DIALOGI POTŁUCZONE
Występują:
CARLISLE
lekarz
ESME
jego żona
JASPER
chodzące valium
ALICE
wróżka
EMMETT
Emmett
ROSALIE
Rosalie
EDWARD
bohater
BELLA
ofiara fanfiction
JACOB
piąte koło u wozu, o którym wciąż się zapomina
AUTORKA
persona non grata
WENA
wykorzystywane zwierzę
BETA
jeszcze bardziej wykorzystywane zwierzę
Oraz sanitariusze i
pielęgniarki, którzy nie powiedzą ani jednego słowa, ale za to
świetnie będą robić za tło.
AKT
I ODSŁONA PIERWSZA
Ponure
zamczysko vel. dom Cullenów. Noc. Burza z piorunami. Błyskawice
miotają się po niebie na wyścigi, która większa.
Cullenowie
oraz Bella zbierają się w salonie. Carlisle wstaje, odchrząkuje,
wreszcie przemawia.
CARLISLE: Alice ma dla nas bardzo złą wiadomość.
Wszyscy w skupieniu wpatrują się w wyżej wspomnianą. Są pełni najgorszych przeczuć.
ALICE: Miałam widzenie. Ona znowu to zrobi.
Cullenowie markotnieją.
EDWARD:
No
nie. Kiedy?
ALICE:
Niedługo.
Nie złapała jeszcze wena w żagle.
BELLA:
Mam
złe przeczucia.
ALICE:
Od
przeczuć to ja tu jestem. Ty się nie masz czego bać. Będzie to,
co zwykle, kiedy jesteś główną postacią. Poradzisz
sobie.
EDWARD:
(prycha)
BELLA:
(prycha)
EMMETT:
(znudzonym
głosem) No
i znowu ktoś ją będzie chciał zgwałcić.
BELLA:
(prycha)
ROSALIE:
Myślicie,
że powinniśmy zapłacić gościom z Port Angeles za odgrywanie
ciągle tej samej scenki?
EMMETT:
Słonko,
a czy tobie ktoś płaci za wieczne zgrywanie bryły
lodowej?
ROSALIE:
(prycha
i zaczyna nerwowo przechadzać się po pomieszczeniu)
ALICE:
Oho,
nadciąga...
CARLISLE:
Już?
Czuję się taki nieprzygotowany.
Carlisle zaczyna krążyć śladami Rosalie.
EDWARD: (ze zdziwieniem) Ty się czujesz nieprzygotowany? Przejrzyj sobie wizję Alice. Ty się nie masz czego bać.
Carlisle przystaje, dochodzi do wniosku, że Edward ma rację. Siada obok swojej małżonki.
ESME:
Jak
to się mogło stać?
EMMETT:
Że
niby co?
ESME:
Jak
mogliśmy wdepnąć w takie bagno?
CARLISLE:
Proste.
Steph nie skorzystała z przykładu koleżanki po fachu, Anny R., i
nie zakazała pisać o nas fanfików.
EDWARD:
(chowa
twarz w dłoniach i jęczy) Zabiję
Stephenie Meyer. Przysięgam, zrobię to. (załamuje
się)
ODSŁONA
DRUGA
Mały
pokoik w niedużym mieszkaniu w bloku. Trzecie lub czwarte piętro.
Zasłony zasłonięte, światło przyciemnione, w tle gra radyjko. W
rogu stoi biurko, na nim komputer z otwartym nowym dokumentem
Microsoft Word. Przy biurku siedzi Autorka.
AUTORKA:
(z
triumfalnym śmiechem) Mam!
WENA:
Że
też się dałam złapać.
Autorka zaczyna pisać w szale twórczym.
ODSŁONA
TRZECIA
Ponure
zamczysko. Salonik Cullenów. W tle rozlega się V
Symfonia Beethovena.
ALICE:
Zły
znak.
BELLA:
Mamo,
ja nie chcę...
EDWARD:
(chwyta
Bellę w ramiona) Bądź
dzielna, kochanie, nie poddawaj się.
CARLISLE:
(z
niesmakiem) Boże,
znowu się zaczyna.
Przerażeni Cullenowie czekają na to, co przyniesie im los.
