Witam,
Zapraszam na kolejne wydanie mojej wersji szóstego roku Harrego.
Tym razem Potter odkrywa z pomocą wspomnienia Syriusza, manipulacje Dumbledora. Nie wie wiele, nie wie właściwie nic, ale postanawia zaufać instynktowi. Temu, co czuł od dawna.
I jest mu z tym dobrze.
Opowiadanie, będzie pełne brutalności, wulgarności i erotyki. Kanon gdzieś leży, odpoczywa, bo zielonooki będzie jak spuszczony ze smyczy szczeniak.

Zapraszam i życzę miłego czytania.

PS. Obecnie mam ledwie 23tys (sprawdzone 9tys), z tym, że nie mam beta readera, więc sprawdzanie idzie wolno, a i błędów będzie więcej. Gdyby ktoś chciał podjąć się sprawdzania, zapraszam do wysłania PM.

Rozdział 1

W najmniejszej i do wczoraj najbrzydszej sypialni w przeciętnym domu w Surrey, na ulicy PrivetDrive, pod numerem 4, obudził się chłopak. Harry Potter otworzył swoje oczy, które ponownie lśniły jaskrawą zielenią. Jeszcze wczoraj wydawało się, że na zawsze straciły swój blask, ale dziś na nowo tliło się w nich życie, nawet więcej niż poprzednio. Zdawały się świecić własnym światłem.
Spojrzał na pokój, który teraz posiadał, na nowo odmalowane ściany, meble, które były czyste i naprawione.
Wszystko za sprawą listu, jednego krótkiego listu. Harry patrzył na odnowiony pokój i nadal nie wierzył, w to, co się stało, gdy zobaczył wracającą Hedwigę, nie spodziewał się, że wraz z nią pojawi się inna sowa. Nie spodziewał się listu, albo raczej, że jakikolwiek list może coś zmienić.
„Harry, nie mam wiele czasu. Muszę to napisać i wysłać, zanim mnie dopadną. Dumbledore planuje coś niedobrego względem ciebie, nie wiem co. Odmówiłem współpracy, bo musiałbym złożyć przysięgę, więc albo dostanę Imperiusem i zmodyfikują mi pamięć, albo coś gorszego. W skrócie, ten list dotrze do ciebie trzy tygodnie po mojej śmieci, zaczarowałem tak sowę, bo pierwsze listy będą przechwytywane. Jesteś synem Huncwota i chrześniakiem drugiego. Wiem, że Lunatyk też był twoim ojcem, nie przez krew, ale zawsze uważał cię, za przybranego syna, więc kiedy pozna, co ze mną zrobili, spotka go podobny los. My wszyscy byliśmy w Gryfindorze, ale umysły mieliśmy ślizgońskie. Robimy, co chcemy Harry, nikt nie narzuca nam swoich prawd, ani praw. Nie jesteśmy grzeczni i dobrzy, jesteśmy sobą, jesteśmy dzicy. Walcz. Nie daj sobą władać. Graj, oszukuj, zwyciężaj, za wszelką cenę.
Łapa"
Data pod podpisem wskazywała na to, iż Syriusz napisał ten list, w wakacje po zakończeniu Turnieju Trójmagicznego, o ile dobrze pamiętał, było to w nocy, gdy przekazał mu informacje o poszukiwaniach Voldemorta. Od następnego dnia był pod Imperiusem, bo sama modyfikacja wspomnień, by nie wystarczyła. Do listu, załączona była także różdżka, Harry nigdy nie sądził, że jakaś inna różdżka może pasować mu bardziej, niż jego własna. Zwłaszcza po informacji o bliźniaczych rdzeniach. Z drugiej jednak strony, gdy zastanowił się nad listem i rzeczywistością, to informacje, o tym, iż jego różdżka dzieli ten sam rdzeń z różdżką Voldemorta, przekazał mu Dumbledore, a tego Syriusz o coś podejrzewał.
Wczorajszej nocy długo, zastanawiał się czy użyć nowej różdżki. Po tym jak ujął ją w dłoń, wystrzeliły z niej zielono fioletowe iskry, a czarnowłosy poczuł ekscytację, jakiej jeszcze nie doświadczył. Poczuł potrzebę natychmiastowego rzucenia jakiegoś czaru, ale pamiętał, jak skończyło się to ostatnio. Szybko odrzucił różdżkę na łóżko i przyjrzał się jej dokładniej. Była z jasno brązowego drewna, z wyraźnymi czarnymi słojami, przypominało drewno z drzewa oliwnego, z którego ciotka Petunia miała niewielką szkatułkę na kolczyki. Harry nie znał się kompletnie na rozpoznawaniu różdżek, ale czuł instynktownie, że ta należy do niego, a jej rdzeń, pochodzi z niezwykle potężnego magicznego stworzenia.
Przed dobrą godzinę zastanawiał się, co zrobić z różdżką, z jednej strony bardzo chciał jej użyć, z drugiej bał się ja podnieść. Do tego stopnia, że nie usiadał na łóżku, na którym leżała, tylko krążył po pokoju, gdy w końcu zdecydował się usiąść na krześle, przy biurku, Hedwiga pojęła za niego decyzję. Przeleciała na łóżko, łapiąc różdżkę i rzucając mu ją na kolana. Harry w odruchu szukającego, złapał ponownie prezent od Syriusza i zadziałał instynktownie. Rzucił zaklęcie czyszczące na pokój, naprawiające na łóżko i materac, potem odnowił ściany, wykładzinę, pozmieniał ich kolory na bardziej żywe i radosne. Dopiero, gdy skończył, odkrył, że nie wypowiedział, żadnej inkantacji, nawet w myślach. Po prostu myślach o tym, co chciałby zmienić, a różdżka tryskała zielono fioletowymi iskrami i spełniała, jego życzenia.
Jeszcze przez dwie godziny po tym, Harry oglądał swój pokój, czekając w napięciu na przedstawicieli ministerstwa, w końcu zasnął. Teraz rozglądał się po pokoju, jakby potwierdzając sobie, że to nie był dziwaczny sen. Usłyszał głos ciotki, wołającej go na dół, już zamierzał ruszyć, ale po sekundzie zmienił zdanie. Przypomniał sobie zdanie z listu Syriusza, „Robimy, co chcemy." Usiadł na brzegu biurka i obejrzał jeszcze raz swoją nową różdżkę, porównując ja do starej, rozmiar i kształt były niemal identyczne. Różnił je kolor i kolorystyka zaklęć nimi rzucanych.
- Idealnie by było, jakbyś wyglądała jak moja stara, ale to chyba za dużo, co? – Powiedział do różdżki, tak jakby mogła go zrozumieć. Stało się, jednak coś dziwnego, coś, o czym nigdy nie słyszał. Różdżka zmieniła wygląd tak, że była teraz identyczna, co do sęka i słoja jego starą różdżką.
- Nie wyjaśnisz mi pewnie jak? – Spróbował Harry. – Jak mam was rozróżniać? – Zapytał i natychmiast poczuł ciepło na rękojeści nowej różdżki. – I mogę tobą czarować, nie przejmując się namiarem? – Z czubka różdżki wytrysnęły zielone iskry. – To znaczyło tak? – Ponownie zielone iskry.
Harry zawahał się, ta różdżka była jakby inteligentna. Czerwone iskry.
- Czytasz w moich myślach? – Czerwone. Jesteś inteligenta? Pomyślał. Czerwone. Jeśli czerwone oznacza „Nie", to odpowiedziałaś na moje pytanie o czytaniu w myślach, zadane w myślach, że nie czytasz, jak mam to zrozumieć. Różdżka milczała. Możesz odpowiadać tylko „Tak" i „Nie"? Zielone. Jesteś czymś w rodzaju wspomnienia z dziennika Riedlla? Różdżka rozgrzała się, po czym wystrzeliła pomarańczowym blaskiem. To znaczy nie wiesz, czym jest Dziennik Riedlla? Zielone.

