Błękitnowłosy dzieciak niespiesznie zbliżył się, płynnymi krokami przemykając się przez plamy światła, wpadające do sali przez kolorowe wiraże i zatrzymał, utrzymując bezpieczną odległość od środka korytarza. Szybkim ruchem skierował nóż w dół, strząsając z jego czubka krople krwi, które zamieniły się w pył i rozpłynęły w powietrzu, nim na dobre wsiąknęły w podłoże.

Aomine spojrzał na niego spode łba, nie powstrzymując grymasu obrzydzenia.

- Nie masz już dość?

Wciąż nie zdążył się przyzwyczaić, że twarz, do tej pory miła i beznamiętna, mogła przyjąć taki wyraz; pogardę dla życia i czyste szaleństwo.

Uśmiech nie zmalał nawet na sekundę, wręcz przeciwnie, stał się jeszcze szerszy, a kryjący się w lazurowych oczach szkarłat błysnął jasno.

- To dopiero początek. - oświadczył spokojnie Akashi, obracając w palcach ostrze noża. Przekrzywił głowę, patrząc na niego z zaciekawieniem. - Czyżbyś był zmęczony?

- 23450 resetów uważasz za początek? - zapytał cicho, tonem wyrażającym oczywistą groźbę. - Masz narąbane we łbie.

Akashi milczał. Aomine pokręcił głową i westchnął, niechętnie podejmując rutynę, od której nie mógł uciec, obaj nie mogli. Jego lewe oko zalśniło błękitem, kiedy aktywował kościany atak, a po jego prawej i lewej stronie zmaterializowały się ogromne paszcze.

- Gotowy?

Świadomość, że mój najlepszy przyjaciel nie żyje sprawia, że zabicie ciebie (nie)staje się łatwiejsze.