1. Gość w dom, alkohol do szklanki...
Vanessa siedziała na ławce przed swoim domem. Słońce ogrzewało jej orzechową skórę i czarne, kręcone włosy, które starała się zapleść w dwa długie warkocze. Nuciła pod nosem nikomu nie znaną piosenkę i wymachiwała nogami w powietrzu.
Vanessa mieszkała tuż na obrzeżu Hobbitonu. Tam gdzie kończyły się okrągłe domki niziołków, stał jej dom. Zbudowany z drewna i kamienia, o czerwonym dachu i zielonych ramach okien. Nie był to dostojny dom pełen przepychu, lecz nie można było go nazwać wiejską chatą. Dom Vanessy był niczym las. Można powiedzieć że wewnątrz miała więcej różnorodnych roślin niż w ogrodzie. W wejściu witały podwieszane na suficie paprocie o długich, jasnozielonych liściach. W każdym kącie stał kwiat, drzewo lub krzew.
Oprócz roślin dom Vanessy był pełen książek. Stały ułożone alfabetycznie na półkach i regałach. Na stole piętrzyły się niedawno czytane, zostawiając skrawki miejsca na półmiski z jedzeniem i zestaw porcelany.
Wszystkie książki były opatrzone własnymi zakładkami, wykonanymi ręcznie przez właścicielkę. Każda książka nosiła ślady użytku, dając do zrozumienia, że były czytane więcej niż jeden raz. Tematyka sięgała od wyrobu tkanin wedle tradycji Gondoru, przez życie codzienne Hobbitów (najczęściej czytana), aż po taktyki wojenne starożytnych plemion goblinów.
Patrząc na wystrój domu, można by pomyśleć, że mieszka tu stary mędrzec lub czarodziej pałający się opieką nad roślinami. Jedynie damskie koszule i bordowa spódnica rozrzucone niedbale po podłodze, wskazywały na kobiecą obecność.
Na zewnątrz Vanessa zdążyła już wyśpiewać wszystkie znane jej pieśni i zapleść każdy kosmyk włosów w dwa misterne warkocze biegnące od czubka głowy w tył i opadające na ramiona. Wystawiła piegowatą twarz do słońca.
Vanessa niedawno skończyła 20 lat. Była więc to młoda kobieta o niskim wzroście i smukłej budowie. Jej drobne ciało zdobiły piegi i liczne blizny - pamiątki dawnego, wędrownego trybu życia. Jednak to nie jej sylwetka budziła największe poruszenie. Wyjątkową uwagę przykuwały zimne, szare oczy kobiety, tworzące niezwykły kontrast dla reszty twarzy.
Vanessa nie była piękna. Przynajmniej nie w konwencjonalny sposób. Jej wygląd nie stanowił nieskazitelnego wzoru, niczym elfickie kobiety. Była mozaiką kolorów i kształtów, które tworzyły obraz pełen młodego wigoru.
Kamienną drogą pośród traw i śpiewu ptaków szedł szary jegomość. W spiczastym kapeluszu i laską w dłoni przemykał przez Hobbiton. Żaden z niziołków go nie zauważył, gdyż jegomość nie chciał być zauważony. A gdy czegoś nie chciał, świat spełniał jego zachcianki.
Droga z Hobbitonu wiła się i wiła. W oddali szumiał strumyk, słońce grzało niemiłosiernie a wszystkie stworzenia i stworzonka w trawie i powietrzu buczały i szumiały. Szary jegomość minął ostatni okrągły domek, jednak nie zatrzymał się. W oddali widać było kamienny murek obrośnięty bluszczem. Idąc dalej, z traw wyłonił się mały domek o czerwonym dachu i zielonych ramach okien. Przed domkiem, na ławce siedziała ludzka dziewczyna, wystawiając twarz do słońca i bawiąc się końcówką warkocza.
Szary jegomość otworzył bezdźwięcznie drewnianą furtkę i stanął nad dziewczyną, rzucając cień na jej piegowatą twarz.
Dziewczyna otworzyła jedno oko i zerknęła na niego marszcząc twarz. Po chwili otworzyła drugie oko i jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
- Gandalf! - zawołała, wstając tak gwałtownie, że czarodziej musiał odskoczyć. - Nie widziałam cię chyba od pół wieku!
Gandalf Szary rozpromieniał widząc reakcję dziewczyny i rozłożył ręce zapraszając do uścisku. Vanessa bez wahania objęła czarodzieja i ścisnęła mocno, jakby bała się, że zniknie gdy tylko go puści. Starzec poklepał ją po plecach i uśmiechnął, gdy odsunęła się na tyle by na niego spojrzeć.
- Miło cię znów widzieć Vanesso - powiedział - Minęło dokładnie 5 lat od naszego ostatniego spotkania, jeśli mnie pamięć nie zawodzi.
- Nie był by to pierwszy raz - zażartowała dziewczyna, po czym wskazała by czarodziej wszedł za nią do domu.
Wewnątrz przywitał ich lekki chłód i zapach jaśminu. Gandalf rozejrzał się po pokoju i pokręcił głową z rezygnacją.
