Moi drodzy czytelnicy! Właśnie postanowiłam... popełnić samobójstwo ;-; (spokojnie nie dosłownie). Pisząc już jedno dość wymagające opko, pakuje się w drugie, które jeszcze nie do końca mam wymyślone... i mam jeszcze inne które... fuck my life przyjaciółka mnie zamorduje :'')


Piąta po południu…

Idealny czas na to żeby usiąść w salonie, napić się herbaty, odprężyć się, zapomnieć na chwilę o pracy…

-Hej! Hej! Hej Artie! Przybył twój bohater!- idealny czas na to, żeby jedna wizyta zrujnowała ci cały dzień…

-Alfred ty cholerny szczylu!- krzyknął Anglia czując nagły skok ciśnienia, ostrożnie odstawił filiżankę z herbatą z powrotem na spodek, nie chciał nią przypadkiem rzucić -Co ty tutaj do cholery robisz?! I jak tutaj wlazłeś nieproszony?!-

-Bo jestem bohaterem!- wrzasnął Ameryka, przyjmując swoją 'heroiczną' postawę -Nie ma miejsc do których bohater nie może się dostać! Hej hej słuchaj Artie! Przybyłem prosić cię o pomoc!-

-Aha… jesteś bohaterem i przyszedłeś poprosić o pomoc?- zapytał Arthur pocierając skronie, czując nadchodzący nieuchronnie ból głowy -I nie nazywaj mnie Artie!-

-Ale dlaczego Artie?- zapytał Alfred robiąc zawiedzioną minę, ale zaraz jego twarz znów rozjaśnił szeroki uśmiech -I tak przyszedłem prosić cię o pomoc! Nawet bohaterowie potrzebują czasem pomocy od zwykłych obywateli!-

-Ja ci zaraz pokaże zwykłego obywatela…- warknął Anglia

-To pomożesz mi czy nie? Jak nie to będę szukał pomocy gdzie indziej… może zapytam Francję…- powiedział Ameryka

-Zależy czego chcesz- westchnął Arthur, chociaż nie musiał pytać, Alfred pewnie i tak by mu to powiedział

-Bo widzisz, mój szef wysłał mnie w ważnych interesach…- zaczął Alfred

-Twój szef musi być niespełna rozumu, skoro powierza ci ważne zadania- stwierdził Anglia

-No wiesz co Artie, to było nie miłe- powiedział urażony Ameryka

-Ale prawdziwe… i przestań do mnie mówić Artie!- warknął Arthur

-Ale dlaczego mam do ciebie nie mówić 'Artie' Artie?- zapytał Alfred

-Bo sobie tego nie życzę!- stwierdził Anglia, upił łyk herbaty żeby chociaż trochę ukoić nerwy, zapowiadało się ciężkie i długie popołudnie

-Dobra nieważne, wracając do tematu, szef wysłał mnie w ważnych interesach do Polski- powiedział Ameryka

-Aha? I jak to się stało, że jesteś u mnie a nie u niego?- zapytał Arthur bojąc się odpowiedzi

-I tutaj wkraczasz ty!- krzyknął Ameryka celując w Anglię palcem

-Nie pokazuje się na ludzi paluchem- powiedział Anglia unosząc brwi -I? W jaki sposób wkraczam?-

-Bo ja nie wiem gdzie to jest- stwierdził Alfred z rozbrajającą szczerością -I musisz mi pomóc to ustalić- po tych słowach w salonie Arthura zapadła taka cisza, że można było usłyszeć muchę obijającą się o szybę, Anglia mógłby przysiąc, że słyszał też cykanie świerszcza.

-Alfred… w którym dokładnie momencie pozbyłeś się mózgu?- zapytał Arthur siląc się na spokój

-To mi nie pomaga Artie- stwierdził Alfred wciąż mając na twarzy ten rozbrajający uśmiech -Potrzebuję konkretów!-

-Słyszałeś o takim cudownym wynalazku jak mapa?- zapytał Anglia biorąc kolejny łyk herbaty, zachować spokój… musiał zachować spokój

-Oczywiście, że mam, nawet wziąłem ze sobą!- oznajmił niewzruszony ewidentną ironią w głosie Arthura, Ameryka, z kieszeni swojej kurtki faktycznie wyjął mapę. Ku zaskoczeniu i uldze Anglii, wyjątkowo postarał się o mapę Europy, zazwyczaj kiedy twierdził, że ma mapę jakiegoś regionu, kończyło się na mapie Ameryki Północnej.

