Prolog
30.07. 1997
Siódmy rok w Hogwarcie. Jeden z najbardziej wyczekiwanych. Już jako jedenastolatka marzyła o tym, jak idealny to będzie rok. Planowała, że do tego czasu będzie najzdolniejszą uczennicą na swoim roku a może w całej szkole. Razem ze swoim chłopakiem (wysokim i przystojnym brunetem), będzie spędzała dni na powtarzaniu zaklęć i szykowaniu się do życia poza Hogwartem. Tak, wszystko miało być idealne. Hermiona od dawna miała zaplanowany harmonogram ostatniego roku nauki.
Tymczasem słońce wstawało na horyzoncie. W Norze rozbrzmiewały głosy Weasleyów i nie tylko. Przygotowania do ślubu Fleur i Billa osiągnęły końcowe stadium. Hermiona przeciągnęła się, po czym opuściła łóżko. To miał być ciężki dzień, za dwa dni miało się odbyć wesele. Dom błyszczał, suknia panny młodej i sukienki druhen wisiały w szafie, srebra były wyczyszczone.
Panował radosny, choć nerwowy nastró niespokojnie poruszyła się w swoim łóżku. Dzieliła swój pokój z Hermioną, ponieważ inne pokoje były ciasno wypełnione innymi gośćmi. Jak co rano ustawiała się kolejka do łazienki, więc Hermiona postanowiła nie zwlekać tylko szybko przygotować się do pracy. Nim wyszła z pokoju upewniła się, tylko że jej nowa – magicznie powiększona torebka spoczywa bezpiecznie pod łóżkiem. Znajdowały się tam wszystkie rzeczy, które mogły się przydać w nadchodzących miesiącach. Harry już dawno postanowił, że nie wraca do Hogwartu. Obydwoje z Ronem przewidywali taki obrót wydarzeń. Cały szósty rok w Hogwarcie, Hermiona zbierała niezbędne księgi z zaklęciami, składniki na podstawowe eliksiry lecznicze, oraz informacje o miejscach, w których mogą znajdować się horkruksy. Śmierć Dumbledora nie zmieniła ich planów, wprost przeciwnie wzmocniła uczucie, że czas wyruszać w drogę, znaleźć sposób na pokonanie Voldemorta.
31.07.1997
Urodziny Harry'ego nie przebiegały, jak sobie wymarzyli. Pojawienie się Ministra Magii Scrimgeour wywołało nie małe zamieszanie. Siedząc razem z nim w salonie, Hermiona zastanawiała się, co tym razem przeskrobali. Czy Minister będzie starał się wyciągnąć z nich informacje? Jakie są jego intencje? Po której stronie stoi? Im dłużej patrzyła na niego, tym większy niepokój czuła.
- Ronaldzie Weasley, czy sądzi pan, że łączyły pana jakieś szczególne więzi z Albusem Dumbledore'em – zapytał Scrimgeour, a po otrzymaniu niewyraźnej odpowiedzi, która najwyraźniej potwierdziła jakieś jego przypuszczenia, podał Ronowi mały przedmiot.
-Dumbledore postanowił całej waszej trójce pozostawić cos w spadku – ciągnął Minister, patrząc na nich jeszcze uważniej. – Dla pana Weasleya wygaszacz, rzadki i cenny przedmiot, być może jedyny w swoim rodzaju. To z pewnością wynalazek samego dyrektora.
- Dla Hermiony Granger pozostawiono te oto książkę – Scrimgeour podał Hermionie malutka książeczkę. – Baśnie barda Beedle'a.
Wzięła ją drżącymi rekami, czując łzy na policzkach. Nie spodziewała się czegokolwiek od czarodzieja tak wspaniałego, jak Dumbledore.
- Jak pani myśli panno Granger, dlaczego Dumbledore pozostawił pani akurat ta konkretna książkę?
-Nie wiem. Pewnie dlatego, że kocham czytać – Hermiona pociągnęła nosem, starannie unikając wzroku Ministra. Doskonale wiedziała, że to wcale nie, bycie molem książkowym pchnęło Dyrektora do zapisania jej w testamencie tej starej zniszczonej książki. Coś w niej musiało być, kierunkowskaz, którym miał ich pokierować w razie śmierci Dumbledore.
- Harry'emu Potterowi pozostawiam złoty znicz, który złapał w swoim pierwszym meczu Quidditcha.
