Oddaję Wam moje pierwsze wieloodcinkowe opowiadanie, jakie napisałam. Powstało w 2005 roku, kiedy nie miałam jeszcze pojęcia, w jaki sposób zakończy się cykl "Harrego Pottera". Pisałam świeżo po lekturze " Księcia Półkrwii". W opowiadaniu rządzi paring Lucjusz/Hermiona, jednakże nie jest to "paring" w dosłownym tego słowa znaczeniu. Kto spodziewa się słodkiego romansu, ten się srogo zawiedzie. Opowiadanie zawiera sceny tortur, molestowania psychicznego oraz wykorzystywania seksualnego, dlatego osobom bardzo młodym i wrażliwym radzę nie czytać.


Koniec Dzieciństwa


Rozdział 1.

Hermiona nigdy by nie pomyślała, że zwykła wizyta w sklepie może być aż tak denerwującą sprawą. Ze względu na zagrożenie, które niosła za sobą wojna z Voldemortem, rodzice postawili sobie za punkt honoru uważać na nią tak samo jak wtedy, gdy miała pięć lat.

Choć tak naprawdę to bardziej ona pilnowała ich. Drżała na myśl o tym, że mogłoby ich spotkać to samo, co przytrafiało się ostatnio innym. W razie ataku Śmierciożerców byliby bezbronni jak dzieci. Prorok Codzienny rozpisywał się na temat ''polowań'' na mugoli, które urządzali sobie zwolennicy Czarnego Pana. Swoje ofiary porzucali, najczęściej martwe i okrutnie okaleczone w publicznych miejscach: w parkach, na stadionach i dziedzińcach szkół. Ministerstwu Magii coraz trudniej było tuszować te zabójstwa. Pojawiały się głosy za tym, aby czarodzieje i mugole współpracowali, by razem pokonać Voldemorta. Jednak realizacja tego pomysłu nadal leżała w świecie marzeń, a śmierciożercy grasowali dalej. W tym całym wojennym zamęcie, Grangerowie starali się żyć tak jak zawsze. Jednak świadomość, że każda osoba pukająca do drzwi może być potencjalnym wrogiem, była wyczerpująca psychicznie dla nich wszystkich.

Hermiona stała z rodzicami na parkingu i pomagała pakować zakupy do ich samochodu, stojącego przed supermarketem. Dziewczyna ukradkiem lewitowała torby z zakupami w taki sposób, by wyglądało to jakby pani Granger sama wkładała je do samochodu. Matka uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo, puszczając oczko.

- Dziękuję, córeczko, wcale nie musiałaś tego robić.

- Ale mamo... Jestem czarownicą, to właśnie należy do moich umiejętności.

Pan Granger uśmiechnął się krzywo, spoglądając na córkę.

- Czasami wolałbym, abyś była taka jak dawniej. Przynajmniej… - urwał nagle. Jego żona spiorunowała go wzrokiem.

- Doprawdy? To nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy! Jedźmy do domu, robi się ciemno…

Hermiona rozejrzała się wokół. Rzeczywiście, od dawna powinni być w domu. Kiedy już uporali się z zakupami, wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę powrotną.

Dziewczyna westchnęła, kładąc głowę na oparciu siedzenia. Kochała swoich rodziców i tęskniła za nimi, kiedy wyjeżdżała do szkoły, ale chciałaby, żeby w pełni zaakceptowali fakt, że jest czarownicą. Oczywiście na samym początku, kiedy dostała sowę z Hogwartu, byli pełni entuzjazmu, tak jak ona sama. Jednak z czasem ich zapał minął, gdy zobaczyli, jak córka coraz bardziej się od nich oddala. A w świetle ostatnich wydarzeń, kiedy Voldemort powrócił, aby siać zniszczenie, ich niechęć do czarodziejskiego świata jeszcze wzrosła. Sytuację dodatkowo pogarszał fakt, że najlepszy przyjaciel Hermiony, Harry, stanowi główny cel Sam-Wiesz-Kogo.

I na dodatek śmierć Dumbledore'a. Póki żył, szkoła wydawała się być miejscem bezpiecznym, choć nawet wtedy dochodziło w niej do różnych niebezpiecznych sytuacji. Jednak teraz przyszłość tego miejsca rysowała się w wyjątkowo ciemnych barwach. Dziewczyna bała się, że rodzice będą przeciwni jej dalszej nauce w Hogwarcie i wolała nie myśleć, jak zareagują, gdy dowiedzą się, że oboje wraz z Ronem przyrzekli towarzyszyć Harry'emu w misji odnalezienia pozostałych Horkruksów Czarnego Pana.

