począć udał się do Janet.

Kiedy wszedł do jej gabinetu zobaczył, że lekarka siedzi za biurkiem i płaczę. Przez moment Daniel chciał wyjść, ale jeszcze raz na nią spojrzał, nie mógł jej zostawić więc do niej podszedł, wziął ją za rękę i powiedział –Janet. Lekarka podniosła głowa, Daniel zobaczył przerażenie w jej oczach. – Daniel, Ja sobie nie poradzę bez niej. Dr. Jackson nie wiedział co powiedzieć, sam się nad tym zastanawiał. Nic innego mu nie pozostało tylko Ją przytulił. Siedzieli tak chwilkę, do momentu aż jedna z pielęgniarek zapukała do drzwi. Daniel i Janet od siebie odskoczyczyli, pielęgniarka otworzyła drzwi – Przepraszam doktor Freaiser ale pacjent z 1 cały czas skarży się na ból brzucha. Lekrka kiwnęła głową – Już idę. Wychodząc zwróciła się do Daniela - dziękuje Ci za wszystko. Podeszła i pocałowała go w policzek.

W tym czasie Tealc medytował w swoim pokoju.

Jack przeglądał zdjęcia na których była Sam (żywa i uśmiechnięta). Cały czas wyrzucał sobie, że Ją zostawił „Sam, przepraszam Cię, to Ja powianiem zginąć, nie ty. Za bardzo świat Cię potrzebuję a przede wszystkim JA Cię potrzebuje". Po jakimś czasie się uspokoił.

Po godzinie udali się do pokoju generała Hammonda a z tamtą do Sali odpraw. Jacob już tam siedział z twarzą zakrytą dłońmi. – Jack, Daniel Tealc, powiedzcie jak zginęła moja mała córeczka – spytał się Jacob. Sg1 opowiedziała o całej historii. Po zakończeniu Jacob powiedział – A więc widzieliście to na ekranie, a więc macie to nagrane. Proszę dajcie mi to obejrzeć.

- Ale Jacob, jesteś tego pewien – spytał się Daniel.

- Chce to obejrzeć na własne oczy- powiedział generał Carter głosem który nie dawał żadnych złudzeń. Daniel wstał i poszedł do pokoju wrót odzyskać płytę z nagraniem. W tym czasie Hammond, Jack i Tealc próbowali przekonać Jacoba, że to zły pomysł. Bez skutku.

Po obejrzeniu nagrania przez twarz Jacoba przeszły wszystkie kolory. Nic nie powiedział tylko wstał i powiedział - Muszę poinformować Marka o tragedii. Jack chciałbym później z tobą porozmawiać. Jack tylko kiwnął głową.

Jak tylko generał Carter opuścił pokój Dowódca SGC zwrócił się do pozostałych.

- Ustaliłem z JAcobem, że memorial Major Carter odbędzie się w piątek, mamy jeszcze trzy dni aby odzyskać ciało. Ale wątpię, żeby się udało, góra na mnie naciska. Ale mnie to gówno obchodzi tam gdzieś jest mój człowiek i sprowadzimy go do domu. – powiedział na zakończenie Hammond

Pułkownik O'Niell nie mógł dłużej wysiedzieć w bazie, postanowił, że pojedzie na grób swojego syna, gdzie rozpłakał się jak dziecko (Boże nawet nie wiedziałem, jakie ukrywałem uczucia do Sam). Jak się uspokoił, ruszył do domu, gdzie postanowił się upić. Jednak nie było mu to dane, na werandzie czekał na niego Jacob.

- Witaj Jacobie, długa na mnie czekasz- spytał się Jack.

Jacob się wysilił na lekki uśmiech – Nawet nie wiem kiedy przyjechałem.

O'Niell nie wiedział o czym chciał z nim porozmawiać Jacob wiec się zapytał – Jak to przyjął Mark.

Carter posmutniał – Cóż wyrzucił mnie z domu i powiedział, że to moja wina. Wszystko to moja winna. Śmierć żony a teraz Sam. (ciągnął dalej) Jack nie możesz się winić za to co się stało, to nie była twoja wina, Sam nie chciałaby, żebyś się winił. Za bardzo Cię …. szanowała (cóż innego mógł powiedzieć).

- Dziękuje Ci Jacobie, za twoje słowa dużo to dla mnie znaczy. – odpowiedział Jack. Nie było mu dane porozmawiać, gdyż za chwile na podjeździe zobaczył samochód Daniela a z niego wysiedli jeszcze Tealc, Janet i Casandra.

Czas do memorialu wszyscy przesiedzieli w domku Jacka (silna więź przyjaźni między nimi zacisnęła się jeszcze bardziej). Żadne z nich nie pozostało same. Może tylko dlatego, żadne z nich się nie załamało.

