Zawsze dobrze być nie może (…).
Czasem cierpieć trzeba, żeby się czegoś dowiedzieć na świecie.
Hans Christian Andersen „Len"
Prolog.
Każdego czwartkowego wieczoru Kuroo Tetsurou oglądał w domu mecze siatkówki. Specjalnie opłacał kanał sportowy (wraz z innymi programami w pakiecie, chociaż korzystał tylko z tego jednego) ze swojej ciężko zarobionej pensji. Specjalnie na te chwile kupował czteropak piwa, dwie duże paczki chipsów (ewentualnie zamawiał pizzę) i po prostu się relaksował. Oczywiście, nie zawsze był sam – czasem jego „brat", Bokuto Kotarou i ich wspólny przyjaciel, Kageyama Tobio, wpadali, by dotrzymać mu towarzystwa. Kiedy on i Bokuto chodzili do Akademii Policyjnej, należeli do uniwersyteckiej drużyny siatkarskiej i wspominali to naprawdę dobrze. Tak właśnie poznali Kageyamę, który był policyjnym analitykiem.
Tego wieczoru był jednak sam, więc po prostu rozsiadł się wygodnie i włączył telewizor, kładąc nogi na stoliku do kawy. Właśnie zamknęli trudne śledztwo – on i Bokuto byli partnerami w Tokijskim Wydziale Zabójstw i przez ostatnie pół roku śledzili Bajkopisarza. Był to seryjny morderca, który wybierał swoje ofiary na podstawie baśni, a potem uśmiercał je i pozorował na baśniową śmierć. Kuroo do dziś śnił o małej dziewczynce, która zginęła niczym „Dziewczynka z zapałkami", zamarzając w chłodni. Nie mógł wyrzucić sprzed oczu widoku jej drobnego, delikatnego ciała, skostniałego i sinego z zimna. Na samo wspomnienie o tym czuł przenikający chłód i próbował skierować swoje myśli na inny tor, czasem po prostu się upijając, a czasem nocami spacerując po Tokio, niczym zbłąkana dusza. Dlatego też wziął dwa tygodnie zaległego urlopu i właśnie je rozpoczął.
Radził sobie jednak coraz lepiej. Z dnia na dzień, z minuty na minutę, był coraz twardszy, wypierając emocje ze swojego serca. Nie były mu już potrzebne i nigdy nie będą. Poślubi swoją pracę i poświęci swoje życie na to, by ratować życie innych i wymierzać sprawiedliwość tym, którzy odważą się życie odbierać. Nigdy nie żałował tego wyboru.
Z zamyślenia wyrwało go ciche, niepewne pukanie do drzwi. Nie zamawiał pizzy, sąsiedzi też nie darzyli go wielką sympatią, a Bokuto miał dziś dyżur, więc nie spodziewał się żadnych gości. Dlatego też z początku je zignorował, biorąc za pomyłkę. Dopiero kiedy powtórzyło się, nie dwa, a trzy razy, z ociąganiem wstał z kanapy i sięgnął po swoją broń, odbezpieczając ją cicho. Nigdy nie mógł być zbyt pewny, poza tym, miał wielu wrogów.
Stąpając najciszej, jak mógł, przeszedł przez wąski przedpokój i podszedł do drzwi. Wyjrzał prze wizjer, ale nikogo przed nimi nie było. Czyżby dzieci sąsiadów znów robiły sobie żarty?, pomyślał, mimo wszystko przekręcając zamek i zdejmując ciężki łańcuch. W lewej dłoni wciąż trzymał odbezpieczoną Berettę; jej znajomy ciężar działał na niego uspokajająco.
W pierwszym momencie, nie zauważył swojego niespodziewanego gościa. Dopiero kiedy ktoś chrząknął cicho, spojrzał w dół i jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem dziewczynki, na oko nie więcej niż dziesięcioletniej. Miała na sobie mundurek szkolny, ale Kuroo nie rozpoznał szkoły i jej barw. Przez jedno ramię zwisał jej plecaczek w kształcie białego kotka. Jej czarne włosy splecione były w dwa warkocze, a zza szkieł okularów patrzyły na niego złote, kocie oczy.
Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy było to, że dziewczynka wygląda znajomo. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że do jego drzwi, w czwartkowy wieczór (i to późny!) zapukało dziecko. Dziecko, które już dawno powinno być w łóżku.
-W czym mogę pomóc? – zapytał, siląc się na miły ton.
-Czy pan Kuroo Tetsurou? – odpowiedziała pytaniem, zaciskając drobną dłoń na pasku plecaka. Lata obserwowania ludzi podpowiedziały mu, że mała jest wystraszona, chociaż próbowała to jakoś ukryć.
-Zależy, kto pyta – burknął, zabezpieczając broń i wsuwając ją za pasek spodni. Dziewczynka nie wyglądała na zagrożenie. Ciekawe tylko, gdzie był jej opiekun.
-Jestem Kozume Nekomi – przedstawiła się. –I mam dziewięć lat – dodała takim tonem, jakby to wyjaśniało jej obecność pod jego drzwiami.
Kuroo jednak potrząsnął głową.
-Nie znam nikogo o nazwisku Kozume – powiedział wprost. –Musiałaś mnie z kimś pomylić, mała.
-Nie, jestem pewna, że to pan – uśmiechnęła się szeroko, pokazując dziurę po zębie mlecznym. –Wujek mi powiedział, że tutaj cię znajdę. I że najwyższa pora, żebyś wrócił – przytaknęła sama swoim słowom, nagle przechodząc z nim na ty.
Może to jakiś chory żart Bokuto, pomyślał. Uśmiechnął się do dziewczynki tak uroczo, jak tylko potrafił.
-I co miałaś zrobić, jak już mnie znajdziesz? – zapytał.
-Zabrać cię z powrotem do domu. Oni wszyscy czekają. Mogę wejść do środka? – bąknęła, przestępując nerwowo z nogi na nogę. –Nie powinno się o tym mówić głośno – dodała szeptem, uśmiechając się porozumiewawczo.
Kuroo mimowolnie otworzył szerzej drzwi, a ona wśliznęła się do środka, zdejmując buciki i układając je równo koło jego butów. Powinien zadzwonić po opiekę społeczną, żeby zajęli się dziewczynką, podczas gdy on będzie szukał jej rodziców. Niekoniecznie TAK wyobrażał sobie swój pierwszy dzień urlopu.
-Mówiłaś, że masz na imię Nekomi-chan, tak? – upewnił się, idąc za nią. –Kozume Nekomi-chan?
-Tak. I mam dziewięć lat – powtórzyła znów tym tonem, jakby to była odpowiedź na wszystkie jego pytania. Widząc jednak, że Kuroo patrzy na nią z totalną obojętnością, smętnie opuściła ramiona i położyła swój plecaczek na ziemi, obok kanapy. –Nie poznajesz, prawda?
-Nigdy cię nie widziałem, kochanie – powiedział, kucając tak, by jego twarz znalazła się na wysokości twarzy dziewczynki. –Przykro mi.
-Nie, nie jest – wydęła lekko usta, kręcąc głową. –Wiem, kiedy ludzie kłamią, potrafię to wyczuć. Mam to po tobie… tato.
Tat.…co?!
-Ch-chwila, co?
-Dziewięć lat temu poznałeś moją mamę – wyjaśniła, siadając na jednym z foteli. Była tak mała, że jej nogi nie sięgały podłogi, gdy się w nim zapadła. –Pewnie tego nie pamiętasz. Wiem. Mama mówiła, że byłeś wtedy pijany.
Kuroo zamyślił się. Dziewięć lat temu faktycznie przeżył noc, z której niewiele pamiętał. Wygrali wtedy swoje pierwsze, uniwersyteckie mistrzostwa siatkarskie i całą drużyną uderzyli do baru. Mężczyzna wytrzeźwiał dopiero dwa dni później, mając w pamięci wyblakłe wspomnienie bycia z kimś i delikatnego, ale też szybkiego stosunku z kimś w toalecie.
