Nightwik: Wiem, że pojawią się zarzuty, że zaczynam coś nowego, a mam tyle niedokończonych innych opowiadań. Otóż nie, nie zaczynam, bo miałam to napisane już dawno i w końcu uznałam, że szkoda, by się marnowało na dysku twardym :D Ze swojej strony mogę obiecać, że postaram się powoli podkańczać wszystkie moje opowiadania. W pierwszym rozdziale wykorzystałam fragmenty książki. Akcja zaczyna się w Nowicjuszce, choć wydarzenia w Gildii Magów potoczyły się zupełnie inaczej. Miłego czytania.


Wychodząc zza załomu, dostrzegła rąbek brązowej szaty i poczuła, że jej serce zamiera. Cofając się, usłyszała cichy szept. Z korytarza, którym przyszła, dobiegało ją echo kroków. Zaklęła pod nosem i rzuciła się do ucieczki.

Tajne przejścia, Sonea przypomniała sobie, szukając gorączkowo drogi wyjścia i natychmiast skierowała się ku jednemu z najbliższych portali. Odkryła je niedawno podczas przerwy semestralnej, kiedy to niemal sama w Gildii i znudzona brakiem zajęć zgłosiła Tyi swoją chęć pomocy w bibliotece. Od tamtej pory plany tajemnych szlaków Gildii, które skopiowała na prędko, przydały się jej już wiele razy.

A pomyśleć, ze niemal je odrzuciła, kiedy z przerażeniem odkryła, że zostały stworzone przez byłego Wielkiego Mistrza Gildii - Akkarina. Maga, który praktykował najczarniejszą z magii, maga, który został skazany werdyktem Gildii na śmierć i który umknął przed wyrokiem, ukazując przy tym przerażającą prawdę o mocy, którą nosił – nikt nie był w stanie mu dorównać. Tego samego maga, który od tamtego dnia na nią polował. To właśnie przez niego nie mogła z Rothenem wyjechać nawet w odwiedziny do wioski Dorriena. Oboje Rothen i Lorlen uznali, że będzie bezpieczniejsza na terenie Gildii. Dziki czarny mag mógłby skorzystać z okazji i zemścić się na niej. Nawet spotkanie z Reginem i jego bandą było lepsze niż zobaczenie, chociażby przez moment, dzikiego czarnego maga, jak teraz o nim mówiono.

Sonea skupiła się na ucieczce. Ukryte wejście znajdowało się tuż przed nią.

Upewniła się, że nikt jej nie widzi, wsunęła dłoń pod obraz i wymacała dźwignię.

- Pobiegła tędy! - zawołał jakiś głos.

Jej serce podskoczyło. Szarpnęła za dźwignię i skoczyła w tunel, po czym zamknęła za sobą wejście.

Otoczona ciemnością, dysząc ciężko, wyjrzała przez dziurkę. Widziała przebiegających nowicjuszy. Policzyła ich i zrobiło jej się słabo. Dwudziestu. Zdołała im jednak umknąć. Jej tętno i oddech uspokajały się. Nagle poczuła na ramieniu powiew cieplejszego powietrza.

Zmarszczyła brwi. Ciepłe powietrze?

W tej samej chwili usłyszała oddech cichszy niż jej.

Zanim się obróciła i zdołała przywołać kulę świetlną, jakieś ręce chwyciły ją od tyłu i pociągnęły do siebie. Krzyk przerażenia utknął jej w ustach, kiedy zakryła je wielka dłoń.

- Nie próbuj walczyć. I tak to nic nie da – wyszeptał mroczny, zimy głos nad jej uchem.

Akkarin. W końcu ją dopadł.

Gdyby napastnik nie podtrzymywał jej mocno w pasie, osunęłaby się na ziemię, bo kolana pod nią stały się nagle miękkie, a serce ścisnęło się z wszechogarniającego strachu. Miała wrażenie, że w tunelu brakuje nagle powietrza, a może to po prostu jego dłoń zaciśnięta na ustach sprawiała, że nie miała czym oddychać.

- Zaraz cofnę dłoń, ale ostrzegam, jeśli krzykniesz… po prostu lepiej tego nie rób. – Jego głos był ochrypły, jakby odwykły od mówienia.

Sonea wzięła głęboki wdech, gdy mężczyzna uwolnił jej usta. Odwrócił ją nagle do siebie przytrzymując w talii tak, że obie ręce miała uwiezione po bokach i przyciągnął bliżej siebie.

To on, pomyślała panicznie, widząc przed sobą ciemną postać. światło nad jego głową rozbłysło jaśniej. To naprawdę on.

Otaczała go ledwo wyczuwalna tarcza, która musiała ściśle przylegać do jego ciała.