1.08.1997
Wieczór zbliżał się ku końcowi. Słońce już dawno zaszło za widnokręgiem. Para Młoda powoli wirowała na środku wielkiego białego namiotu weselnego. Panował gwar i Hermiona znużona opadła na krzesło koło Harry'ego. – Już nie mam siły tańczyć – rzuciła do niego – Ron poszedł po piwo – dorzuciła. – Harry? Dobrze się czujesz?
Spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Towarzyszyli mu Elfias Dodge oraz ciotka Muriel. Hermiona nie zdążyła zapytać, o czym rozmawiali, ponieważ nagle na parkiecie pojawił się błyszczący ryś, patronus Kingsleya Shacklebolta. I usłyszeli jego głos:
- Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.
2.08.1997
Grimmauld Place wyglądało na trzy razy bardziej zapuszczone, niż gdy ostatni raz je widzieli. Po uporaniu się z widmem Szalonookiego rozsiedli się w salonie na pierwszym piętrze, próbując zebrać myśli.
- Czy to na pewno bezpieczne miejsce? – zapytał Ron.
- Według testamentu Syriusza to miejsce należy teraz do Harry'ego – odparła Hermiona. Harry spojrzał na nią spode łba. To wcale nie musiało oznaczać, że są bezpieczni.
- Czy myslicie, że Harry dalej ma na sobie namiar? – drążył Ron.
-Jeśli bym go miał już dawno by tu byli Śmierciożercy – Harry skrzywił się i usiadł na kanapie obok Hermiony, która skulona obejmowała ramionami nogi.
Zrezygnowany Ron usiadł na fotelu obok kanapy. Zapadła cisza. Odkąd opuścili Norę kilka godzin temu, nie wiedzieli absolutnie nic o tym, co się dzieje z resztą gości weselnych. Czy żyją, czy może wpadli w łapska wroga?
Nagle Hermina krzyknęła. Przed nimi pojawiła się srebra łasica, która przemówiła głosem Pana Weasleya – Rodzina bezpieczna, nie odpowiadajcie, jesteśmy śledzeni. – cała trójka odetchnęła z ulgą. Ronowi zalśniły łzy w oczach. – Żyją, nic im nie jest – Prawie płakał ze szczęścia. Harry i Hermiona spojrzeli po sobie. Ron miał prawo do łez, jego cala rodzina mogła zginąć. Hermiona usiadła na oparciu jego fotela i przytuliła go. Harry tez się odprężył. Myśl, że Ginny jest w niebezpieczeństwie, nie dawała mu spokoju.
Cała trójka postanowiła się przespać, jednak żadne nie chciało być w tej chwili samo, więc położyli się wspólnie, na podłodze w salonie, w śpiworach, które Hermina wyciągnęła ze swojej torebki. Jak dobrze, że zdążyła ją zabrać ze sobą.
Harry i Ron już dawno pogrążeni byli w niespokojnym śnie, ale Hermiona nie mogła zasnąć. Spokoju nie dawała jej książka, którą dostała od Dumbledora, a która obecnie znajdowała się w jej torebce. Wyciągnęła ja i zaczęła oglądać w świetle różdżki. Wszystko wydawało się w porządku. Stara, poplamiona książeczka, z dziecięcymi opowiadaniami. Hermiona czuła coraz większa frustracje przerzucając kolejne strony i nie znajdując na nich nic pożytecznego.
-Proszę, proszę – jęknęła – niech cokolwiek się wydarzy. Potrzebujemy pomocy, rady, cokolwiek. – Przymknęła oczy. Była tak bardzo zmęczona. Jedna samotna łza spadła na książkę. Byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie, pozostawieni sami sobie. Ich mentor był martwy. Nora była dostępna dla śmierciożerców i nie mogli tam wrócić. Byli skazani na ukrywanie się. I znikąd pomocy.
I wydarzyło się coś, czego żadne z obecnych nie zauważyło. Baśnie barda Beedla rozbłysnęły niebieskim światłem. A potem znów zapadła ciemność.W końcu zmęczona przysnęła a książka wypadła z jej rąk i uderzyła o podłogę. Harry zamruczał cos przez sen, Ron przekręcił się na drugi bok, ale Hermiona nagle rozbudzona schyliła się po książkę. Coś wystawała ze zniszczonej okładki książki. Mały fragment pergaminu. Jaśniejszy, nie tak zniszczony i pożółkły jak reszta książki.
Wyciągnęła go drżącymi rękami. – Lumos – mruknęła i podsunęła karteczkę do światła.
„Ulica Śmiertelnego Nokturnu 18B – dla tych którzy potrzebują pomocy - A.D. "