AKT
II SCENA I
Chata
Cullenów. Bogata, cudowna, by nie rzec: wypasiona. Edward i Bella
siedzą w pokoju głównego Adonisa fandomu i słuchają muzyki. W
pomieszczeniu po kolei pojawiają się różne sprzęty, takie jak
krzesła, obrazki na ścianach, dywan... Co jakiś czas rzeczy te
trochę zmieniają wygląd. Muzyka zmienia się jak opętana.
BELLA:
Magnetofon
ci się psuje.
EDWARD:
Nie,
z nim wszystko w porządku. To Autorka skacze po YouTube.
BELLA:
Jezu,
czy to była Kylie Minogue?
EDWARD:
Nie
pytaj. Skup się na tym, że cię kocham.
BELLA:
Słucham?
EDWARD:
Kocham
cię. No co? Zawsze ci to mówię.
BELLA:
(pociąga
nosem żałośnie) Mówisz
mi to dlatego, że ona ci pisze wypowiedzi.
EDWARD:
Poza
fanfikami także darzę cię wielkim uczuciem. (chwilę
nasłuchuje) Chyba
zdecydowała się pisać w ciszy.
BELLA:
Oby.
Poprzednim razem włączyła Mansona w samym środku sceny miłosnej.
Myślałam, że mi łeb pęknie.
EDWARD:
To
dlatego nagle stwierdziłaś "Nie dzisiaj, kochanie, boli mnie
głowa"? Myślałem, że udajesz.
BELLA:
Ja?
Udaję? Daj spokój. Było całkiem miło. (rumieni
się)
EDWARD:
Owszem.
Ale potem się okazało, że nosisz różową bieliznę w misie.
Słowo daję, Bella, to było aseksualne.
BELLA:
Pamiętaj,
że to nie był mój pomysł.
EDWARD:
Czasem
ciężko się w tym wszystkim połapać.
Wchodzi Carlisle z kilkoma zeszytami pod pachą.
CARLISLE:
Nie
przeszkadzam?
EDWARD:
Jeszcze
nie. Na razie Autorka opisuje pokój. Mamy czas. (zerka
na zegarek)
Mam nadzieję, że tym razem nie będę miał plastikowych krzesełek.
CARLISLE:
Macie,
to wam się pomoże przygotować psychicznie...
Carlisle
podaje im zeszyciki. W środku są notatki z wizji Alice. Wchodzą
Emmett, Rosalie, Jasper, Alice i Esme.
EDWARD:
Co
to? Zebranie w moim pokoju?
JASPER:
Tylko
twój pokój jest na razie w miarę opisany. To frustrujące wisieć
w próżni i czekać.
Potężny grzmot w oddali. Autorka dusi Wenę, Wena się nie daje. W końcu jednak ktoś musi wygrać, tak więc...
EDWARD:
Bello,
precz! Jestem zły! Niedobry! Niebezpieczny! Palę! Piję! Ćpam! Czy
cośtam innego robię! Jestem mroczny wprost do zamroczenia!
BELLA:
Ale
przecież przed chwilą powiedziałeś, że mnie kochasz...
EDWARD:
Tak,
ale Autorka stwierdziła, że będę Badwardem, a to zobowiązuje.
(robi
groźną minę)
ROSALIE:
(wtrąca
się) A
poza tym doszła do wniosku, że scena erotyczna nie będzie dobrze
wyglądała w pierwszym rozdziale, więc będziecie robić mnóstwo
pozbawionych sensu rzeczy, aż dojdzie do siódmego.
EMMETT:
(z
wyraźną obawą w głosie) Mam
nadzieję, że tym razem nie zapomni napisać, że wyszedłem z
pokoju. Ten ostatni raz z Carlislem i Esme był traumatyczny.
ESME:
Żeby
tylko dla ciebie...
CARLISLE:
Esme?
ESME:
Kochanie,
łóżko - tak. Kajdanki - czemu nie? Pejczowi mówię stanowcze
nie.
CARLISLE:
Ciiiicho,
tu są nieletni.
BELLA:
(ze
zgrozą) Pejcz?!
EDWARD:
Przepraszam,
że przerywam, ale moglibyśmy lecieć dalej? Im szybciej zaczniemy,
tym szybciej skończymy.
JASPER:
Dobra.
Na czym skończyliśmy?
EDWARD:
(z
namaszczeniem) Jestem
niebezpieczny. Nie możemy być razem!
ALICE:
Że
też wam się to jeszcze nie znudziło.
EDWARD:
Cicho!
Skupiam się.
