Przy czytaniu można puścić sobie ten oto podkład: watch?v=CpnAp-GiUUA
Czas cię użyć.
Na jedną krótką chwilę te trzy słowa stały się sensem mojego istnienia. Wreszcie, po tylu latach, byłem potrzebny, mogłem się przydać. W tamtym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i byłem w stanie zrobić wszystko, by tylko zatrzymać to uczucie. Kazali mi zabijać – zabijałem. Nie ważny był powód, nie musiałem go znać ani tym bardziej rozumieć. Liczyło się tylko to, by zniknęła ta pustka, która tkwiła w moim sercu odkąd tylko byłem w stanie sięgnąć pamięcią. Zniknęła. Przez chwilę w końcu poczułem się pełny. Jednak wtedy zrozumiałem, że znów jestem całkiem sam i me życie znów nie ma żadnego sensu.
Jeśli będziesz żyć dalej, możesz znaleźć coś do zrobienia. Tak jak znalazłeś ten kwiat. Tak jak ja znalazłem ciebie.
Te słowa mnie uratowały. W tamtej jednej chwili stojący przede mną mężczyzna stał się moim Panem, moim Bogiem. Rozjaśnił ciemność, w której tonęło moje serce. Byłem skłonny wkroczyć za Nim choćby w ognie piekielne. Dla Niego mogłem zrobić wszystko. Nie ważne, co by mi rozkazał. A On poprosił tylko, bym poszedł z Nim. Poszedłem, ponieważ wiedziałem, że gdybym został… mój świat znów pogrążyłby się w ciemności.
Razem odkryjemy tajemnicę tego świata.
Razem. Powiedział to w taki sposób, jakbyśmy byli równi. Jakbym był godzien stąpać po ziemi, którą ma pod stopami i oddychać tym samym co On powietrzem. Jakbym naprawdę był potrzebny, potrzebny Jemu. Poczułem się wtedy taki… lekki, szczęśliwy. Wiedziałem, że tylko On jest w stanie mnie zrozumieć i że zawsze będzie mnie kochał całym swoim serce, tak jak ja rozumiałem i kochałem Jego. W to właśnie wierzyłem i byłem pewien, że nie ważne co by się nie stało – ta wiara nigdy się nie zachwieje.
Straciłeś swoją wartość jako „kontener".
Zabolało. Tak, stałem się czymś bezwartościowym, niepotrzebnym. Nie mogłem nawet ruszać swoim bezużytecznym, trawionym chorobą, ciałem. Przypięty do aparatury wydłużającej tylko moje bezsensowne życie, leżący bezczynnie znów poczułem się pusty. Czyż nie miałem razem z Nim poznawać świata? Czyż nie miałem stać przy Nim cokolwiek by się nie działo? Czyż nie miałem być… naczyniem, w które przelałby swą duszę, naczyniem, które gwarantowałoby Mu prawdziwą nieśmiertelność? Ale zawiodłem. Me ciało okazało się równie bezwartościowe jak moja dusza. Moje serce powoli znów zatracało się w ciemności, którą On wcześniej rozjaśnił. Jednak wtedy uświadomiłem sobie, że każdy człowiek rodzi się w jakimś celu. A moim celem było wypełnić Jego ambicje. I znów zobaczyłem światło. I towarzyszyło mi ono aż do końca.