- Całkowicie zarosłaś to miejsce. - stwierdził, prawie strącając jedną z wiszących paproci - Czego tu masz więcej, roślin, czy książek?
- Książek - odparła bez wzruszenia Vanessa - około 420, natomiast roślin mam równe 69. Wszystkie oczywiście nazwane.
- Książki? - zapytał Gandalf z uśmiechem, zajmując miejsce przy stole wskazane przez dziewczynę.
- Nie - parsknęła dziewczyna - rośliny. Na przykład przed chwilą prawie zmasakrowałeś Calibana. - wskazała na paproć tuż przy wyjściu, która miała spotkanie z głową Gandalfa.
Czarodziej wzruszył ramionami. Vanessa postawiła przed nim szklankę i nalała bursztynowego płynu z karafki.
- Nie za wcześnie na alkohol? - zapytał czarodziej z błyskiem rozbawienia w oku
Vanessa zajęła miejsce na przeciwko starca i nalała sobie trunku do drewnianego kufla.
- Doskonale wiem, że nie odmówisz trochę brandy. - to mówiąc skinęła głową w jego stronę i wypiła pół kufla jednym haustem.
Gandalf odwzajemnił skinienie i pochłonął zawartość swojej szklanki w całości.
- Więc, stary przyjacielu - zaczęła Vanessa, odchylając się w swoim krześle - Co cię sprowadza w te strony po tylu latach?
Gandalf nie spieszył się z odpowiedzią. Również odchylił się w krześle i przez chwilę wyglądał na mocno zamyślonego.
- Szukam kogoś zainteresowanego pewnym przedsięwzięciem - zaczął ostrożnie, wypatrując reakcji dziewczyny
Vanessa pochyliła się nad stołem i oparła łokcie na blacie.
- A jakież to przedsięwzięcie? - spytała przekrzywiając głowę.
Gandalf wziął głęboki wdech i również pochyli się nad stołem
- Szykuje się ekspedycja, moja droga - poinformował dziewczynę - Szukam kogoś o pojemnej głowie i umiejętnościach potrzebnych do przetrwania w dziczy. Kogoś kto nie boi się podejmować trudnych decyzji i jest w stanie sprostać niemałym wyzwaniom.
Vanessa westchnęła, odchylając się z powrotem.
- Gandalfie przejdź do rzeczy.
Czarodziej oparł ramię o stół i spojrzał poważnie na dziewczynę.
- Grupa krasnoludów planuje odzyskać ich prawowity dom. Chcą zorganizować wyprawę do Samotnej Góry.
Twarz Vanessy momentalnie spoważniała. Skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową.
- Vanesso, potrzebuję kogoś takiego jak ty. - powiedział Gandalf, zanim zdołała odmówić - Jesteś jedną z nielicznych osób, które potrafią zachować trzeźwy umysł w sytuacjach bez wyjścia. Z odrobiną szczęścia staniesz się ogniwem łączącym całą kompanię.
Vanessa zaśmiała się pustym śmiechem.
- Trzeżwy umysł? Gandalfie czy ty mnie w ogóle znasz? - zmarszczyła brwi - Poza tym nawet gdybym zgodziła się na wzięcie udział w tej rzekomej "ekspedycji"... Gandalfie - jej twarz przybrała całkiem nowy wyraz, pełen żalu i obawy - Wiesz, że nie mogę tam wrócić. Nie proś mnie o to.
Gandalf sięgnął nad stołem i dotknął ramienia dziewczyny.
- Vanesso uciekałaś przez całe swoje życie. - powiedział łagodnym głosem - Czas zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów i stworzyć na nich fundamenty nowego życia.
- A myślisz, że co ja tu robię?!
Vanessa wstała gwałtownie podchodząc do okna. Zacisnęła szczękę i wyjrzała na pustą drogę przed domem.
- To nazywasz nowym życiem? - Gandalf również wstał, jednak nie podszedł do dziewczyny - Siedzisz w tu, z dala od ludzi, otoczona książkami i zieleniną. Jesteś na to za młoda. Całe życie czeka na ciebie, wystarczy tylko po nie sięgnąć.
- Vanessa, którą znałem nigdy nie zaszyłaby się gdzieś jak wystraszony królik w norze i patrzyła na życie zza ram okna. - głos mu się podniósł, chociaż nie stracił swojej łagodności - Vanessa, którą znałem chwyciłaby szansę, byle tylko wyrwać się gdzieś na chwilę.
Widząc, że nie uzyska odpowiedzi od dziewczyny westchnął ciężko i chwycił swoją laskę opartą o ścianę.
- Przestań patrzeć obojętnie na świat przed tobą - powiedział na odchodne - Spotkanie odbędzie się dziś wieczorem w domu Bilbo Bagginsa. Bagg End, Shire.
Rzucając ostatnie spojrzenie na dziewczynę przy oknie, otworzył drzwi i wyszedł na słońce, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
(A/N)
Okej pierwszy rozdział za nami, w następnym oczywiście spotykamy krasnoludy i Bilba i wszystko zaczyna się ruszać... Dosłownie.
Dzięki za czytanie, love y'all!
