Hej! Witam wszystkich, którzy poświęcili chwilę swojego czasu, żeby tu zajrzeć. To mój pierwszy fanfic o Stilesie i Dereku. Planuję, że będzie on kilkunastorozdziałowy. Akcja dzieje się po sezonie 3A jednak wprowadziłam kilka zmian: Derek nie wyjeżdza, postać Cory się nie pojawiła, Erica żyje, bliźniacy wyjechali, podobnie Allison i jej ojciec. Nie znaczy to jednak, że nie wprowadzę ich do akcji. Przede wszystkim pojawia się wymyślona przeze mnie postać żeńska - będzie bardzo ważna dla fabuły, lecz bez obaw, to będzie 100%-owy Sterek. Oczywiście trochę potrwa, zanim wprowadzę elementy romansu, jednak już teraz zaznaczam, że historia zakończy się happy-endem. Tylko to uznaję :) Bez zbędnych przedłużań - zpraszam na rozdział 1. Nie jest on najlepszy, trochę dziwny i mało kanoniczny ale konieczny do rozpoczęcia akcji.
Niestety nie mam jeszcze bety, więc proszę o wyrozumiałość.
Bardzo proszę też o komentarze i opinie. Na pewno będą pomocne! :)
Eliza jechała szybko jedną w kalifornijskich dróg, zastanawiając się co zrobi gdy dojedzie do Beacon Hills. Wciąż nie była pewna, czy przyjazd tutaj był dobrą decyzją, tym bardziej nie wiedziała jak powinna to wszystko rozegrać. Żałowała, że nie przemyślała lepiej opuszczenia Europy. Spontaniczne decyzje nigdy nie kończyły się dla niej dobrze – zwłaszcza te, które podejmowała nie ze względu na siebie, ale innych ludzi. Obcych ludzi. Ale wiedziała, że tak trzeba zrobić, więc tylko westchnęła głęboko i postanowiła żale zostawić na później.
-Stiles! Podnieś ten swój leniwy tyłek i złaź na dół! Już!
Jeżeli istnieje na świecie jakiś przyjemny dźwięk przerywający Ci wspaniały i zasłużony odpoczynek we wczesny sobotni poranek to na pewno nie był to wrzask rozsierdzonej Erici Reyes. Zdecydowanie. Jednak Stiles cenił sobie swoje życie i przede wszystkim swoje kończyny, do których był przywiązany w przenośni i dosłownie. Dlatego szybkim ruchem odrzucił kołdrę i wymamrotał kilka niezrozumiałych sylab, wiedząc że wilkołaczy słuch dziewczyny je wyłapie.
-Gdzie się pali? Złamałaś paznokieć i potrzebujesz uzdrawiającego całuska czy skończył Ci się czarny lakier do paznokci i nie znasz innego sposobu na pokazanie światu swojej buntowniczej duszy? – wymamrotał, wchodząc do kuchni i nalewając sobie kawy. W odpowiedzi usłyszał tylko złowrogi warkot.
- Nie, mówię poważnie. Jest sobotni poranek. Pierwszy weekend wakacji. Całe zło świata zostało pokonane, łącznie z kanimami, odrażającym dziadkiem - łowcą, stadem rozszalałych alf i psychicznie chorym, powstałym z grobu wujkiem-mordercą, który dzięki niebiosom ostatnio zachowuje się odrobinę bardziej przyzwoicie. Jeśli masz jakieś złe wieści po prostu zdziel mnie po twarzy i obudź jak będzie po wszystkim – zakończył swoją tyradę, ziewając malowniczo. Po chwili odwrócił się i zamarł zaskoczony. Erica nie wyglądała na wściekłą, ona była… przygnębiona.
-Ej, księżniczko! Co się stało? – podszedł do niej szybko, autentycznie zmartwiony. Jeśli panna Reyes była w tym nastroju coś zdecydowanie było na rzeczy.
- Nic, po prostu chciałam… Nieważne, pójdę już – rzuciła i odwróciła się do wyjścia.
- Teraz to mnie przeraziłaś dziewczyno! Wracaj tu! Erica! – Stiles zawołał za nią.
- Dobra, powiem Ci, ale jeśli komuś wyśpiewasz albo się zaśmiejesz rozerwę Ci gardło na strzępy. Zębami! – zagroziła.
- Ojej! Wykapana córeczka tatusia! Derek byłby bardzo dumny! – odpowiedział przewracając oczyma – wyrzuć to z siebie wreszcie!
- Chciałam cię zapytać, czy zgodzisz się mnie trenować.
Jeśli ludzkie oczy byłyby w stanie wyskoczyć z oczodołów w tym momencie Stiles byłby ślepy. Kilka szybkich uszczypnięć nie pomogło – to działo się naprawdę! Czy świat zdążył obrócić się o 180 stopni podczas jego kilkugodzinnego snu?
- Ja? Trenować ciebie? Jak? Dlaczego? Co? JAK?! – Stiliński bezskutecznie próbował wyartykułować jakiekolwiek zdanie.
- Normalnie! To całkiem proste. Derek przestał to robić, ma teraz tyle na głowie, sam wiesz przez co przechodzi. Odkąd Boyd… Odkąd to wszystko się stało przestał być taki jak dawniej. Nie zdążył nauczyć mnie jak w pełni nad sobą zapanować. A pełnia za dwa tygodnie! Nie mam do kogo się zwrócić – ostatnie zdanie wyszeptała, siadając na krześle i zakrywając oczy dłońmi.
To zdecydowanie nie wyglądało na błahostkę, więc Stiles zmarszczył brwi i przyklęknął przy niej.
