Miniaturki okolicznościowe to coś, co tygrysy lubią najbardziej.
Tonks wkroczyła do kuchni domu przy Grimmauld Place, niosąc miskę czegoś podejrzanego w rękach. Jej włosy tym razem były ciemnopomarańczowe, upięte w dwa sterczące do góry kucyki.
- Sama zrobiłam! – oświadczyła z dumą, stawiając miskę na stole. Członkowie Zakonu Feniksa podejrzliwie spojrzeli na zawartość.
- Co... to... jest? – zapytała Molly. Tonks wzięła jedną z mniej-więcej-kulek ociekających smalcem i pożarła ją w całości. Oblizała palce.
- Tradycja! – oświadczyła. – Proszę, częstujcie się!
Nikt się nie poruszył. Przez całe obrady, całe przydzielanie zadań, wszyscy unikali nawet patrzenia na miskę Tonks. Po spotkaniu zakonnicy rozeszli się, w kuchni pozostali tylko Tonks i Snape.
- Nie poczęstujesz się? – zapytała z żalem aurorka. Snape westchnął ciężko i sięgnął po dziwny efekt kulinarnych wybryków Tonks. Odcisnął go ze smalcu i ostrożnie ugryzł.
- Dokładnie tak, jak się spodziewałem – mruknął. – Co to właściwie za okazja? Normalnie chyba nikt cię nie dopuszcza do gotowania, prawda? I nie można się dziwić.
- Zawsze pomagałam mamie – wzruszyła ramionami Tonks. – A to jest przecież twoje święto.
- Moje? Nie przypominam sobie. Ja NIE świętuję.
- Ale akurat dzisiejsze święto powinieneś obchodzić. Mam nawet dla ciebie prezent...
Tonks wręczyła Mistrzowi Eliksirów niewielką paczuszkę, wstała i skierowała się ku drzwiom.
- A jak nazywa się to święto? – zapytał Snape. Tonks obróciła się w jego stronę.
- Tłusty Czwartek.
Proszę o komentarze, gdyż dzięki nim chce mi się częściej pisać.