Oczywiście, gdyby patrzeć datą, faktycznie, mógłby być ojcem dziewczynki. Z drugiej strony było coś, czego nie mógł od tak powiedzieć tak małemu dziecku, które poświęciło swój czas, by go odnaleźć, myśląc, że jest jego ojcem.
Kuroo Tetsurou był gejem. Nie było takiej opcji, by spłodził dziecko z jakąkolwiek kobietą, gdyż te w ogóle go nie pociągały.
-Nie pamiętam twojej mamy, – przyznał – ale skoro już o niej mowa, to na pewno się o ciebie strasznie martwi, co? Powiedz mi, gdzie mieszkasz. Odwiozę cię.
-Mieszkam w Ginowan – odparła.
-Ginowan…Ginowan… chwila, przecież to w prefekturze Okinawy! – ryknął nagle, a Neokomi radośnie przytaknęła.
-Przyjechałam pociągiem – pochwaliła się.
Kuroo żachnął się.
-Twoja mama musi odchodzić od zmysłów! To bardzo nieodpowiedzialne, Nekomi-chan! – zganił ją.
-Mama myśli, że nocuję u koleżanki – machnęła lekko ręką. –Zresztą, jestem już duża dziewczynką! – fuknęła na niego, niczym zły kot. –Wujek powiedział, że najwyższy czas, żebym cię odnalazła, tato.
Bóg mu świadkiem, Kuroo nie miał siły nawet jej poprawiać. Cała ta sytuacja była tak absurdalna, że zastanawiał się tylko, który z przyjaciół go wkręcił. Wręcz spodziewał się, że za chwilę pod drzwiami stanie Bokuto z Kageyamą i obaj będą zalewać się łzami rozbawienia. Bardzo zabawne, wkręcać geja, że jest ojcem!
-A dlaczego musiałaś mnie odnaleźć? – zapytał, jednocześnie na telefonie sprawdzając połączenia z Okinawą, by móc jak najszybciej odwieźć dziewczynkę do domu.
-Bo w domu jest coraz gorzej. I wujek powiedział, że tylko ty możesz nam pomóc – zdradziła konspiracyjnym tonem, a Kuroo podniósł wzrok znad telefonu.
-Źle się dzieje w domu? Twoja mama źle cię traktuje? – mruknął cicho.
-Co? Nie! Mama jest najlepsza! Ale Zła Czarownica uwięziła wszystkich i oni nawet nie pamiętają, kim są!
Zła Czarownica? Amnezja? W dodatku zbiorowa?
-Zła Czarownica – powtórzył powoli, wyraźnie akcentując oba słowa. –Kochanie, nie ma czegoś takiego jak Złe Czarownice. One żyją, i to krótko, tylko w bajkach! – zapewnił ją.
-No i o to chodzi – mruknęła, wyginając lekko usteczka. –Oni wszyscy są z bajki! Ale tego nie pamiętają! A ona chce, żeby byli nieszczęśliwi – wyjaśniła.
To dziecko musiało jak najszybciej wrócić do domu, pomyślał Kuroo. Wiara w takie rzeczy była dla niej zagrożeniem i każdy mógł ją wykorzystać. Przed oczami znów stanęło mu ciało małej dziewczynki, zamarzniętej i porzuconej niczym niechciana zabawka przez Bajkopisarza. Nie mógł pozwolić, by kolejna matka opłakiwała swoje maleństwo. Dlatego też uznał, że może zagrać w jej grę, dopóty, dopóki nie odwiezie jej do domu albo nie zjawi się tutaj jej opiekunka.
-Okej. Dobra. Skoro tak mówisz, to pewnie tak jest – oznajmił.
-Nie wierzysz mi – bąknęła, smutniejąc. Widząc, że Kuroo otwiera usta, być coś powiedzieć, szybko mu przerwała. –Ty też wiesz, kiedy ludzie kłamią, tato. Mam to po tobie. Ale nie przejmuj się. Wujek mówił, że mi nie uwierzysz. Powiedział, że dopiero gdy zobaczysz, to zrozumiesz.