-Ale to nadal mi nie pomaga- oznajmił Alfred -Nie mam pojęcia gdzie tego szukać!-

-Chcesz mi powiedzieć, że nie potrafisz znaleźć dziewiątego największego państwa w Europie?- zapytał Arthur

-Ale te wszystkie państewka są takie małe- stwierdził Ameryka -Poza tym na oko ci nie powiem które z nich jest na dziewiątym miejscu pod względem wielkości!-

-Alfred… ty naprawdę nie wiesz, gdzie leży kraj z którym masz sojusz? I to taki całkiem konkretny? Przecież ty tam już kiedyś byłeś...- Anglia miał nikłe nadzieje na to, że Ameryka dozna nagłego olśnienia i przypomni sobie gdzie leży Polska

-To nie jest jedyny kraj z którym podpisałem sojusz!- bronił się Alfred -Czekaj czekaj coś mi chyba świta… to jest gdzieś w Rosji co nie?-

-Boże Święty chroń Królową…- jęknął Arthur ukrywając twarz w dłoniach, miał szczerą ochotę się popłakać -Nie Alfred to nie jest gdzieś w Rosji… zdajesz sobie sprawę z tego, że wiele lotnisk w twoim kraju, ma bezpośrednie połączenie z Warszawą, uprzedzę twoje pytanie, która jest stolicą Polski? Co więcej, zdajesz sobie sprawę, że mogłeś po prostu poszukać potrzebnych ci informacji przez internet?- po tych słowach znów zapadła ta niezręczna cisza

-Poważnie?- zapytał Ameryka ze szczerym zdumieniem w głosie

-Tak poważnie… podzielę się z tobą inną ciekawą informacją, a mianowicie z Londynu też możesz tam bez problemu dolecieć, więc możesz mi już nie zawracać głowy!- powiedział Anglia, czuł, że po tej wizycie będzie potrzebował czegoś mocniejszego niż herbata

-Ale i tak potrzebuje twojej pomocy- uznał Alfred

-Niby w czym?! Mam ci kupić bilet żebyś na pewno trafił?!- jęknął Arthur

-To by było miłe, ale nie o to chodzi… ja potrzebuje tłumacza! A słyszałem, że ty trochę mówisz po… po jakiemu mówi się w Polsce?- zapytał Ameryka nagle zbity z tropu

-Po polsku…- westchnął Anglia, przynajmniej Ameryka nie wystrzelił znowu z rosyjskim, zastanawiał się czy powinien uświadomić Alfreda, że Feliks niezbyt lubi kiedy ktoś popełnia tego typu wpadki, czy jednak powinien jechać, choćby po to żeby rozkoszować się widokiem, kiedy Polska sam się za to weźmie.

-Alfred, nie musisz się martwić tłumaczem- mruknął Arthur zmęczonym głosem, jedna wizyta Ameryki była bardziej męcząca niż tydzień ciężkich robót w kamieniołomach -Feliks zna angielski, a nawet gdyby był ci potrzebny, to czemu nie wziąłeś ze sobą kogoś ze swojego kraju?-

-Szef mi obciął budżet- Ameryka wzruszył ramionami

-I uznałeś, że ja to zrobię za darmo?- uśmiech Alfreda mówił wszystko

-Niech zgadnę… nawet pomimo tego, że pomogłem ci uporać się z tymi twoimi ''problemami'' i tak masz zamiar mnie ze sobą ciągnąć tak?- zapytał Anglia

-Yup!- Alfred z zapałem kiwnął głową -Nie przyjmuję żadnych sprzeciwów!-

-No dobra pomogę ci… ale pod jednym warunkiem- westchnął Arthur, kłótnia z Alfredem była jak walka z wiatrakami... a nawet gorzej więc, po prostu uznał, że lepiej będzie pomóc temu idiocie i mieć to z głowy

-Jakim?- zapytał zdumiony Ameryka, to nie to samo co odmowa, ale stawianie warunków też nie było cool

-Masz szczęście bo akurat też muszę coś załatwić na kontynencie- powiedział Anglia -Inaczej po prostu wywaliłbym cie za drzwi. Co prawda mam sprawę nie w Polsce, ale też niedaleko. A więc skoro to ty prosisz mnie o przysługę, to najpierw załatwimy moje interesy.-

-No dobra… jaką sprawę?- zapytał zrezygnowany Alfred

-Najpierw udamy się na Litwę, mam z Torisem kilka spraw do obgadania, nie zajmie długo, więc nie musisz się martwić, że szef cie ochrzani za ociąganie się- powiedział Arthur wstając z fotela

-Och… okay to brzmi w porządku- stwierdził Alfred po małym namyśle -Mam tylko jedno małe pytanko…-

-Jakie?- westchnął Arthur

-Gdzie jest ta cała Litwa? To gdzieś w Rosji?- zapytał Alfred patrząc z dezorientacją na mapę

-ALFRED!-


Łapcie tu mały prolog, co prawda na razie nie ma w nim jeszcze magii... chyba, że Alfreda można uznać za magicznego XD, ale niektórym tytuł może się z CZYMŚ kojarzyć. No i... nie potrafiłam się powstrzymać, żeby nie wcisnąć tu też Polski i Litwy, z Feliksem to opowiadanie na pewno będzie magiczne, a w moim osobistym odczuciu, bez Torisa ani rusz~