A/N: Witam. To moje pierwsze opowiadanie zamieszczone na forum. Już od dłuższego czasu chciałam napisać coś o Sherlocku i Molly i udało mi się. Mam nadzieję, że spodoba Wam się ta historia. Czekam na Wasze opinie. Miłego czytania! :)

Sherlock Holmes pchnął drzwi prowadzące do kostnicy i, poprawiając kołnierz swojego płaszcza, wkroczył z impetem do pomieszczenia odszukując wzrokiem Molly Hooper, która właśnie siedziała przy swoim biurku i wypełniała jakieś dokumenty. Nie zwróciła na niego szczególnej uwagi, albowiem wiedziała po co tutaj przyszedł. Po prostu chciał, by coś dla niego zrobiła bądź chciał z niej szydzić, co ostatnio robił dość często.

To nic, że była na każde jego wezwanie, to nic, że pomogła mu sfingować własną śmierć, to nic, że przez dwa lata okłamywała przyjaciół, ciągle wmawiając im, że ON nie żyje. To się dla niego w ogóle nie liczyło, nie liczyło się dla niego nic, co zrobiła.

– Proszę, proszę... Nie na randce? – Sherlock Holmes spytał ironicznym tonem, przeglądając akt zgonu pani Robinson.

– Ciebie też miło widzieć, Sherlocku – mruknęła niechętna do rozmowy i przysunęła się do mikroskopu.

Jej kolejna randka, setna z kolei, od zerwania zaręczyn z Tomem – który, jak się okazało, był gejem – stała się totalną klapą. Jednak szukanie miłości na portalach randkowych nie było dobrym pomysłem.

– Tak jak przypuszczałem – odparł Sherlock z wyższością, a Molly odsunęła się od mikroskopu i spojrzała na niego. – Znowu gej. – Nie mógł powstrzymać się od drwiacego uśmieszku.

Do Molly właśnie dotarła brutalna prawda o Sherlocku Holmesie. Potrafi być miły, delikatny i spokojny, lecz tylko wtedy kiedy czegoś chce. Jednak ludzie się nie zmieniają, jedynie deklarują puste obietnice.

– Poszłaś na randkę, jak zwykle ubierając się w tę samą czarną sukienkę co zawsze. Ach tak, to była ta sukienka, którą miałaś na Baker Street w Boże Narodzenie... Tak,zupełnie nie podkreślająca twojej figury.

Te słowa ją zraniły, przeniknęły w głąb jej serca, burząc wyimaginowany obraz idealnej przyszłości z Sherlockiem.

– Pomyślmy... nie mieliście wspólnych tematów, ale zapewne rozmawialiście o kotach, w końcu w tej dziedzinie jesteś najlepsza. .

Zacisnęła wargi i powróciła do wypełniania dokumentów. Ręce trzęsły się jej niemiłosiernie, a do tego jego spojrzenie sprawiło, że poczuła się dziwnie.

– Wracając do twojej randki, sądzę, że nie trwała nawet dwudziestu minut. Zwykłe wypicie półwytrawnego wina i wymienienie paru spojrzeń. Później doszliście oboje do wniosku, że to by było na tyle waszej znajomości, ale pozostaniecie w kontakcie. To była bzdura.

Modliła się, by to był już koniec. Przełknęła ślinę i skończyła swoją pracę na dziś. Przetarła zmęczone oczy i spojrzała na niego.

– Skończyłeś? Chcę już iść do domu – odparła spokojnym tonem, jakby nic się nie wydarzyło. Najwidoczniej Sherlock oczekiwał wygranej, oczekiwał innego splotu wydarzeń.

– Dlaczego nie jesteś zła?! Dlaczego nie płaczesz, nie prosisz, żebym przestał, co? Odpowiedz mi – warknął, zbliżając się do niej. W jego oczach malowała się furia i złość, a w jej opanowanie, głęboki smutek i żal.

Zapadła głucha cisza. Molly po kilku sekundach stania w bezruchu chwyciła do ręki swoja starą, wygodną torbę i spojrzała na niego.

– Bo cały czas cię kocham – szepnęła cicho i opuściła kostnicę spokojnym, powolnym krokiem.

Z chwilą opuszczenia kostnicy przez Molly, Sherlock poczuł niemiły ucisk w żołądku. Usiadł na krześle i podparł dłońmi swoją głowę. Ona go kocha... Musiał niezwłocznie porozmawiać z Johnem i Mary. Oni na pewno doradzą mu co ma dalej robić! Przecież nie mógł ciągle wyżywać się na Molly.