-Kim jest wujek? – Kuroo zmienił temat, na telefonie zmawiając dwa bilety na najbliższy pociąg do Okinawy.
-Wujek jest Wróżką Chrzestną!
-A…aha.
-On od dawna wie, kim jest, ale nie jest na tyle silny, by sam pokonać Złą Czarownicę. I prawie stracił życie, wysyłając do ciebie mamę prawie dziesięć lat temu.
Kuroo zamyślił się. Być może matka dziewczynki wyszła za mąż a ta nie radziła sobie z nową sytuacja? Może nowy ojciec nie jest dobrym człowiekiem, więc ubzdurała sobie, że ktoś inny jest jej biologicznym rodzicem? A jakiś wariat, który myśli o sobie jak o wróżce, wmówił jej, że jest nim właśnie on i pomógł odnaleźć Kuroo przez Internet? Kiedy już odwiezie małą do domu, mimo wszystko przyjrzy się jej sytuacji rodzinnej. I tak nie miał żadnych planów na urlop, a wypad na Okinawę dobrze mu zrobi.
-Okej, Nekomi-chan – zaczął. –Pojadę z tobą do domu i poznam się z twoim wujkiem, dobra? Upewnię się, że twoja mama jest bezpieczna.
-Super! – zawołała radośnie i rzuciła mu się na szyję, a Kuroo na chwilę zamarł. Dopiero po kilku sekundach z wahaniem objął drobne ciało dziewczynki i przytulił do siebie. Pachniała cukierkami i słońcem, czymś nieuchwytnym i dziecięcym.
-A teraz musisz iść spać. Mamy pociąg bardzo wcześnie rano!
Kuroo całą noc nie zmrużył oka, zbyt zajęty tym, że w jego sypialni śpi mała dziewczynka. Oczywiście, zrzucił to na karb tego, że sam spał na niewygodnym materacu (a nigdy nie wierzył Bokuto, gdy ten się na niego skarżył!), a nie dlatego, że przez te kilka godzin próbował sobie przypomnieć osobę, z którą wtedy kochał się w toalecie. Oczywiście, po czasie bardzo tego żałował, był wściekły na siebie za to, że pozwolił alkoholowi i euforii podejmować decyzje za niego. Od tamtej pory zawsze był ostrożny, nigdy nie umawiał się z nikim po pijaku i – co najważniejsze – zachowując jako taką wstrzemięźliwość seksualną. Od czasu do czasu wyrywał jakiegoś chłopaka (albo pozwalał się poderwać) i spędzał z nim noc lub dwie, za zgodą obu stron, nie angażując się w to dalej. Bokuto zawsze powtarzał mu, że powinien wreszcie się z kimś związać, chociaż sam też nikogo nie miał.
Ciekawe, kogo szuka ta dziewczynka, pomyślał, patrząc, jak mała z zapałem wsuwa do ust grzankę z żółtym serem, które zrobił na śniadanie. Cały czas z przejęciem paplała o swojej szkole (wychodziło na to, że uczy ją Królewna Śnieżka, a krasnoludek Gburek jest szkolnym woźnym) i o tym, jak lubi pomagać mamie w pracy (pracowała w bibliotece). Opowiadała też o kocie, którego miały w domu i który lubił wylegiwać się na słońcu. Kuroo starał się za nią nadążyć, ale miał z tym spore problemy.
Dlatego też odetchnął z ulgą, kiedy mała zasnęła chwilę po tym, jak wyruszyli w podróż pociągiem. Zawsze chciał mieć dziecko, ale założył, że ze względu na swoją orientację, to się nigdy nie stanie. Teraz więc nie mógł powstrzymać uśmiechu, patrząc na nią i na krzywe warkocze, które zrobił jej rano. Zastanawiał się, czy gdyby miał córkę, tez miałaby tak czarne włosy, jak on i Nekomi. Nie mógł zaprzeczyć temu, że polubił tę małą, mimo zwariowanych okoliczności, w jakich ją poznał.
Nawet trochę będzie mu jej brakować, gdy odda ją znów jej matce.
