Kap. Kap.
Deszcz uderza o dach siedziby Zwiadowców. Choć mury zamku są grube, to ulewę słychać doskonale. Kapral Levi pochyla się nad papierami.
Błysk. Błysk.
Zza okien widać światło błyskawic. Drzewa szumią – las jest niespokojny. Płomyk świecy drga delikatnie.
Bum. Bum.
Gdzieś tam słychać grzmoty. Są daleko, ale i tak ogłuszają. Sprawiają, że wszystko w pomieszczeniu podryguje. Kapral Levi marszczy brew, gdy przypadkowo w raporcie stawia kleksa.
Rrrr. Rrrr.
Gdzieś blisko albo daleko ryczą tytani. Kapral Levi siedzi sam w siedzibie Zwiadowców.