ROSALIE:
(na
stronie) To
będzie bolało.
JASPER:
(przyglądając
się swoim paznokciom) Ale
właściwie dlaczego mielibyśmy być posłuszni?
EDWARD:
(milknie,
przemyśliwuje, w końcu wykrztusza) Co
masz na myśli?
JASPER:
No...
zanim Autorka skleci jedno mądre zdanie, my zdążymy sobie pogadać,
zrobić kawę, kanapki...
BELLA:
I tak
ich później nie jecie. Jesteście wampirami.
JASPER:
Może
to jakaś wersja "humanowa"?
ALICE:
Nie
tym razem.
JASPER:
Szkoda.
Miałem ochotę na kanapkę z ogórkiem.
Piorun strzela gdzieś blisko chaty Cullenów.
AUTORKA: Zamknijcie się wreszcie! Na stanowiska! I grać mi miłość!
Jeszcze dwa pioruny. Na chwilę zapada cisza.
ROSALIE:
Edward,
może od razu weź Bellę do Port Angeles? Niech tam ją napadną, ty
ją uratujesz...
EDWARD:
(przeglądając
notatki) Nie
ma po co. Sceny napadu nie będzie. Autorce na forum powiedzieli, że
zrzyna z kanonu.
BELLA:
To co
teraz?
EDWARD:
To
teraz, jak zwykle, czekamy. Leci coś w telewizji?
JASPER:
A
masz tu opisany telewizor?!
SCENA
II
Szpital.
Edward w białym kitlu przechadza się po korytarzu. Obok niego idzie
milczący Carlisle. Po korytarzu ganiają sanitariusze i
pielęgniarki.
EDWARD:
Co my
tu, do nagłej niespodziewanej grypy, robimy?
CARLISLE:
(wzrusza
ramionami)
EDWARD:
Odezwij
się, ojciec, bo się czuję samotnie.
CARLISLE:
(cichutko)
Autorka
nie napisała mi jeszcze żadnej kwestii. To scena, w której
będziesz się oddawał głębokim myślom. Potem nadjedzie karetka z
pokiereszowaną Bellą.
EDWARD:
Znowu
ketchup? Nie lubię ketchupu. Przecież miało nie być sceny z
napadem.
CARLISLE:
Nie
panikuj, to tylko wypadek motocyklowy. Będziesz jej ratował
życie.
EDWARD:
Uratuję?
CARLISLE:
Wyglądam
jak Alice?
EDWARD:
Żeby
to przewidzieć, nie trzeba być Alice.
CARLISLE:
To
czemu zadajesz głupie pytania?
EDWARD:
(wzrusza
ramionami) Podtrzymuję
konwersację.
CARLISLE:
Przejrzyj
notatki, ty masz tę część dotyczącą twojej postaci.
EDWARD:
(z
niechęcią wyciąga zeszycik i przez chwilę kontempluje) Bez
komentarza.
Obaj milkną, Edward oddaje się głębokim myślom. Trwa to jakiś czas, w końcu na korytarz wpadają pielęgniarze z noszami. Na noszach leży zakrwawiona Bella.
EDWARD:
Och,
nie! To Bella!
CARLISLE:
(wzdycha)
No
przecież mówiłem...
EDWARD:
(zrywa
się do biegu, przystaje, obraca się ku ojcu) A
nie wiesz przypadkiem, czy teraz jestem wampirem?
CARLISLE:
Nie
jesteś, spokojnie. Autorka jednak robi "humana".
EDWARD:
Jasper
się ucieszy. Jednak będą te kanapki z ogórkiem.
CARLISLE:
(kręcąc
głową) O
ile autorka nie napisze czegoś o pomidorach.
Obaj w końcu zbierają się, by ratować Bellę.
SCENA
III
Sala
szpitalna, Bella się budzi.
BELLA:
Uratowałeś
mnie, Edwardzie!
EDWARD:
Cicho,
jeszcze mnie nie znasz.
BELLA:
(przewraca
oczyma) Nie
uciszaj mnie, robię swoje.
EDWARD:
(sprawdza
notatki) A,
nie, przepraszam. Znamy się. Jestem wrednym chłopakiem, który
dokuczał ci w szkole, potem zmienił się i został lekarzem.
Uwielbiam mój altruizm, kiedy jestem Badwardem, jak Boga
kocham...
BELLA:
Ekhm.