Korzystając z okazji, że Nekomi śpi, wyszedł na korytarz (skąd miał na nią dobry widok) i zadzwonił do Bokuto. Brat odebrał poirytowany (w końcu była dosyć wczesna pora, a on miał za sobą nocny dyżur).
-Hej, hej, hej! – zawołał Kuroo do słuchawki, uśmiechając się głupkowato.
-Hej, hej, hej zabiję cię – wymamrotał sennie Bokuto. –Kuro, jest dziewiąta, czego chcesz – mruknął.
-Nic. Chciałem ci tylko powiedzieć, że jestem w drodze na Okinawę i może nie zdążę na niedzielny obiad u rodziców.
-Czekaj, czekaj… Okinawa? – zapytał Bokuto, szybko przytomniejąc. –Po cholerę jedziesz na Okinawę?!
-Mam urlop – przypomniał mu. –Poza tym, wczoraj na moim progu stanęła mała dziewczynka i oznajmiła, że jestem jej ojcem.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Bokuto odezwał się dopiero po kilku chwilach.
-Chrzanisz – mruknął. –Przecież jesteś ge…
-No właśnie – przerwał mu niecierpliwie. –Dlatego jadę odwieźć ją do domu i zobaczyć, dlaczego dziewczynka z prefektury Okinawy szukała właśnie mnie w Tokio. Nie mów rodzicom – dodał ciszej.
-Nie powiem. Coś wymyślę – ziewnął Bokuto. –Wracaj szybko i uważaj na ten twój chudy tyłek.
-Chciałbyś taki mieć – roześmiał się tylko i wrócił do przedziału.
W centrum Okinawy mieli przesiadkę na autobus do Ginowan. W międzyczasie Kuroo dowiedział się, że to dosyć małe miasto, założone całkiem niedawno, a jego symbolem była chryzantema. Zjadł tez szybki obiad, a Nekomi namówiła go nawet na lody, a potem śmiała się, kiedy miał ubrudzoną brodę. Kuroo już dawno nie czuł się tak zrelaksowany, jak w jej towarzystwie, prawie też zapomniał o celu ich podróży. Mimo wszystko chciałby zostać z Nekomi dłużej, nawet jeśli nie było ku temu absolutnie żadnych podstaw.
-To tutaj, to tutaj – zawołała entuzjastycznie, kiedy autobus zatrzymał się na przystanku obok lasu.
Kierowca wytłumaczył, że stamtąd praktycznie nikt nie wyjeżdża, więc nie ma sensu zagłębiać się w miasto. Wystarczyło spojrzeć na pusty przystanek i to, że na rozkładzie autobusy do Okinawy kursowały dwa dziennie. Kuroo uznał, że albo mieszkańcy mają swoje środki transportu, albo byli tak samowystarczalni, że nie potrzebowali podróżować do Okinawy.
-Musimy teraz iść – powiedziała Nekomi, wsuwając swoją dłoń w jego palce i uśmiechając się szeroko. –Nie martw się, tato, to niedaleko.
Tato. Dziwne było to, że Kuroo nie protestował już przeciwko temu określeniu. Czuł się z nim całkiem naturalnie.
-Macie tutaj całkiem spokojnie – zauważył, gdy szli wąską drogą przez las. Z trudem zmieściłyby się na niej dwa samochody.
-Mówiłam ci, to dlatego, że nikt nie może opuścić miasteczka – przypomniała mu.
-Ale ty możesz. I twoja mama najwidoczniej też.
-Mama mogła tylko raz, a Wujek prawie przez to umarł. Ale wiedział, że inaczej nie zmieni się nic. No i każdą klątwę można złamać czymś, czego ona nie przewidziała, prawda? A Zła Czarownica nie przewidziała mnie – z dumą wypięła pierś, a Kuroo uznał, że być może dziewczynka była wpadką, a społeczność małego miasteczka ją wykluczyła, dlatego uciekła w krainę fantazji. –No i nie przewidziała ciebie, tato – dodała. –Na pewno możesz coś zmienić.