Ja zapomniałam o swojej, pomyślała rozżalona.

- Sonea – powiedział cicho. – Nowicjuszka, która odkryła mój sekret przed całą Gildią.

Zakazał jej krzyczeć, ale i tak nie potrafiłaby wydobyć z siebie dźwięku. Gardło miała ściśnięte ze strachu. Potrafiła tylko wpatrywać się w jego twarz wiszącą nad nią niebezpiecznie blisko. I te oczy… Choć kryły się w półmroku wydawało się jej, że dostrzegła w nich taką samą hardość i chłód jak w chwili, gdy zeznawała przeciwko niemu.

Stanowiła główne źródło oskarżeń przeciwko niemu. Ona i Lorlen. Ale właściwie to jej zeznania go pogrążyły. Nie minął nawet semestr jej nowicjatu, kiedy Lorlen postanowił rozprawić się z czarnym magiem, który zagnieździł się w samym sercu Gildii. Wszystko było doskonale przemyślane i utrzymane do samego końca w tajemnicy, a wszyscy zdatni do walki magowie Gildii w gotowości.

Wbrew przewidywaniom Administratora Wielki Mistrz zgodził się na współpracę i poddał się osądowi Starszyzny. Kiedy zeznawała na przesłuchaniu, Akkarin nie spuszczał z niej oczu, jakby chciał wyryć w pamięci jej twarz, żeby później móc ją ukarać. Przypomniała sobie jego gniew, gdy opowiadała czego była świadkiem pewnej odległej nocy, kiedy wraz z Cerym wkradli się na teren Gildii. Słuchając wyjaśnień Wielkiego Mistrza przez chwilę mu nawet wierzyła. Historia była zbyt skomplikowana, by ją całą wymyślił, jednak chłód bijący od niego, kiedy przyznawał się do licznych, dokonanych przez lata morderstw, sprawił, że szybko przejrzała na oczy. Był zły, nie mogła o tym zapominać.

Nikt nie był jednak przygotowany na to, co nastąpiło później. Zatrzęsła się na samo wspomnienie.

- Boisz się. I słusznie. – Słowa maga wyrwały ją z koszmarnych wspomnień ku jeszcze gorszej rzeczywistości.

Teraz ją dopadł, teraz miał zamiar się zemścić.

- Boisz się mnie – powiedział, chwytając jej brodę w dwa palce i odwracając na powrót jej głowę w jego stronę. Skóra Sonei zaszczypała w kontakcie z tarczą powlekającą jego dłoń. Był zbyt silny, żeby z nim walczyć. Nie tylko mocą, ale także fizycznie.

Wbił w nią świdrujące spojrzenie, które z całych sił starała się wytrzymać.

- Tak lepiej – mruknął.

Jego gorący oddech musnął jej twarz.

- Przyszedłeś mnie zabić – stwierdziła wypranym z emocji głosem.

Na moment jego usta rozciągnęły się w szyderczym uśmiechu.

- Nie. Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy, chyba że sama mnie zmusisz do zastosowania bardziej radykalnych środków.

Ulga, którą przyniosły jego słowa, była tylko chwilowa. Jeśli nie chciał jej zabić, czego od niej chciał?

- Teraz cię puszczę, ale nie próbuj uciekać. I tak cię złapię, a twoja niesubordynacja mnie tylko zdenerwuje. Porozmawiamy grzecznie jak cywilizowani magowie.

Kiedy tylko ją puścił, odskoczyła pod przeciwną ścianę tunelu, która jej zdaniem znajdowała się zdecydowanie za blisko, i rozejrzała na boki, oceniając drogi ucieczki. Skoczyła w prawo i odbiła się od niewidzialnej tarczy.

Złapał ją, zanim upadła i przycisnął do ściany, tak że poczuła, że łopatki ocierają się jej o zimny kamień muru. Jego twarz przez sekundę wykrzywił grymas niezadowolenia, potem znów stała się chłodną maską obojętności.

- Powiedziałem: nie próbuj uciekać - warknął.

Zauważyła, że po obu stronach pojawiły się bariery na całą szerokość korytarza. Jej serce biło jak oszalałe. Wzięła głęboki wdech i skinęła głową.

Zmienił się. Dopiero teraz zauważyła, że mocno skrócił włosy. Musiało minąć trochę czasu odkąd ostatni raz je podcinał, bo niektóre z czarnych, niesfornych kosmyków wpadały mu do oczu. Jego policzki wydawały się trochę zapadnięte, jakby brakowało mu stałych posiłków i pewnie tak właśnie było.

Inna fryzura, zmęczenie i uwydatnione kości policzkowe sprawiały, że wyglądał młodziej. Właściwie dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zawsze był młody. Miał około trzydziestu lat, niewiele więcej niż Dannyl.