Jedźmy z tym koksem. Autorka się niecierpliwi.
Autorka się istotnie niecierpliwi. Wali w klawisze, aż tynk w szpitalnej salce z sufitu odpada.
BELLA:
Uratowałeś
mnie, Edwardzie!
EDWARD:
Och,
Bello, tak się cieszę, że odzyskałaś przytomność. Bałem się,
że umrzesz! To była taka ciężka operacja. Niewielu ją przeżywa.
Jesteś taka wyjątkowa. (niucha)
I tak ładnie pachniesz.
BELLA:
Edwardzie,
zmieniłeś się. Kiedyś byłeś takim złym chłopakiem. Co się
stało?
EDWARD:
(wzdycha
teatralnie) Miałem
traumatyczną przeszłość. Mama mi umarła, ojciec mnie bił.
Cośtam mi się porobiło i stałem się dobry. Miewam jednak stare
nawyki i czasem zachowuję się wyjątkowo niegrzecznie. Lubię na
przykład podstawiać haki starszym paniom... Ja to naprawdę
powiedziałem?!
BELLA:
Powiedziałeś.
EDWARD:
(ma
zgrozę w oczach, ale dzielnie kontynuuje swoją historię) Gdyby
nie wujek Carlisle i ciocia Esme, którzy mnie adoptowali i
wykształcili, dziś byłbym menelem i, kto wie, może na staruszkach
by się nie skończyło.
BELLA:
(cicho)
Psst!
W zeszycie mam zapisane, że powinieneś wspomnieć coś o swoim
kuzynostwie.
EDWARD:
Przepraszam,
zapomniałem. (nadrabia
gorliwie) A
gdyby nie mój kuzyn, którego obecność działa na mnie kojąco, to
bym się chyba powiesił. Jego żona, Alice, powiedziała mi jednak,
że ma przeczucie, że tego nie zrobię. Bliźniacza siostra Jaspera,
Rosalie, jest taka piękna i to mi tak bardzo pomaga w życiu. A jej
chłopak... (urywa,
drapie się po głowie)
To Emmett, nie pamiętam, co on mi robił.
BELLA:
Pewnie
chronił przed sobą samym.
EDWARD:
Pokaż
no mi te swoje notatki, moje są jakieś wybrakowane.
Edward wyrywa Belli jej zeszyt i przegląda go z fascynacją.
EDWARD:
Z
tego wynika, że Emmett i Rosalie się nigdy nie spotkali.
BELLA:
Bo to
są notatki sprzed aktualizacji.
EDWARD:
Jacob
też tu będzie?
BELLA:
O ile
go Beta nie wywali.
EDWARD:
Beta?
Autorka ma Betę?
BELLA:
Nie
zauważyłeś, że mówisz bez błędów ortograficznych?
EDWARD:
A,
żeczywiście.
BELLA:
Edward!
EDWARD:
Żartowałem!
Dobra, to ja się zbieram. Idę na obchód, potem do ciebie jeszcze
zajrzę i będziemy kontynuować.
BELLA:
W
porządku. Tylko się przygotuj, będziesz zazdrosny.
EDWARD:
(zagląda
w notatki) Serio?
Czekaj, zaraz to znajdę. (czyta
na szybkiego) O,
jest. Zazdrosny...
Edward gwałtownie podnosi głowę znad notatek. Jego oczy ciskają gromy (rzecz jasna w przenośni). W tle pioruny i wściekłe nawoływania Autorki.
EDWARD:
Co to
znaczy, że masz romans z Jacobem Blackiem?!
BELLA:
(rozkłada
bezradnie ręce) Mówiłam,
że będziesz zazdrosny.
AKT
III SCENA I
Szpital.
Jacob siedzi przy łóżku Belli. Bella płacze.
JACOB:
Nie umieraj, ukochana!
BELLA:
Nie umieram. Mam złamaną nogę.
JACOB:
Cierpisz?
BELLA:
Skąd. Edward dobrze się mną zajął.
JACOB:
(zdenerwowany)
Co? Ten krwiopijca twym doktorem?
BELLA:
Nie przesadzaj. Pielęgniarki były zajęte, to mi sam musiał pobrać
krew, ale jej nie pił.
JACOB:
Zapłaci mi, szubrawiec, za...
Zapada cisza.
BELLA: Za?
Cisza.
BELLA:
Jake? Zawiesiłeś się?
