1. Tobi Potter i dementorzy.

Był deszczowy, ponury dzień, który nasz tajemniczy, czarnowłosy bohater spędzał tak, jak zwykle: ciesząc się wakacjami i knując plan zawładnięcia światem. Ostatnimi czasy stał się zbyt popularny i dla ukrycia się w tłumie – zaczął nosić okrągłą, pomarańczową maskę, zza której wyglądała tylko czarna, rozczochrana czupryna i jedno oko. Prawe, bo w lewym akurat miał zapalenie spojówki i wolał go nie pokazywać, było zbyt czerwone.

Tobi Potter wstał i podszedł do lustra, spoglądając w prawe oko.

- Ojej – westchnął. – Mam chyba jakiś przerzut na źrenicę, jest czerwona…

Niewiele myśląc (trzeba mu to przyznać, był człowiekiem czynu, a nie refleksji) zszedł na parter domu przy Privet Driver numer cztery, znajdujący się w Surrey-Gakure. Spodziewał się zastać tam swoją ciotkę, Ino Dursley, lub wuja, Naruto Dursleya. Ewentualnie przygłupiego kuzyna, Choujiego Dursleya, który wprawdzie raczej mu w tym kłopocie nie pomoże, ale zawsze warto się komuś zwierzyć, prawda?

Nie mylił się, w kuchni siedziała jedna osoba, która w dodatku uwielbiała tam siedzieć. Nie za względu na czystość i kwiatowe dekoracje ciotki Ino, ale na zawartość szafek i lodówki.

- Chouji-senpaiiiii! – krzyknął Tobi, podchodząc do niego prędko.

Chłopak, starszy od niego raptem o kilka miesięcy, niechętnie przerwał jedzenie chipsów.

- No? – zapytał.

- Chouji-senpai, Tobi ma problem!

- No i? – powtórzył. – Tobi, bądź dobrym chłopcem, idź do ciotki.

- Tobi jest dobrym chłopcem – zadeklarował rzewnie i wyszedł, niezwykle pokrzepiony na duchu.

Ciotka Ino pracowała w ogrodzie. Podobno kiedyś zajmowała się kwiaciarnią i stąd te zainteresowania. Gdy tylko zobaczyła Tobiego, podniosła się i poczekała, aż do niej podejdzie.

- Ino-san, Tobi ma problem, oko Tobiego…

- Tobi, bądź dobrym chłopcem i zanieś to do kuchni. – Podała mu koszyk i poprawiła długie, jasne włosy. – Tylko powiedz Choujiemu, żeby tego nie jadł, to trujące.

Tobi poważnie wątpił, czy taki detal powstrzyma jego kuzyna, ale jako że był dobrym chłopcem (gdyby był prowadzony casting na Najlepszego Chłopca, Tobi z pewnością by go wygrał), postanowił przekazać mu słowa ciotki. Gdy wrócił do ogrodu, by powiedzieć jej o swoim problemie, już jej tam nie zastał. Zobaczył natomiast, że do domu wraca wuj Naruto. Trochę go to zdziwiło, bo zwykle miał dużo pracy w swojej firmie produkującej świdrowany makaron do ramenu, ale i tak szybko do niego podbiegł.

- Naruto-san, Tobi ma problem, straszny problem…

- Tobi, spadaj, nie mam czasu, dattebayo. Idź pozawracać d… głowę ciotce. Kumalski?

Tobi zamknął się w sobie, nie miał się komu zwierzyć. Czuł się niezrozumiany, ale przynajmniej nie opuszczał go dobry humor. Postanowił iść na plac zabaw, gdzie były huśtawki. Huśtanie zawsze go uspokajało, przypominało o kołysaniu matki, której nigdy nie miał. Huśtawka go zrozumie.

Wieczorem, gdy już ukoił swe zszargane nerwy, chciał wrócić do domu, jednakże miał wątpliwą przyjemność wpaść na bandę Choujiego, do której należeli jego przyjaciele ze szkoły, Shikamaru, Shino i Kiba. Tobi, jako dobry chłopiec, nie rozumiał, czemu ta czwórka tak lubi dręczyć robaki i psy albo patrzeć bez sensu w chmury. Teraz jednak do nich podszedł, bo liczył na miłą rozmowę, najlepiej o swoim problemie.

- Senpai… - Pomachał Choujiemu.

Cała czwórka rzuciła się do ucieczki, żeby zatrzymać się kilkanaście metrów dalej. Ku zdziwieniu Tobiego – stali tam jak zmrożeni niewidzialnym chłodem.

I wtedy Tobi też to poczuł, ale inaczej.

Bo Tobi czuje inaczej.

Bo Tobi w ogóle jest inny.

I zapewne miał z tym coś wspólnego fakt, że Tobi Potter był, jest i będzie czarodziejem.

- Nie martw się, senpai! – krzyknął. – Tobi już biegnie!

Pospiesznie ruszył w ich kierunku, wyciągając różdżkę ukrytą w kieszeni. Wiedział, co trzeba robić w razie ataku dementorów.

- PATRONUS NO JUTSU! – ryknął i z końca jego różdżki wydobył się srebrny dym, który przybrał kształt dziewięcioogoniastego lisa, który natarł na wysokie i cokolwiek niematerialne postaci, odganiając je przy tym.

Dumny z siebie Tobi podbiegł do kuzyna:

- Tobi jest dobrym chłopcem, Tobi uratował senpaia!

Ale Chouji nie odpowiedział. Przez chwile Tobi myślał, że może nie żyje i zrobiło mu się bardzo przykro. Potem postanowił sprawdzić, czy kuzyn jest jeszcze na tym padole łez.

- Senpai – powiedział – jeśli nie żyjesz, to się nie odzywaj.

Policzył do dziesięciu i dopiero wtedy pojął grozę tej chwili. Chouji milczał, więc ruchy jego klatki piersiowej nie mogły być oddechem (przecież nie okłamałby Tobiego), to musiały być skurcze pośmiertne! Tobi uznał, że ciotka i wuj chcieliby pożegnać się z synem (a przynajmniej jego ciałem), więc jak przystało na dobrego chłopca – wziął Choujiego na plecy i ruszył w stronę domu. Kuzyn miał coraz więcej skurczów pośmiertnych, także w nogach i rękach. W końcu jeden taki skurcz zacisnął się na szyi Tobiego, a dokładniej – lewa ręka kuzyna, który w pośmiertnym skurczu ust, przepony i strun głosowych powiedział:

- Baka.

Było to najczulsze słowo, jakie Tobi mógł od niego usłyszeć; wzruszenie odebrało mu mowę. Nawet po śmierci jego kuzyn o nim myśli!