Ćwiczenie opisu. Niekanoniczne – Yugo urósł normalnie (ma szesnaście lat). Poziom słodkości – wysoki. Zawiera Chibiego!
Pierwsze promienie słońca wydobyły z mroku wygiętą w tańcu linię pleców dziewczyny. Jej długie włosy białą falą spływały do bioder, gdzie kilka nastroszonych kresek przechodziło w fałdy sukni. Smukłą sylwetkę naszkicowano kilkoma pociągnięciami piórka na karcie papieru, przypiętej do ściany. Jednym rogiem rysunek zachodził na pożółkłą już trochę kartkę z niewprawnie nakreślonym planem jakiegoś budynku. Niektóre pokoje opisano, dwoma różnymi charakterami pisma, uwagami w rodzaju „tu znaleźliśmy potrzaskany zaap", „podwyższenie – po co?" albo „uwaga, dziura". Inne szkice, rozwieszone dookoła, przedstawiały rozmaite detale architektury. Najstarsze zdradzały jeszcze niewyrobioną rękę – kariatyda zasłaniała je częściowo.
Pod galerią rysunków stało łóżko, a z niego zwisał bezładny kłąb pościeli, jakby zmięto ją w kulę razem ze śpiącym. Dość spora stopa wyglądała z tej plątaniny, zawieszona tuż nad podłogą i rzuconym niedbale na klepki niebieskim workiem z chwostem na końcu. Uważny obserwator mógłby zauważyć podobieństwo między nim, a dziwną fryzurą narysowanej dziewczyny.
Po drugiej stronie pokoiku stało drugie łóżko, identyczne i identycznie rozrzucone, choć ścianę nad nim zajmowały nie rysunki, a półki, zastawione zbiorem niebieskich i białych kamieni, kawałków zmatowiałego szkła i niezliczonych pudełeczek. Z zajmującego je kłębu pościeli wystawały za to dwa tępo zakończone patyczki – nie patyczki, każdy z jednym odgałęzieniem. Pod łóżkiem leżał przewrócony chlebak. Spod jego klapy wystawał gruby zwój papierów, zaplątany w parciany pasek.
Dwa łóżka stały w równych odległościach od drewnianych drzwi, nad którymi, na małej żerdce, pochrapywał cicho żółciutki pompon tofu.
Drzwi uchyliły się z ledwo słyszalnym jękiem. Małe stópki zakląskały o klepki.
- Hurra!
Sprężyny zaprotestowały głośno, a spod skłębionej kołdry i podskakującego na niej dziecka w brązowym ubranku zawtórował im kwik, trochę stłumiony przez parę warstw tkaniny i pierza.
- Urodziny! Hurra! - chłopczyk podskoczył jeszcze parę razy, zanim właściciel łóżka zdołał wyplątać ręce i złapać go w powietrzu.
- Chibi! - powiedział, sadzając malca obok siebie pod ścianą.
- Urodziny! - powtórzył chłopczyk dumnie. Starszy brat potargał mu platynową grzywkę, poprawił przekrzywioną brązową czapkę, zwisającą aż do bioder i zakończoną chwostem.
- Tak, masz już cztery lata – przyznał. - Mogę się ubrać?
Chłopczyk, roześmiany od ucha do ucha, przewrócił się na brzuch, sięgnął obiema rączkami przez krawędź łóżka i położył bratu płasko na głowie jego czapkę, niebieską.
- Hej, dziękuję.
Strzepnął czapkę i wcisnął ją porządnie na płowe włosy, zanim zerknął na drugie łóżko.
- Adamai jeszcze śpi?
Chibi pokiwał energicznie głową, a jego brat uśmiechnął się chytrze.
- O tej porze? W taki ważny dzień?
Zanim wyplątał nogi z kołdry i poszwy, Chibi już wskoczył na drugą kołdrę, która wbrew zwyczajom swego rodu stęknęła, szarpnęła się i chwyciła dziecko w pikowane objęcia.
- Na gacie Enutrofa – warknęła – Chibi!
Chłopczyk roześmiał się, zachwycony.
- No, wiesz, Ad? Czego ty go uczysz? - zaśmiał się starszy z chłopców.
- Sam go na mnie napuściłeś, Yugo – Adamai jednym rzutem wydobył głowę spod kołdry. Zamigotały białe łuski. Wielkie oczy w niebieskiej oprawie zacisnęły się, olśnione porannym słońcem.
Yugo wygramolił się z pościeli i przeciągnął. Pod nocną koszulą ładnie rysowały się mocne barki i mięśnie wyrobione podczas wielu wspinaczek. Chłopak podszedł do stojącej w rogu pokoju szafy i zaczął w niej grzebać.
Adamai, który nie osiągnął jeszcze wieku, kiedy smoki nabierają wdzięku, pchnął Chibiego na łóżko, zanim sam przewalił się przez krawędź, ściągając na podłogę połowę pościeli. Chibi zaklaskał w rączki.
- Hurra!
- Nauczyć dzieciaka nowego słowa – warknął Adamai, wyplątując ogon. Chłopczyk pochylił się i puknął go w ramię, a smok przewrócił oczami. Kucnął.
- No, chodź.
- Łi! - Chibi wskoczył mu na plecy tak entuzjastycznie, że aż się zatoczył.
- Uch, ale ty jesteś ciężki.
Bluza, którą Yugo wciągał właśnie przez głowę, stłumiła trochę śmiech.
- Tata karmi go już pełne cztery lata – powiedział. – Nic dziwnego, że urósł.
Adamai lekkim podrzutem poprawił sobie ciężar, wzbudzając wybuch perlistego śmiechu.
- Zaraz, zaraz. A gdzie drugi ancymonek?
- Na gacie Enutrofa! - zadudnił bas Aliberta z drugiej strony korytarza, aż Az otrząsnął się i sfrunął z żerdki. Yugo i Adamai spojrzeli po sobie i ryknęli śmiechem.