JACOB:
Nie zawiesiłem, czekam na dopisanie kwestii.
BELLA:
W takim tempie nigdy tego nie skończymy. Najgorsze jest to, że
zaraz wpadnie tu Edward i urządzi nam scenę zazdrości.
JACOB:
Skąd wiesz?
BELLA:
Autorka już to wymyśliła, teraz męczy się z dialogami. Cholera,
coś czuję, że porzuci na chwilę tę scenę i skupi się na
Edwardzie.
Ku zdziwieniu wszystkich wchodzi Alice.
ALICE: No dobra, ludzie. Przerwa. Autorka wyszła. Przez jakiś czas mamy spokój. Zbiórka u Carlisle'a w gabinecie.
Wychodzi. Bella zdejmuje gips, odkłada go na łóżko, bierze Jacoba pod rękę i razem opuszczają salkę.
SCENA
II
Gabinet.
W pomieszczeniu stoi zdekompletowana rodzina Cullenów. Plus Bella.
Plus Jacob.
JASPER:
A gdzie Rosalie i Emmett?
ALICE:
W innym fanfiku. Właśnie robią... hmm, jak by to
powiedzieć?
CARLISLE:
Błagam, nie kończ.
ESME:
Innym fanfiku?
ALICE:
Autorka obiecała koleżance jakieś pewupe z ich udziałem czy coś
w tym guście.
JASPER:
Nie nudzą się chyba.
ALICE:
Zapewniam, że woleliby być tutaj.
EDWARD:
Co to jest pewupe?
JACOB:
(na
stronie)
Spytał bohater większości takich "opowiastek".
CARLISLE:
Edward, czy ty musisz być taki do bólu kanoniczny? Znowu mam ci
zrobić wykład o kwiatkach i pszczółkach?
EDWARD:
Dobra, nie było pytania.
CARLISLE:
Pomińmy kwestię nazewnictwa. Wezwałem was, ponieważ Alice miała
kolejną wizję.
JASPER:
To ja się zabieram za kanapki.
ALICE:
(ze
zniecierpliwieniem)
Mężczyźni i ich żołądki... Jacob, nie obraź się, ale za
wielkiej roli tu nie odegrasz.
JACOB:
(wzrusza
ramionami)
Nie przepraszaj. To nie twoja wina.
ALICE:
Ja cię tylko uprzedzam. Wylecisz.
JACOB:
A bo to pierwszy raz? Zawsze ktoś mnie wywala. Jestem samotny...
(robi
nieszczęśliwą minę)
EDWARD:
Nie no... nie przesadzaj. Masz... eee... nas.
ESME:
Synu, kanon ci się plącze.
EDWARD:
To z przyzwyczajenia. Nie pierwszy raz jestem bohaterem fanfika.
(nadyma
się)
JACOB:
Dobra, to co jeszcze z tą wizją?
ALICE:
Będą jakieś problemy dialogowe. Jeszcze nie wiem, jakie. Oho.
Uwaga! Na stanowiska! Jedziemy z tym koksem!
Wszyscy wybiegają z gabinetu, by zająć się czymś fanfikowym.
SCENA
III
Szpitalna
salka, wszyscy na miejscu. Wbiega Edward z rozwianym włosem i
kitlem.
EDWARD:
NEIWEIRRRNAAAA!!!
JACOB:
Dlaczego mam wrażenie, że Autorka coś piła?
BELLA:
Wierz mi, to nie wrażenie. To prawda.
EDWARD:
Stym kndlem śmierdązcym mnei st... s... tra... star... ztr... No
nijak się tego wymówić nie da.
JACOB:
Jezu, co to było?
BELLA:
(szeptem)
Ex-Badward spisany na cyku.
EDWARD:
Spsze... pszszsz... pszeneiwierzyyłś... (dławi
się)
BELLA:
(drapie
się po głowie)
Niech to, czemu ona ma największą wenę, jak wróci z piwa?
JACOB:
Może poczekajmy, aż jej to piwo wywietrzeje?
BELLA:
Lepiej nie. Na kacu jest gorzej. Wierz mi, już to zaliczyłam.
JACOB:
No dobra. (wczuwa
się w rolę)
O . Blela kocha mnei jedneg!
BELLA:
Ot ak! Kochamgo. Bo ty jestś Badwrdwd... kurde, język mi się
splątał.