Horkruksy, Inferiusy, Śmierciożercy… Zmarszczyła brwi z obawą, kiedy przypomniała sobie list od Harry'ego, który dostała kilka dni temu. Napisał w nim o ucieczce Lucjusza Malfoya i reszty śmierciożerców z Azkabanu. Ministerstwo wymusiło na Proroku Codziennym, aby nie umieszczał tej informacji na łamach gazety, by zapewne ukryć przed opinią publiczną swoją kolejną porażkę.

Hermiona zastanawiała się często, co się z nimi wszystkimi teraz dzieje.

Ze Snape'em, Draconem i jego ojcem. Przypomniała sobie wyczyny Lucjusza Malfoya kilka lat temu na Mistrzostwach Świata. Z tego, co Harry usłyszał tej feralnej nocy, kiedy Voldemort narodził się na nowo wynikało, że Lucjusz uwielbiał torturowanie mugoli. Na samą myśl o tym przechodził ją zimny dreszcz.

Przez lata ukrywała przed swoimi przyjaciółmi, że jej bogin ma twarz ojca Dracona. To dlatego Obrona Przed Czarną Magią była jedynym przedmiotem, z którego miała Powyżej Oczekiwań, a nie Wybitny. ęłęóPamiętała doskonale swoje przerażenie, kiedy podczas egzaminu końcowego na trzecim roku jej bogin przybrał postać Lucjusza Malfoya. Nie potrafiła wtedy poradzić sobie ze swoim strachem. Nie umiała wyobrazić sobie tego człowieka w jakiejś śmiesznej sytuacji. Uciekła, a swoim przyjaciołom powiedziała pierwszą rzecz, jaka jej przyszła do głowy. Skłamała, że zobaczyła profesor McGonagall. Nie chciała żeby Harry i Ron dowiedzieli się, czego tak naprawdę się boi. Chociaż właściwie przerażał ją nie tyle jego wygląd, co chłód emocjonalny i brak jakichkolwiek skrupułów. Najbardziej jednak bała się tego, co sobą reprezentował.

Dla niej był symbolem nienawiści, o którą toczyła się wojna.

Hermiona wyczuwała zagrożenie bijące od tej postaci i wcale jej się to nie podobało.

Jej myśli zostały brutalnie przerwane, gdy samochód gwałtownie zahamował.

Dziewczyna z cichym okrzykiem poleciała do przodu, uderzając się boleśnie w głowę.

- Co się stało? Tato? - zapytała, masując ręką rosnącego na czole guza.

- Wydawało mi się, że coś uderzyło w maskę... - Pan Granger wyciągał szyję, próbując dojrzeć cokolwiek w ciemności przed sobą. Zaniepokojona matka Hermiony otworzyła drzwi samochodu.

- Mam nadzieję, że nie przejechałeś żadnego biednego psa, George. Na litość boską... - Rozejrzała się wokół. - ...znowu wyłączyli światło w całej dzielnicy…

Hermionę tknęło nagle złe przeczucie. Coś było nie w porządku. Nagle zrobiło się zimno, mimo że był przecież środek lata. Pan Granger wysiadł w ślad za żoną i obszedł samochód dookoła. Nigdzie nie było najmniejszego śladu potrąconego zwierzęcia ani tym bardziej człowieka.

- Nie mam pojęcia, co to mogło być… - powiedział.

- Mamo… Tato… - Hermiona oddychała szybko, ściskając w ręku różdżkę. - Natychmiast wracajcie do samochodu! - krzyknęła. - To dementorzy!

W ostrym świetle reflektorów samochodowych zobaczyła dobrze jej znane, wstrętne stwory, przemykające szybko w ich kierunku. Jej rodzice stali jak wryci w ziemię, rozglądając się niepewnie. Byli mugolami, nie mogli więc ich zobaczyć. Hermiona wyskoczyła z samochodu.

- Expecto Patronum! - krzyknęła, celując różdżką w upiorne sylwetki. Z jej końca wypłynęła srebrna mgiełka, formując się szybko w wydrę, która ruszyła w stronę dementorów. Gdzieś obok Hermiona słyszała szloch swojej matki i przerażone jęki ojca. Napastnicy zniknęli, a patronus wraz z nimi rozpłynął się w powietrzu.