- Nic ci się nie stanie, jeśli będziesz współpracowała. Powinnaś już wiedzieć, że nie krzywdzę nikogo bez powodu – powiedział.

Nie wierzyła mu i nie miała zamiaru pozwolić mu uśpić swojej czujności.

- Ach… widzę, że mi nie wierzysz – powiedział ze spokojem w głosie, który przeraził ją swoim chłodem.

- Po prostu nie lubię rozczarowań – wykrztusiła z siebie.

Zaśmiał się krótko.

Nie można było ufać jego słowom, co udowodnił podczas przesłuchania. Wspomnienia tamtego dnia znów napłynęły niechciane.

Wyrok był jednoznaczny i przerażający. Echo słów Administratora nadal pobrzmiewało jej w głowie.

- Gildia uznała cię za winnego, a karą za praktykowanie czarnej magii i zabijanie z jej użyciem jest… śmierć. - W głosie Administratora pobrzmiewała niepewność, która niestety przeniosła się niepokojem na innych przebywających w sali magów. Jednak dopiero jego następne słowa wywołały prawdziwy strach. – I właśnie na tą karę cię skazujemy.

Wojownicy przysunęli się do siebie, otaczając maga w czarnych szatach ścisłym kordonem i z przejęciem wypatrując jego reakcji.

Sonea pamiętała doskonale wyraz twarzy Akkarina w tamtym momencie. Najpierw wydawało się, że widzi smutek, który szybko zgasł przykryty grymasem niehamowanego gniewu, za to w oczach pojawiła się determinacja.

- Obawiam się, że w takim wypadku muszę odmówić dalszej współpracy – powiedział spokojnym głosem.

Sala zagrzmiała głosami niepokoju.

Czarny Mag zrobił dwa kroki w kierunku drzwi wyjściowych.

- Dajcie mi przejść, a nikomu nie stanie się krzywda – powiedział.

- Nie możemy na to pozwolić. - Sonea poczuła podziw, słysząc siłę głosu Mistrza Balkana.

Magowie wzmocnili wspólną tarczę. Dla Sonei była ona czymś niesamowitym, połączona ochronna bariera, którą tworzyła moc niemal całej Gildii. Nawet ona wysyłała moc Rothenowi, który przekazywał ją dalej, by pomóc w wymierzeniu sprawiedliwości.

- Szkoda to słyszeć.

A potem rozszalała się burza, kiedy Akkarin zaatakował, torując sobie drogę ku wyjściu. Sonea pamiętała przerażenie, które odmalowało się na twarzach wojowników, kiedy wspólna tarcza zadrżała już po trzecim uderzeniu. I choć pociski czarnego maga stawały się słabsze, nikt nie miał wątpliwości, kto wygrywa bitwę. Niektórzy z magów słaniali się na nogach, kilku straciło przytomność z wyczerpania. a potem tarcza opadła, nie pozostawiając nic prócz powietrza między całą Gildią a agresorem.

Wielki Mistrz natychmiast przerwał atak i powolnym krokiem przeszedł między magami, przyglądając się wszystkim taksującym wzrokiem. Sonea domyślała się, co widział. Twarze powykręcane w nieukrywanym przerażeniu. Ona musiała wyglądać podobnie. To nie było normalne, by jeden mag posiadał tyle mocy, aby pokonać całą Gildię. Nikt nie był w stanie mu sprostać i w tym jednym momencie wszyscy zdawali sobie sprawę, że znajdują się na jego łasce.

- Nie próbujcie mnie szukać – ostrzegł.

Zanim zniknął za drzwiami rzucił jeszcze jedno, szacujące spojrzenie Sonei, a kącik jego ust drgnął w przelotnym półuśmiechu, zapowiedzi tego, co ją czeka, kiedy dostanie ją w swoje ręce. Od tamtej pory mag w czarnych szatach pojawiał się w jej koszmarach, on wraz ze swoim szacującym, zimnym spojrzeniem.

Teraz te same czarne oczy wpatrywały się w nią gniewnie. Zadrżała, czując żelazny uścisk dłoni na ramionach. Miał tyle mocy, że jej słaba tarcza nie byłaby dla niego żadną przeszkodą. Tak jak wtedy na sali znów znajdowała się na jego łasce.

Przez ten rok często zastanawiała się, co się z nim stało. Po tym jak umknął magom gildii, widziano go parę razy w slumsach, nawet kilka razy prawie go schwytano, ale później Akkarin wpadł jak kamień w wodę. Gildia nie potrafiła znaleźć żadnej wskazówki o jego pobycie. Sonea miała nadzieję, że wyjechał i że nigdy nie wróci. Niestety jej nadzieje umarły w tej właśnie chwili.