EDWARD:
Gdzie, do ciężkiej zarazy, jest Beta? (kontynuuje
rolę)
Jakmogałs mi t ozrbić?
BELLA:
Zs... Zst... tw... iłe... A, nie. Tam nie ma samogłosek. Zstwłś
meni smamotną w lesiu! Płykałam... W mordę jeża, że co
robiłam?!
EDWARD:
Chyba płakałaś. Tak przynajmniej było w kanonie.
JACOB:
Wpypełniłem... Zabiję ją, przysięgam. Wpypełniłem putkę...
(wybucha
śmiechem)
Nie, nie mogę. Poddaję się! Czy tam miało być "wypełniłem
pustkę w jej sercu"?
BELLA:
(zagląda
w swoje notatki)
Najwyraźniej. Kiedy Alice powiedziała, że będą problemy
dialogowe, myślałam, że będziemy po prostu czekać, aż nam
Autorka coś napisze. (kręci
głową z niesmakiem)
W tym momencie Jacob znika z głośnym pyknięciem.
EDWARD: A ten gdzie się podział?
SCENA
IV
Dzień
później. Pokoik w mieszkaniu w bloku. Autorka przed komputerem.
Otwarte gadu-gadu. Po drugiej stronie Beta. Obok Autorki siedzi Wena
i merda ogonem.
BETA:
Posłuchaj, Jacob w tym opowiadaniu jest zbędny. Ta historia i tak
jest skomplikowana. Edward jest zły, Bella po ciężkim wypadku,
muszą odbudować swoje zaufanie, muszą się w sobie zakochać,
Edward ma odnaleźć grób rodziców. Po co ten Jacob?
AUTORKA:
No jak mogłaś mi wyrzucić Jake'a? Bella miała mieć z nim romans.
Chciałam, by Edward myślał, że oni są małżeństwem i
planowałam super scenkę, jak Jake się bawi ze swoim synem i Edward
myśli, że to jego. No bo to będzie dziecko Jacoba i Belli. Edward
się nie będzie mógł z tym pogodzić. Potem miał być zazdrosny i
z zemsty przejechać Jacoba samochodem.
BETA:
Samochodem? Mówiłaś wcześniej, że rowerem!
AUTORKA:
Tak, ale tak będzie dramatyczniej.
WENA:
(merda
ogonem, łasi się do właścicielki)
Posłuchaj, a może napisz coś innego? Chciałabym, byś napisała o
tym, jak Bella bawiła się z siostrami Jacoba.
AUTORKA:
Zamknij się!
BETA:
Zjadą cię za to na forum. Historia z Jacobem jest głupia.
AUTORKA:
Sama jesteś głupia!
BETA:
Ale ja chcę dla ciebie dobrze. Opowiadanie ma być super.
AUTORKA:
I jest super. Nie znasz się.
WENA:
(nie
poddaje się)
Ale pomyśl. Dzieci! Urocze! Bawią się! Taka cudna łatka by
była!
AUTORKA:
(bije
Wenę po łbie)
BETA:
Dobra, mi nie zależy. Nie chcesz, to nie.
AUTORKA:
Chcę pisać o prawdziwym życiu, a ty mi nie pozwalasz. Wypchaj się,
sama to lepiej napiszę.
BETA:
Tylko nie pij więcej, bo po pijaku walisz takie literówki, że nikt
cię nie zrozumie. Baw się dalej w swojej piaskownicy.
AUTORKA:
Spadaj na drzewo!
BETA:
Idź banany prostować!
AUTORKA:
A twoja stara importuje niedźwiedzie polarne!
BETA:
A twoja maluje się w Paincie.
AUTORKA:
A twoja klaszcze u Rubika!
Autorka wyłącza gadu-gadu, by mieć ostatnie słowo.
WENA:
No proszę cię. Coś ambitnego, co?
AUTORKA:
To jest ambitne! I życiowe! I prawdziwe! (zabija
Wenę)
SCENA
V
Chałupa
Cullenów. Wszyscy zebrani w salonie, odnaleźli się nawet Rosalie i
Emmett. On kiwa się w przód i w tył, ona obgryza
paznokcie.
CARLISLE:
(tonem
terapeuty)
Byliście wyjątkowo dzielni. Damy sobie z tym wszystkim
radę.
EMMETT:
Łatwo ci mówić. To nie ty byłeś bohaterem tamtego
tekstu.
