Ze specjalną dedykacją dla Zbyhaa z Filmwebu. Miłego czytania!:)

GREENWAY

- Co robisz?

Podniosłam oczy. W drzwiach garażu stała Cameron i wpatrywała się w moje zakrwawione rękawiczki.

- Wyciągam kule – odpowiedziałam, wrzucając kolejny pocisk do słoiczka po marmoladzie.

- Dlaczego?

Weszła do środka i stanęła obok stołu, na którym leżało ciało Nikolay'a.

- Mam znajomego, który pracuje w krematorium. – Zakręciłam słoik i ściągnęłam rękawiczki. – Pomaga mi czasem, o nic nie pytając. Chcę, żeby tak zostało.

Sięgnęłam do kieszeni spodni i podałam jej kluczyki.

- W bagażniku mam worki na zwłoki. Przynieś jeden.

Spojrzała na mnie uważnie, ale wyszła bez słowa.

Zostałam sama; wzięłam głębszy oddech. Wbiłam wzrok w twarz Nikolay'a. Nie znałam go dobrze. Przez pewien czas razem służyliśmy u Pyle'a, ale nasze rozmowy ograniczały się tylko do pojedynczych pytań o stan magazynka. Zawsze miał najmniej kul. Lubił strzelać na oślep. Westchnęłam. Ciekawe, czy już wyryli jego nazwisko na Ścianie Chwały?...

- Wysłałaś Cameron po worki na zwłoki?

John oparł się o framugę drzwi. Spojrzał przelotnie na leżące między nami ciało.

- Czym się zajmujesz? – zapytał, wpatrując się w moją twarz.

- To zależy od pory dnia i nocy – mruknęłam. – Znaleźliście tego Greenway'a?

- Tak. Moja mama ma plan.

- Dobrze. – Zebrałam włosy i wsunęłam je za ucho, akurat w momencie, kiedy zjawiła się Cameron. – Zaraz do was przyjdę. A ty mi pomożesz. – Terminatorka posłusznie rozłożyła worek.

Po chwili stałam w kuchni, myjąc ręce. Spojrzałam na swoją bluzkę, dostrzegając kilka plam od krwi. Nadal brakowało mi wprawy w posługiwaniu się skalpelem.

- John. – Chłopak oderwał się na chwilę do monitora. – Masz jakiś czysty t-shirt do pożyczenia?

- Jasne. Z logo Guns N'Roses? – Posłał mi uśmiech.

- Może być. – Też się uśmiechnęłam.

Słyszałam cichą rozmowę między Sarą a Derekiem, zanim weszli do salonu. Kłócili się. Skrzyżowałam ręce na piersiach, mierząc ich wzrokiem. Wrócił John i podał mi koszulkę. Od razu pozbyłam się swojej i kiedy wciągałam świeży t-shirt przez głowę, usłyszałam głos Dereka:

- Jedzie z nami czy nie? – Domyśliłam się, że pytał o mnie.

- Jeśli mnie wtajemniczycie w plan. – Wygładziłam szary materiał na ramieniu i spojrzałam na mężczyznę z zawadiackim uśmiechem.

Zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc brwi.

- Czym się zajmujesz? – zapytała Sarah. John musiał powiedzieć jej o workach.

Wyjęłam portfel z tylnej kieszeni dżinsów i rzuciłam go Derekowi. Jego reakcji byłam ciekawa najbardziej.

- Dlaczego nie dasz mi po prostu wizytówki? – mruknął, otwierając go; srebrna odznaka zalśniła w słońcu. – Cholera! – wykrzyknął, ciskając portfel na kanapę, jakby parzył go w dłonie. – Jesteś gliną?

- Jestem. – Schowałam portfel.

- Dlaczego?

Wywróciłam oczami, śmiejąc się pod nosem.

- To przecież oczywiste: najciemniej pod latarnią - policjantów rzadko się porządnie sprawdza, mam łatwy dostęp do broni i ratuję ludzi, bo przecież to właśnie o ludzi nam chodzi, prawda?

- No i o darmowe worki na zwłoki – dodał John.

- To też – zgodziłam się. – Ale przede wszystkim sprawdzam swoje umiejętności w ekstremalnych warunkach. A uczciwie zarobioną kasę ciężej się wydaje.

