Title: Cry
Author: T.E.D.S.
Rating: K
Warnings: niestety, w języku polskim nie ma odpowiedniego słowa, na „cry"… oznacza ono nie tylko płacz, ale również krzyk… lekkie RoyxRiza…
Szedł ciemnymi korytarzami. Nikły blask płomyka, jaki mógł zrobić, rozświetlał jedynie na jakieś dwa, może trzy metry. Korytarze zakręcały często, bardzo często.
I gdzieś w tym labiryncie były jeszcze co najmniej trzy osoby. Co najmniej trzy osoby, na których mu zależało.
Maes Hughes. Riza Hawkeye. I Edward Elric.
Ciągle słyszał krzyk lub płacz. Wiedział, kto krzyczy lub płacze. I zmierzał w jego kierunku, jednak wciąż gubił drogę. Krzyk cichł, zanim do niego docierał, a trudno mu było poruszać się w kierunku kogoś, o kim nie wiedział, gdzie jest.
Ale wciąż szedł.
I znów usłyszał płacz. Płacz osoby, na której najbardziej mu zależało. Płacz urywany, płacz osoby, która chciała ukryć, że płacze.
Płacz Rizy.
Biegł szybciej niż kiedykolwiek. Niech ten płacz nie ustanie, póki jej nie znajdzie… niech ten płomyk będzie choć trochę jaśniejszy…
Ustał.
Wtedy poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza. Musiał nie tylko zrezygnować z płomyka- musiał przetransmutować część dwutlenku węgla w tlen. Pomogło, jednak wiedział, że musi go oszczędzać.
Musi jakoś wyjść z tego labiryntu.
Musi znaleźć pozostałe osoby tkwiące w labiryncie.
…
A przynajmniej Rizę.
Gdzieś w innej części labiryntu rozległ się krzyk. Rozpoznał go bez trudu- był to pełen przerażenia krzyk Eda. Jednak niemal w tej samej chwili, znacznie bliżej, rozległ się krzyk Rizy.
Riza!
Popędził w kierunku jej głosu, jednak bez światła nie potrafił poruszać się między korytarzami. A krzyk ucichł.
Znów czuł się sam.
Nie mógł już wytrzymać. Zdjął rękawiczkę i dotknął ściany. Była szorstka w dotyku, niemal ostra. Nacisnął ją nieco mocniej. Poczuł strumyczek krwi spływający po nadgarstku.
Rozdzielił cały dwutlenek węgla na tlen i węgiel. Zrobił mały płomyk, tyle, żeby widzieć na dwa metry.
I znów go usłyszał. Bardzo blisko. Krzyk Hughesa. Ale nie był to krzyk strachu, raczej zachwytu. Pewnie Hughes znalazł gdzie w zakamarkach kieszeni zdjęcie swojej córeczki.
Więc nim nie musi się przejmować. Poradzi sobie.
Riza! Gdzie jest Riza?!
Teraz w labiryncie panowała cisza, cisza gęsta tak, że niemal mógł jej dotknąć. Nie słyszał nawet własnego oddechu ani bicia serca. Nawet jego doskonałe zwykle zmysły go zawiodły. Jak on się stąd wydostanie? I jak znajdzie Rizę i Stalowego…?
Znów rozległ się płacz, płacz pełen rozpaczy, płacz Stalowego. Natychmiast pobiegł w jego stronę. Zakręt, skrzyżowanie… Nareszcie, płacz już był wyraźnie bliżej. Zapalił mały płomyk, przecież tak mało nie zaszkodzi…
Nareszcie, płacz wyraźnie był blisko, w tym samym korytarzu. Przyspieszył. I w kręgu światła pojawiła się postać. Ed?
Zielonowłosy chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha (dosłownie) i wydał z siebie krótki, gardłowy śmiech. A potem- krzyk Hughesa. Płacz Stalowego. I krzyk Rizy.
-Prawda, że urodzony ze mnie aktor, Płomienny Pułkowniku?- zapytał.