CARLISLE:
Jasper? Mógłbyś?
JASPER:
(uspokaja
Rosalie i Emmetta)
BELLA:
Co się stało z naszym opowiadaniem?
EDWARD:
Autorka umieściła pierwszy rozdział na forum i teraz opływa w
komentarze. Na razie mamy spokój. Ale chyba Wena jej umarła.
ALICE:
To oficjalna wersja. Wena została zamordowana.
EDWARD:
Czy wobec tego możemy wrócić do naszych normalnych zajęć? Ja na
przykład chciałbym móc znów poczytać komuś w myślach. Nie
cierpię "humanów", muszę w nich wyłączać
talent.
ALICE:
Wiedziałam, że to powiesz. A tak było dobrze... (wzdycha)
JASPER:
Wy sobie czytajcie w myślach, ja idę zrobić te cholerne kanapki.
Carlisle, która to wersja domu?
CARLISLE:
Ta z "humana". Kuchnia została opisana, nawet chyba chleb
jest w szafce.
JASPER:
Ten chleb to tam chyba leży od poprzedniego opowiadania. To nie,
dziękuję. Może następnym razem.
ALICE:
I tak nie mógłbyś tego zjeść, kochanie. Jesteś
wampirem.
JASPER:
Nie załamuj mnie, Alice.
ROSALIE:
Wena zginęła. Beta Autorkę porzuciła. No to chyba dalszych części
nie będzie?
ALICE:
O ile nie wyhoduje sobie kolejnej Weny, to mamy spokój. A
przynajmniej jeśli chodzi o ten tekst.
EMMETT:
To co? Ten wstęp będzie tak wisiał na forum i zaśmiecał spis
treści?
ALICE:
Za jakiś czas Admini go usuną. Miałam wizję.
EDWARD:
Dzięki Bogu! Już dawno nie mówiłem z takimi błędami. Umarłbym
chyba ze wstydu.
EMMETT:
Przypominam ci, że jesteś nieśmiertelny.
EDWARD:
Czepiasz się słówek.
BELLA:
To co teraz?
ROSALIE:
(wzrusza
ramionami)
Możemy pójść na polowanie. Albo zagrać w scrabble. Sama nie
wiem.
ALICE:
Zaraz zjawi się Jacob. Coś jest nie tak... Czuję to.
Rozlega się pukanie do drzwi.
CARLISLE: Wejdź, Jake!
Jacob wchodzi do środka.
JACOB:
Mogę się u was schować? Boję się, że znowu ktoś mnie z
jakiegoś fanfika wywali.
EDWARD:
Właź, właź. Tylko nie chrap w nocy. Na Bellę działa to
deprymująco.
BELLA:
Wcale nie!
EDWARD:
(zniecierpliwiony)
No to na mnie działa deprymująco. Nie mogę się skupić na...
ehem, na słuchaniu muzyki.
JACOB:
(patrzy
na Edwarda wil(koła)kiem)
BELLA:
Coś jest nie tak. Czuję to.
ALICE:
Już ci mówiłam, że od przeczuć ja tu jestem.
BELLA:
Tak, ale teraz i mnie się udzieliło. Magię czuję.
JACOB:
(pociąga
nosem)
Aha. Coś wisi w powietrzu.
BELLA:
Edwardzie, boję się.
EDWARD:
Nie martw się, ochronię cię.
BELLA:
Edward? Od kiedy masz czarne włosy?
EDWARD:
(łapie
się za włosy)
Jak to? Rose, pożycz lusterko?
Rosalie wyciąga z kieszeni małe lusterko i podaje Edwardowi. Edward wpatruje się w swoje oblicze.
EDWARD:
Hej, odzyskałem kolor oczu sprzed przemiany!
JACOB:
A miałeś przed przemianą esesmański znak na czole?
EDWARD:
Nieee... (przygląda
się)
Alice, powiedz mi, że to nieprawda... (robi
bardzo nieszczęśliwą minę)
To nie może być prawda...
ALICE:
Widzę to. Wyhodowała Wenę!
EDWARD:
Ja nie chcę!!!
BELLA:
Co się dzieje?!
ESME:
Crossover.
BELLA:
Crossover? Ale z czym?! Edward?
Edward nonszalancko poprawia grzywkę kawałkiem patyka.
EDWARD: Mów mi Harry!
KONIEC
* pewupe = PWP