- Przydasz nam się – rzuciła Sarah; Derek już miał coś powiedzieć, ale zgromiła go wzrokiem. - Przyda nam się. Na razie zajmij się ciałem – znowu zwróciła się do mnie; kiwnęłam głową. – My jedziemy do elektrowni. Później się z tobą skontaktuję. A po drodze podrzuć Johna do szkoły.

Mózg zwrócił uwagę na to, że wcale nie miałam po drodze, ale nie odezwałam się.

- Nie przeszkadza ci, że w bagażniku wieziemy trupa? – zapytałam, kiedy stanęliśmy na światłach.

John nie odezwał się, wyglądając przez okno. Spojrzałam na niego. Na czole miał świeżą, gojącą się powoli ranę, którą zauważyłam już wcześniej.

- Co się stało? Skąd to rozcięcie?

- Cameron się zepsuła – powiedział cicho.

- Rozumiem – odparłam, ale Mózg uparł się, żeby zebrać więcej danych. Będę musiała porozmawiać później z Sarą.

Nagle John odwrócił się w moją stronę.

- Erica – zaczął, kiedy zmieniły się światła i ruszyłam – strasznie dziwnie się czuję.

- Tak myślałam, że to masło orzechowe było nieświeże. Chcesz...

- Nie – przerwał mi szybko – nie o to mi chodzi.

Spojrzałam na niego.

- Wcześniej... nikt nie powiedział mi... o mnie. To znaczy... Derek nie wspomniał wiele o Connorze, którego znał. Raz powiedział, że świętował ze mną... z nim? Moją... jego trzydziestkę po pijaku.

- Że kto niby pił?

- Ja, głównie ja... To znaczy on, John. Chyba.

Wjechałam na szkolny parking i zatrzymałam auto.

– Tamten Connor i ty to dwie różne osoby. To chciałeś usłyszeć?

- Na pewno?...

- Jasne. – Uśmiechnęłam się. - On nie lubił alkoholu. Nigdy nie widziałam go pijanego.

- Ja też nie lubię i nigdy nie widziałaś mnie w stanie wskazującym.

- To dobry argument, ale – spojrzałam mu prosto w oczy – ja wiem, że jesteś inny. Widzę to.

Przez chwilę bawił się suwakiem od plecaka.

- Poznałem dziewczynę – powiedział w końcu.

- Jest śliczna, inteligentna i ma na imię Erica. – Poklepałam go po ramieniu. – Wiem, wiem.

- Prawie. – Też się uśmiechnął. - Nazywa się Riley.

- Nie mam nic przeciwko pod warunkiem, że jest podobna do mnie.

Spojrzał mi w twarz.

- Może troszkę – rzucił z uśmiechem, wysiadając. – Na razie.

Patrzyłam, jak odchodzi, aż zniknął w budynku szkoły. Też czułam się dziwnie, ale nie skłamałam: był inny od Connora z przyszłości. Już teraz mogłam tak powiedzieć, chociaż dopiero co go poznałam. Miał zupełnie inne oczy. Nie tak straszne i smutne. Jeszcze nie.

Prochy Nikolay'a rozsypałam na wydmach za miastem. Później wpiszę go na moją Ścianę Chwały.

Dołączyłam do Sary i Cameron w kolejce przy wejściu do elektrowni. Kiedy zadzwoniła, byłam w drodze do centrum. Zostawiłam w samochodzie prawdziwe dokumenty i wzięłam fałszywy dowód, którego używałam bardzo rzadko. Na koszulkę Johna zarzuciłam czarną bluzę.

Filmik o wesołej, nuklearnej wiewiórce strasznie mi się dłużył. Wyłączyłam się, pogrążając w myślach. Głos kreskówkowego zwierzaka, choć należący do mężczyzny, przypomniał mi głos Muchy.

***

- Erica, proszę!

Mucha chwyciła mnie pod ramię. Nie zatrzymałam się.

- Masz urodziny! Chodźmy się bawić, proszę!

- Nie chcę – rzuciłam, próbując się wyrwać. – Daj spokój.

- Będą chłopaki!

- I co z tego? – Zmarszczyłam brwi.

- Będą Chris i Joe od Kellermana. No i wszyscy od Bedella! Derek Reese też!

- Są za starzy dla ciebie. Mucha, masz dopiero trzynaście lat!

- Jesteś wredna, wiesz?! – Puściła mnie i odwróciwszy się na pięcie, pobiegła przed siebie korytarzem.