-Może – odparł wymijająco, wiedząc, że nie ma sensu okłamywać Nekomi. –Oya, widzę miasto.
Stanęli na średniej wielkości wzgórzu, skąd rozciągał się widok na miasteczko u jego podnóża. Nie było ani duże, ani małe. Ot, średnie miasteczko, gdzie nowoczesność walczyła o wpływy z tradycyjnymi, japońskimi budynkami. Z jednej strony otoczone wzgórzem, z dwóch lasem, a tył otulała piaszczysta plaża i ocean. Kuroo mimowolnie pomyślał o tym, że takie miasteczko to idealne miejsce do wychowania dziecka, ale słabe do pracy jako glina.
-To mój dom – pokazała palcem na średniej wielkości, piętrowy budynek z czerwonej cegły, przyklejony do większego, z wieżą i zegarem, prawdopodobnie biblioteki. –A tam jest szkoła. Widzisz, tato?
-Widzę, widzę. Chodźmy. Jestem głodny – powiedział, a Nekomi zaśmiała się i pociągnęła go w dół.
Mieszkańcy miasta przyglądali mu się dziwnie, kiedy za dziewczynką przemierzał uliczki, idąc w stronę biblioteki. Im bliżej się znajdowali, tym weselsza zdawała się być Nekomi. W pewnym momencie zaczęła nawet lekko podskakiwać, ciągnąc go coraz mocniej.
Byli zaledwie kilka kroków od biblioteki, kiedy jej drzwi otwarły się, a w ich stronę wybiegła drobna, jasnowłosa kobieta. Nekomi wyrwała swoją rękę z uścisku Kuroo i również pobiegła w jej stronę, rzucając się jej na szyję i przyciskając policzek do jej ramienia. Coś cicho przy tym tłumaczyła, ale ta nie zwracała uwagi, tuląc do siebie swoją córeczkę. Kuroo wykorzystał tę chwilę, by lepiej się jej przyjrzeć. Miała szczupłą sylwetkę, z wąskimi biodrami i płaskim brzuchem. Jak na kobietę była średniego wzrostu. I mogłaby odwiedzić fryzjera, gdyż zaczynała mieć odrosty, przez co jej głowa wyglądała jak pudding i…
Kuroo dopiero teraz dostrzegł, że osoba, tuląca Nekomi, wcale nie była kobietą. Twarz, aczkolwiek drobna i urocza, niewątpliwie należała do mężczyzny. Zamarł, gdy ten z Nekomi w ramionach podszedł bliżej, uśmiechając się łagodnie. Mimowolnie przeszło mu przez myśl, że ta dwójka musi być spokrewniona, gdyż oboje mieli złote, kocie oczy.
-Dziękuję panu, że przywiózł pan Nekomi. Mieliśmy właśnie zawiadamiać policję i…
-Pan jest jej ojcem? – wykrztusił ze zduszonym gardłem Kuroo.
-Tato, nie wygłupiaj się – Nekomi parsknęła śmiechem. –Mówiłam ci, że doprowadzę cię do mamy!
-Ale… Nekomi-chan, twoja mama to mężczyzna?
-No tak. Przecież nigdy nie mówiłam, że jest kobietą – zaśmiała się lekko, tuląc się mocno do matki, a Kuroo poczuł, że w tym miasteczku chyba naprawdę dzieje się coś dziwnego.
Moje pierwsze siły w świecie HQ, proszę o wyrozumiałość :D I niech ręce podniosą Ci, co chociaż raz zamiast Okinawa przeczytali Oikawa XD
Jak widnieje w opisie, jest to luźne AU nawiązujące do "Once upon a time" (Polskie "Dawno, dawno temu"), serialu w którym postacie z bajki utknęły w naszym świecie. Przeniosłam ich z USA do Japonii i dodałam trochę więcej magii, o czym przekonacie się wkrótce. Co do pairingów, pojawią się chyba wszystkie postacie, związki też będą, niektórych więcej, niektórych mniej. Kto kojarzy moje prace z KnB, wie, o co chodzi :)