Memorial był przepiękny. Został zorganizowany w pokoju wrót na rampie znajdowała się pusta trumna Sam z jednej strony stał Jack i Daniel a z drugiej Tealc i Janet, przed trumną było duże zdjęcie Sam a zanim podium. Przed rampą stały część zespołu SG, nie wszyscy się zmieścili więc przemówienie puścili przez głośniki. Najpierw na podium podszedł Generał Hammond mówił jak był to zaszczyt służyć z kimś takim jak Major Samantha Carter i nikt jej nie zastąpi. Później przemawiał ojciec Sam, po opowiadał kilka anegdot z życia Sam (wywołały to uśmiech na twarzach, ale nikt się nie zaśmiał). Następna była Casandra, swoją opowieścią jak poznała Sam (co ona dla niej zrobiła) doprowadziła do płaczu żołnierzy piechoty morskiej i lotnictwa nikt nie zgrywał bohatera bo każdy wiedziała, że dzisiaj żegnają prawdziwego BOHATERA.

Na końcu wypowiadali się członkowie zespołu SG-1. Opowiadali jakim była dzielnym wojownikiem, wybitnym naukowcem, jak poświęcała się dla innych i przede wszystkim jakim była przyjacielem.

Sam została pochowana na cmentarzu zasłużonych w Waszyngtonie.

Dwa tygodnie później Tokra przeszłała przez bramę wiadomość: Na planecie PL4 227, wybuchł bunt, żołnierze Baala opuścili planetę.

Po zakończeniu czytania Generał Hammond oświadczył – przygotować sg -2 i 3. Za godzinę mają być na miejscu. Skończył oschle (Sam idziemy po Ciebie – pomyślał).

Jack o wyprawie dowiedział się jak siedział w swoim gabinecie, od chwili tragedii Sg-1 był na przymusowym urlopie. Jack wpadł do biura Generałą:

- Sir czemu nie wysłał Pan nas, zasłużyliśmy na to.- odparł gniewnie Jack.

- Właśnie dlatego, major Carter zbyt dużo dla was znaczyła nie wiemy czy nadal tam jest a jeżeli tak to w jakim stanie. Jack nie dawał za wygraną – Sir, właśnie dlatego SG-1 powinno pójść, my Ją zostawiliśmy a więc dlatego to nasze zadanie aby ją odnaleźć.

Generał Hammond jednak był nie wzruszony – Pułkowniku O'Neill jeszcze raz mówię i teraz ostatni raz. ODMAWIAM!

Jack nic nie odpowiedział tylko wyszedł z gabinetu generała i wezwał swoich przyjaciół. Po około dwóch godzinach od przejścia przez bramę zameldowała się grupa Sg-2; - Sir mamy ją. Tylko to powiedział.

Okazało się, że ciało Sam znajdowała się w płytkim wykopie, nawet nie zasypanym, ciało było w kiepskim stanie (żołnierze Jaffa zrobiło sobie z niej tarcze strzelniczą). Jak tylko zespoły przeszły przez bramę z czarnym workiem. Sg-1, doktor Freaiser i Hommond , kazali rozpiąć worek.

- Jesteście tego pewni, naprawdę nie wygląda to dobrze, poznałem Major Carter tylko po nieśmiertelniku. – spytał się dowódca SG-2.

Tak – cała piątka warknęła.

Dowódca sg-2 skinął na swoich podwładnych Ci położyli czarny worek i go rozpięli.

- O mój Boże – tylko tyle powiedziała doktor Freaiser. Pozostali byli również w szoku.

Dowódca nie czekał na potwierdzenie tylko rozkazał swoim ludziom przenieść worek do kostnicy.

Całe SGC huczało, że Samantha Carter wróciła do domu, każdy salutował jak tylko zobaczyli czarny worek.

Od śmierci Sam minęły laty, a sg-1 nigdy nie zgodziła się, aby ktoś zastąpił Sam. Po trzech latach Hammomd odszedł na emeryturę, jego miejsce zajął Jack. Zaraz po tym Tealc odszedł z SGC aby walczyć o wolność swoich ludzi. Wiedział, że jeżeli tu zostanie, szarość jaka ogarnęła SGC po śmierci Sam, jego także pochłonie.

W sg- 1 pozostał tylko Daniel, dołączyli do niego pułkownik Mitchel i Vala. W której Daniel Jackson się zakochał choć nie dopuszczał tego do swojej myśli, cały czas rozmyślał o doktor Freaiser, która zgineła w wypadku samochodowym 6 lat po śmierci Sam.

W świecie off-world stanęliśmy się mało znaczącymi pionkami z którymi nikt się nie liczył, nawet nie starali się nas podbić.

Po 5 latach od objęcia dowództwa Jack O'Niell przeszedł na emeryturę. Przez te wszystkie lata sg-1 próbowało znaleźć drogę do odzyskania Sam, bez żadnego skutku w końcu Jack popadł coraz większą rozpacz, która spotęgowała śmierć Janet Freaiser, tylko Casandra i Daniel powstrzymywali go od totalnej samo destrukcji.

Po śmierci Sam to był koniec SG1.