Obejrzałam się za nią, ale zdążyła już zniknąć za rogiem. Uparciuch z niej.

- Uparciuch to jest z ciebie – zganiła mnie Alex, kiedy wszystko jej opowiedziałam.

Wzruszyłam ramionami. Moja dowódczyni poprawiła broń na ramieniu.

- Powinnaś iść do ludzi, Erica. Bawić się, jeśli masz okazję. Nie musisz od razu szukać sobie faceta.

- Nie chcę mieć faceta – mruknęłam buntowniczo. – Nigdy.

- Nie zawsze tak jest. – Zadrżałam, wiedząc, o czym chce wspomnieć; objęła mnie ramieniem; rzadko zdobywała się na taką czułość. – Czasem facet sam wyszarpuje dłoń, wiesz?

- Więc dlaczego mój tata tak nie zrobił?

Westchnęła, cofając rękę. Często ją o to pytałam. Nigdy mi nie odpowiedziała. Wbiłam wzrok w podłogę. Przez chwilę szłyśmy w milczeniu.

- Mam dla ciebie zadanie – powiedziała nagle Alex swoim wojskowym tonem. – Wymaga nie lada sprawności i odwagi.

Serce zabiło mi szybciej. Kobieta jednak zawzięcie milczała.

- Chcę, żebyś miała dziś oko na dziewczyny.

Jęknęłam.

- To rozkaz, Williams.

- Naprawdę musisz mnie wysyłać na imprezę?

- Imprezę? – Prychnęła. – Wy nie wiecie, co to słowo znaczy. Ja po prostu chcę, żebyś pilnowała Muchy i spółki. Wykonać.

Zasalutowałam. Z „bojową" Alex nie było co dyskutować. Mieć oko na dziewczyny. Moje zadanie.

***

Spojrzałam na idące przede mną Sarę i Cameron. Dostałyśmy posady w elektrowni, a bardzo konkretna Murzynka niezwykle rzeczowym tonem mówiła nam o naszej przyszłej pracy. Aż czułam potrzebę, żeby wreszcie chwycić za mopa!

- Wypadek samochodowy. – Usłyszałam, jak obie kobiety szybko odpowiedziały na jej pytanie. Przypomniało mi się, co powiedział John. Musiałam mieć oko na Cameron. I Oko też.

Zerkałam na identyfikatory pracowników. Mózg bardzo mi pomagał. Aż wreszcie wypatrzyłam Carla Greenway'a. Cameron także go odszukała. Sarah odwróciła się dyskretnie, kiedy nas minął. Wymieniłyśmy znaczące spojrzenia.

Dostałam całe piętro dla siebie. I odkurzacz, nie mopa. Włączyłam urządzenie i rozejrzałam się dookoła, a potem wyciągnęłam kabel i podpięłam się do jednego z komputerów. Weszłam do systemu, ostrożnie przebijając się przez firewall. Zaczęłam przeglądać raporty, wiedząc, że Sarah będzie się trzymać blisko naszego celu. Nie wiedziałam tylko, czy Greenway musi zginąć. John nic mi o nim mówił, więc nie miałam pewności, czy śmierć Carla jest potrzebna czy nie. Ale o Seerano Point wiedziałam dużo. Nigdy nie byłam w elektrowni aż do teraz, ale wiele o niej słyszałam. Potrzebowaliśmy jej w przyszłości, a to mi wystarczyło. Mózg podpowiedział mi, że można by shakować system, ale nie wiedziałam, jak to się miało do ostatecznego planu Sary. A ten chyba właśnie powstawał.

- Do baru? – Uniosłam brew i wciągnęłam na siebie dżinsy. Byłam spocona, ale prysznic chciałam już wziąć w domu.

- Tak. Będzie większość pracowników. Carl też – wyjaśniła Sarah, przeczesując włosy.

- Nie mam ochoty na imprezę – rzuciłam. – Poradzicie sobie we dwójkę, prawda?

- We trójkę – poprawiła mnie. – Derek też wpadnie. I poradzimy sobie.

Założyłam na siebie koszulkę Guns N'Roses i przerzuciłam torbę przez ramię. Ruszyłam w stronę drzwi.

- Erica. – Usłyszałam głos Sary. – Jedź do nas i sprawdź, co u Johna.