- A Isaac? Scott? Nie mogłabyś poprosić któregoś z nich? Petera oczywiście pod uwagę nie bierzemy, jeszcze zrobi z ciebie nowy rodzaj psychopatki.
Erica zaśmiała się cicho ale po chwili pokręciła głową.
- Scott może i jest teraz prawdziwym Alfą, ale bez stada nie ma zbyt wiele mocy. My wszyscy należymy do Dereka, więc McCall sobie nie poradzi. I tak ma już na głowie Isaaca. Odkąd razem mieszkają jakoś się dogadują i siedzą w tym razem. Powinni sobie poradzić podczas pełni, ale oni mają swoje kotwice, a ja… wciąż nie mogę odgadnąć czym ona może dla mnie być.
- Ale jak ja mógłbym ci pomóc? Jestem tylko człowiekiem. Mój sarkazm nie spęta cię jak lasso, żeby uchronić cię przez pójściem w tango na całą noc. A to moja jedyna broń – Stiles odparł prosto, wciąż nie wiedząc jak jej pomóc.
- Lubię twój sarkazm, wiesz? – powiedziała nagle Erica patrząc w przeciwległą ścianę. – Lubię, gdy próbujesz nas wszystkich rozśmieszać i trzymać razem gdy wszystko wokół się wali. Lubię całe to bredzenie od rzeczy, gdy się stresujesz na widok naszych przemienionych twarzy, nawet jeśli wiesz że cię nie skrzywdzimy. Lubię jak przeciwstawiasz się Derekowi, gdy żadne z nas nie ma na tyle odwagi. Lubię to jak troszczysz się o nas wszystkich, mimo że nie musisz. Ale robisz to. Zawsze. Nie chcąc nic w zamian. Wiem, że to brzmi dziwnie, bo przez większość czasu jestem dla ciebie wredną suką. Ale nie znam innego sposobu by pokazać że jestem wdzięczna, więc kiedy grożę że wyrwę ci płuca tak naprawdę chcę powiedzieć: dziękuję za wszystko co dla mnie robisz. Jeśli powiesz o tym komukolwiek prawdopodobnie rozkruszę ci szczękę na miliard kawałeczków zanim dokończysz zdanie, ale chciałam żebyś to wiedział.
Stiles wyglądał jakby dostał w twarz patelnią. Wielokrotnie. Nigdy, przenigdy nikt nie powiedział mu czegoś takiego. Nikt tak bardzo nie docenił jego osoby. I wszystko to wypłynęło z ust Erici Reyes! Niech ktoś powie teraz, że cuda się nie zdarzają!
- Wow, nie wiem co powiedzieć, naprawdę. Nie spodziewałem się…
- Och, zamilcz. Jeszcze nie skończyłam – mruknęła dziewczyna. – Ja… Ja po prostu nie wiem co robić. To wszystko jest takie… inne. Derek jest inny. Nie dziwię się, gówniane rzeczy stały mu ostatnio na drodze. Tylko… On był dla mnie najważniejszy, jak starszy brat. Rozumiesz? On mnie naprawił, poskładał do kupy. Dał mi cel, uczył wszystkiego. I był, zawsze był. Mrukliwy, gburowaty, ale był. Wskoczyłabym dla niego w ogień jeśli byłaby taka potrzeba. Ale teraz… On mnie już nawet nie zauważa. A ja nie mam nikogo, kto by mi w tym całym syfie pomógł. Wciąż jest moim Alfą, ale już mu nie ufam. Nie mogę. Nie wiem, czy nie wyrzuci mnie jak psa, jeśli zrobię coś głupiego, albo coś co mu się nie podoba. A ja potrzebuję kogoś, komu mogę ufać. Nie, ja muszę mieć kogoś komu mogę ufać. Wszystko przez te wilcze geny. I zrozumiałam, że jedyną osobą w całym naszym pokręconym stadzie której ufam jesteś ty. Tylko co do ciebie mam pewność, że zrobisz to co trzeba. Więc jak, zgodzisz się? – zapytała, czekając spokojnie na odpowiedź.
Stiles milczał przez dłuższą chwilę, zastanawiając się czego ona właściwie od niego oczekuje. Chciała przyjaciela? Mentora? Doradcę? Nie był pewny czy w jakiejkolwiek z tych ról byłby w stanie sobie poradzić.
- Nie do końca rozumiem, o co tak właściwie mnie prosisz – powiedział, marszcząc brwi. – Czego tak naprawdę potrzebujesz?
-Och, to proste – krzyknęła z nietypowym u niej entuzjazmem, widząc że nie będzie trudno go przekonać . – Będziesz pomagał mi w treningach, uczył kontroli i tych wszystkich mądrych rzeczy o wilkołakach, których zdążyłeś się już nauczyć. Jeśli się zgodzisz, oczywiście.
- W sumie nie wiem jeszcze aż tak dużo o waszym gatunku, jednak wczoraj natrafiłem na całkiem interesującą legendę o właściwościach… - chłopak szybko pogrążył się w rozmyślaniach.
- Więc jak? Zgadzasz się?! – zapytała, pewna już że wygrała.
-Muszę to jeszcze…
- Super! – nie dała mu skończyć – Biegnę zorganizować wszystkie rzeczy, za parę godzin wrócę!
Stiles nie zdążył nawet zauważyć kiedy wybiegła z kuchni. Kręcąc głową z niedowierzaniem skierował się w stronę swojej sypialni, mając odrobinę nadziei, że po drzemce którą planował okaże się, że wszystko było tylko dziwnym snem.
