Pierwszego września jak co roku na peronie dziewięć i trzy czwarte panował niewyobrażalny harmider. Dzieci biegały po peronie, rodzice głośno nawoływali swe pociechy, sowy oraz koty obijały się o pręty swych klatek wydając z siebie nie stworzone odgłosy. Jedenestoletnia dziewczynka szła powoli brzegiem peronu wraz ze swymi rodzicami. Jej ojciec wsiadł z nią do pociągu i włożył walizkę na półkę bagażową. Po czym wyszli na peron, aby się pożegnać. Ucałowała matkę i ojca, nie oglądając się wsiadła do pociągu. W jej przedziale siedziała już piątka osób. Dziewczynka usiadła na miejscu przy oknie i odezwała się do towarzyszy podróży.

- Czy wasze matki też tak okropnie histeryzowały?

- Tak.. u mnie tak zawsze jest.- odparł blondyn siedzący na przeciwko niej.

Reszta dzieci skinęła głowami potakująco. Drzwi przedziału otworzyły się i stanęła w nich Millicenta Bulstrode.

- No wreszcie… Nie mogłam was znaleźć!

- No, ale znalazłaś, a my już mieliśmy nadzieję…

- Nie bądź złośliwa Ann. - powiedział Draco

- Ale ja nie jestem złośliwa. Tylko żartowałam.

- Nie zaczyna się zdania od ale,Ann, znamy doskonale te twoje żarciki. - odparła dziewczynka spod okna.

- Agnes, Agnes, Agnes ty je znasz na pewno w końcu jesteś dla mnie jak siostra.

- Dobra, dobra koniec tej bezsensownej dyskusji. Zajmijmy się czymś produktywnym. - powiedział czarnoskóry chłopak.

- Popieram Blaise'a- krzyknął wysoki brunet.

Millicenta zajęła jedno z wolnych miejsc.

- To co? Eksplodujący dureń? - zaproponował Draco

- Ok

- Super

- Dla mnie bomba.

Gra toczyła się, aż do zmierzchu. Nagle Ann przerwała grę i zapatrzyła się za okno.

- Ann co się dzieje?

- Nic Agnes, poprostu boję się trochę.

- Nie martw się za dwie godziny będzie po wszystkim.

- Jeśli nie trafię do Slytherinu?

- Na pewno trafisz. Twój ród od pokoleń zamieszkuje ten dom. Czemu miałabyś odbiegać od normy?

Agnes miała rację. Ann Crowley trafiła do Slytherinu, tak jak i Draco Malfoy, Zabini Blaise i Millicenta Bulstrode. Z całej paczki przyjaciół do przydziału została tylko Agnes. Z każdym nazwiskiem w jej żołądku zaciskał się coraz większy supeł. W końcu to nastąpiło. McGonagall ją wyczytała.

- Snowwood Agnes!

Dziewczynka wyszła czując się coraz gorzej. Supeł w jej żołądku zaciskał się coraz bardziej. Powoli siadła na stołku, a McGonagall założyła tiarę na jej głowę.

- Hmm. Gdzie by cię tu przydzielić. Nie masz w sobie cech puchonów, to pewne. Jesteś odważna,a le nie ślepa jak gryfoni, więc dom lwa odpada. Jesteś inteligentna i posiadasz pociąg do wiedzy. Są też w tobie cechy ślizgońskie. No cóż, to wybory świadczą o człowieku. Wybieraj Revenclaw czy Slytherin?

- Slytherin.

- Jesteś pewna?

- Tak.

- Dobrze, to twój wybór. Mam nadzieję, że nie będziesz go żałować.

- Nie będę.

- SLYTHERIN!

Agnes wyjątkowo zadowolona z siebie zeszła ze stołka odłożyła na niego tiarę i w miarę spokojnym krokiem ruszyła do stołu ślizgonów. Usiadła obok towarzysza z pociągu jej przyjaciela Charlesa Tallisa ucznia czwartego roku.

- Charlie pokaż mi tego naszego sławetnego opiekuna, o którym tyle opowiadałeś w pociągu. - powiedziała.

- Ness widzisz tego gościa w turbanie? Obok niego siedzi mężczyzna cały ubrany na czarno, to właśnie Severus Snape.