Powoli, bardzo powoli, dziewczyna opuściła różdżkę. Odwróciła się, by zobaczyć czy jej rodzicom nic się nie stało, kiedy usłyszała:

- Expelliarmus! - Siła zaklęcia rzuciła ją na samochód. Jej matka krzyknęła przeraźliwie, kiedy Hermiona powoli osuwała się na ziemię. Ostatnim, co zapamiętała, była czarna, zakapturzona sylwetka szybkim krokiem zmierzająca w ich stronę.

Ocknęła się, czując ból w całym ciele. Przez chwilę zastanawiała się, dlaczego tak strasznie bolą ją plecy. Otworzyła oczy, próbując dojrzeć cokolwiek w ciemnościach. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do panującego dookoła mroku, zobaczyła, że leży na wąskim łóżku w jakimś małym, śmierdzącym stęchlizną pomieszczeniu. Niedostatek światła spowodowany był brakiem okien. Usiadła powoli, podpierając się łokciami i krzywiąc się z bólu. Kiedy jej zamroczony umysł doszedł wreszcie do siebie i przypomniała sobie ostatnie wydarzenia, zalała ją fala strachu. Co się stało z jej rodzicami? Gdzie ona właściwie jest? Ostatnim, co zapamiętała, był mężczyzna w czarnym kapturze zmierzający w jej stronę.

Kim był? Dlaczego ją tutaj zabrał?

Powoli wstała z łóżka. Podeszła do drzwi i złapała za klamkę, próbując je otworzyć, ale, tak jak się spodziewała, były zamknięte. Puściła klamkę, skupiając myśli na trawniku za domem i okręciła się w miejscu, próbując deportacji. Nic z tego. To pomieszczenie musiało być zabezpieczone zaklęciami antyteleportacyjnymi. Hermiona oddychała głęboko, starając się nie wpadać w panikę. Drżącymi ze zdenerwowania dłońmi przeszukała własne kieszenie. Oczywiście, zabrali jej różdżkę. Jakie mają zamiary? Hermiona nie chciała myśleć o tym, że jej rodziców mogło spotkać to samo, co innych napadniętych mugoli. Usiadła z powrotem na łóżku, próbując spokojnie zastanowić się nad swoim kolejnym posunięciem. Jednak, jak na razie nie widziała żadnej możliwości wydostania się z tej ciemnicy. Siedziała w milczeniu, co chwila zerkając ze zdenerwowaniem na drzwi. Po jakimś czasie odniosła wrażenie, że słyszy kroki. Tak, najwyraźniej ktoś zmierzał w jej kierunku. Wstała, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w drzwi, które po chwili otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Do środka wszedł młody mężczyzna.

- Lumos! - powiedział, zalewając pomieszczenie błękitnym światłem.

Hermiona spojrzała na niego ze strachem, lecz kiedy z cienia wyłoniła się postać drugiego mężczyzny, zbladła. Stał przed nią nie kto inny, tylko Lucjusz Malfoy. Dziewczyna jęknęła przerażona.

Młodszy z mężczyzn przyjrzał się jej z przyjemnością, po czym zerknął na swojego towarzysza. Blondwłosy czarodziej uśmiechnął się chytrze.

- Kogo my tu mamy… - w jego głosie brzmiał triumf. - No, no, no, Connery, tym razem nieźle się spisałeś.

- Znasz ją? - Mężczyzna obserwował Malfoya ze zdziwieniem. Nie spodziewał się aż takiej reakcji na tę szlamę.

- Czy ją znam? - Lucjusz roześmiał się nieprzyjemnie. - Oczywiście, że ją znam.

Podszedł bliżej do wystraszonej dziewczyny, która cofnęła się, instynktownie przybierając pozę obronną.

- Nigdy bym nie pomyślał, że tak ucieszy mnie twój widok. - Uśmiechnął się zimno, a jego oczy przybrały twardy wyraz.

Hermiona spojrzała na niego ze strachem, po czym przeniosła wzrok na Connery'ego, który wprost pożerał ją wzrokiem. Skrzywiła się z niechęcią na ten widok.

- Co zrobiłeś z moimi rodzicami? - zapytała go, zaciskając mocno pięści, obawiając się jego odpowiedzi.

Chłopak prychnął pod nosem, wyprostował się i przywołał na twarz grymas charakterystyczny raczej dla Lucjusza. Wyglądał przy tym tak żałośnie, że gdyby nie przerażenie, Hermiona parsknęłaby śmiechem.

- Z tymi mugolami? - powiedział lekceważącym tonem. - Musiałem ich trochę uciszyć, żeby nie wrzeszczeli, kiedy porywałem ich ukochaną córeczkę - uśmiechnął się do Malfoya, lecz on nawet tego nie zauważył, pochłonięty obserwowaniem Hermiony.