- Już się uspokoiłaś? Porozmawiamy? – zaproponował.

- Czego ode mnie chcesz? – zapytała ostrożnie.

- Chcę wiedzieć, co dzieje się w Gildii. Od dziś będziesz moimi oczami i uszami.

Rozszerzyła oczy na te słowa.

- Nie będę dla ciebie szpiegowała.

- A ja wcale cię o to nie proszę.

Uspokoiła się trochę, ale coś w jego uśmiechu, coś zbyt chytrego i tajemniczego, nie pozwoliło jej się do końca rozluźnić.

Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął drobny połyskujący przedmiot. Zmarszczyła brwi, rozpoznając w rekwizycie pierścień z dużym czerwonym oczkiem.

- To jest krwawy kamień zamknięty w pierścieniu - powiedział. - Będziesz go nosiła. Dzięki temu będę widział i słyszał wszystko to, co ty... a także znał twoje myśli.

To był na pewno artefakt czarnej magii. Serce podeszło Sonei do gardła. Czy uzywając go, sama stanie się czarnym magiem?

- A jeśli odmówię? – spytała, zmuszając się do spojrzenia mu w oczy.

Przez jego twarz przemknął cień.

- Ja nie mam już nic do stracenia, ale ty masz jeszcze wiele, więc nie zmuszaj mnie bym pokazał ci, dlaczego nie możesz mi odmówić, Soneo.

Przełknęła ślinę. Nie miała wyboru. Będzie znał wszystkie jej myśli, słyszał wszystkie słowa, widział to co ona. Z konieczności zmuszona była stać się jego szpiegiem wewnątrz Gildii.

- Dlaczego ja? Jestem tylko zwykłą nowicjuszką. Na pewno znaleźliby się inni, którzy mogliby dostarczyć ci więcej informacji.

Jego oczy błysnęły.

- Oboje wiemy, że jesteś mi coś winna. Dodatkowe powody staną się jasne w przyszłości.

Dodatkowe powody. Nie wróżyło to dla niej dobrze.

Chwycił jej dłoń lewą ręką, nieco przytrzymał, gdy próbowała ją wyrwać, cmokając z niezadowolenia i uniósł wyżej. Powoli, patrząc jej w oczy, wsunął pierścień na palec serdeczny.

- Nawet pasuje – stwierdził z kpiącym uśmiechem.

Gdyby ktoś postronny ich teraz obserwował, mógłby uznać ich za parę kochanków składających przysięgę miłości. Sonea tak właśnie wyobrażała sobie śluby - traciło się całą wolność.

~ Interesujące porównanie. - Drgnęła, słysząc jego słowa w swoim umyśle.

Akkarin zaczął zadawać pytania w jej umyśle. Nie musiała odpowiadać na głos, jej myśli szybko zdradzały odpowiedzi. Jeśli coś go zainteresowało drążył temat do końca, jeśli nie - w jej umyśle natychmiast pojawiało się kolejne pytanie, a potem następne i następne. Nie wiedziała, ile czasu już upłynęło, czy była to tylko minuta, czy też całe godziny, a może nawet dnie. Jednak miała wrażenie, że poznał całe jej życie i wszystkie wydarzenia w Gildii, których była świadkiem, lub o których słyszała tylko plotki od momentu, gdy wywalczył sobie wolność.

Choć nie wyczuwała jego obecności w jej umyśle, całkiem jakby nie miał żadnych uczuć, jakimś sposobem przytłaczał jej umysł. Potrafił zdominować jej myśli tak, że dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że może podzielić swoją uwagę. Uświadomiła też sobie, że jego myśli przestały dominować i stały się teraz jakby szeptem z tylu głowy, co pozwalało jej go słyszeć i nadal mieć świadomość otoczenia.

- Teraz wiem wszystko, co chciałem. Na razie mi wystarczy – powiedział w końcu.

Patrzyła na niego gniewnie, okradziona ze wszystkich wspomnień.

- Możesz odejść.

Nie musiał jej tego powtarzać. Nie marzyła o niczym innym, tylko że na bezpiecznym gruncie był Regin i jego banda. Lepsze mniejsze zło, pomyślała, biegnąc w stronę wyjścia.

~ Walcz z nimi. Jesteś od nich silniejsza.

Zamarła, słysząc głos w głowie.

~ Nie! – krzyknęła mentalnie, buntując się przede wszystkim przeciw jego obecności w jej umyśle.

~ Jak chcesz - odpowiedział. ~ Nie mam zamiaru przyglądać się twojej kolejnej porażce.

Czy to oznaczało, że przyglądał się wcześniej, jak ją męczyli? Cieszyło go to? Czy był aż tak okrutny?

Oczywiście, że był. Inaczej nie wymagałby od niej, żeby zdradziła Gildię.