Dziewczyna pobladła jeszcze bardziej i bezwiednie sięgnęła dłonią do miejsca, w którym zawsze trzymała różdżkę.

- Tego szukasz, szlamo? - Connery trzymał ją w ręku. - Chyba nie myślałaś, że ci ją zostawię, takiej parszywej, małej, mugolskiej… - nie dokończył, bo Hermiona rzuciła się w jego kierunku, chcąc odebrać mu swoją własność. Dopadła do niego i już myślała, że jej się uda, kiedy poczuła, jak jakaś siła odrywa ją od Connery'ego. Malfoy pchnął ją z powrotem na ścianę, przy której stała uprzednio i wycelował w nią swoją różdżkę. Nie spuszczając z niej wzroku, drugą rękę wyciągnął w kierunku chłopaka.

- Daj mi to - wycedził.

Connery szybko wsunął mu w dłoń różdżkę Hermiony. Lucjusz uniósł ją na wysokość oczu dziewczyny.

- Nigdy nie powinnaś była jej dostać. Nie jesteś jej godna, mugolko - powiedział cicho, po czym ścisnął ją mocno, łamiąc na pół. Pękła w jego dłoni z suchym trzaskiem. Hermiona krzyknęła cicho na ten widok, patrząc bezsilnie, jak Lucjusz odrzuca resztki zniszczonej różdżki w kąt. Connery zbliżył się do niej, dysząc ze złości.

- A teraz popamiętasz mnie, ty… - Lucjusz przerwał mu, łapiąc go za ramię.

- Może później się z nią policzysz, Connery. Teraz powiedz mi…Czy prócz mnie ktoś jeszcze wie, że ona tu jest? - W oczach Lucjusza pojawił się złowieszczy błysk.

- Nie - odpowiedział Connery. - Jesteś jedyną osobą, którą powiadomiłem o… - urwał nagle, zauważając dziwny wyraz oczu Malfoya.

Lucjusz wpatrywał się w niego wyniosłym wzrokiem.

- I tak powinno pozostać - wycedził - Avada Kedavra! - wysyczał cicho, celując różdżką w Connery'ego.

Chłopak zachwiał się i po chwili runął na ziemię, uderzając twarzą o podłogę.

Hermiona krzyknęła, po czym szybko zakryła sobie usta dłońmi. Szeroko otwartymi z grozy oczami wpatrywała się w Lucjusza, który przewrócił stopą zwłoki, odwracając je na plecy. Zajrzał im w twarz, uśmiechając się z pogardą.

- Mała strata dla społeczeństwa - powiedział cicho, po czym spojrzał z powrotem na nią. Wyprostował się i zbliżył powoli.

Patrzyła na niego w panice. Zatrzymał się tuż przed nią i dotknął różdżką jej szyi. Pochylił się.

- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Jeżeli będziesz robiła dokładnie to, co ci każę, być może nic ci się nie stanie. Ale jeśli zauważę, że coś knujesz, to przysięgam, że przed śmiercią trochę pocierpisz - zagroził, przyglądając się jej uważnie. - Rozumiemy się? - dodał.

Hermiona potakująco skinęła głową, nie będąc w stanie wydusić słowa.

-Dobrze - skwitował Malfoy.

Zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem i westchnął cicho.

- A teraz złap mnie za rękę.

Parsknął z irytacją, widząc jej spłoszone spojrzenie.

- Będziemy się deportować - wyjaśnił. - Chyba nie oczekujesz, że powiem ci, dokąd cię zabieram? - dodał z kpiną w głosie.

Zerknęła na jego dużą, męską dłoń z rodowym sygnetem Malfoy'ów na serdecznym palcu. Nie. Nie mogła tak po prostu złapać go za rękę! Pokręciła głową przecząco i cofnęła się jeszcze bardziej. Warknął zniecierpliwiony, złapał ją za ramię i pociągnął na korytarz, ściskając przy tym tak mocno, że aż syknęła z bólu.

Starała się nie myśleć o tym, że przed chwilą zabił człowieka. Czuła, że jeśli tylko spojrzy na zwłoki leżące na podłodze, to zacznie krzyczeć. Usiłowała się od niego odsunąć, ale szarpnięciem przyciągnął ją z powrotem

Pomyślała o tym, jak dziwnie muszą teraz wyglądać.

- Przygotuj się - warknął.

Po chwili Hermiona poczuła znajome jej, przykre uczucie towarzyszące teleportacji.