Drzwi do jego pokoju otwarły się, z hukiem.
- Ciotka wołała cię już trzy razy! - Wrzasnął wuj Vernon, ale na widok odnowionego pokoju słowa ugrzęzły mu w ustach. - Coś ty tu zrobił dziwolągu? - Wysyczał, gdy odzyskał głos.
- Chyba nie będziesz wuju narzekał, z powodu wyremontowania pokoju? - Zapytał pokornym głosem Harry, nie do końca wiedział, czemu zamiast się wściec, zadziałał na zimno. - Zawsze jęczałeś, ile kosztuje moje utrzymanie, więc chciałem ci odrobinę odpłacić. Czy mam go doprowadzić do poprzedniego stanu? -
Ta odpowiedz zdawała się bardziej zdenerwować wuja, niż uspokoić, a zielonooki poczuł nieopisaną satysfakcje.
- Nie będziesz używał tego... Tego czegoś w tym domu bez pozwolenia. - Vernon z wściekłości zaczynał się, jąkać.
- Będę. - Przerwał mu Harry wstając z biurka i wyciągając w stronę wuja nową różdżkę.
- Nie wolno ci. - Głos Dursleya był pełen paniki, co tylko podsyciło pewność siebie Harrego. - Złamiesz prawo. -
- Już się tym nie przejmuję. Jestem bohaterem w moim świecie, wybaczą mi lekkie naginanie prawa, tak jak do tej pory. Nie pamiętasz Marge, dementorów, latającego ciasta? - Wyliczał kruczowłosy, zbliżając się do swojego opiekuna, który uświadamiając sobie, że przecież od incydentu z ciastem i ostrzeżeniu o ostatnim razie, jego podopieczny wielokrotnie używał magii, a nic mu nie zrobili. - Patrz. - Powiedział Harry i pomyślał o wężu, którego przyzwał w klubie pojedynków Malfoy. Zaraz też z różdżki wystrzelił czarny dym, zmieniając się, w prawie dwumetrową kobrę, która ruszyła na Vernona. Drzwi za nim zatrzasnęły się, nie pozwalając mu na ucieczkę.
- Possstrwaszzz, go tyllllkooo. - Wysyczał Harry w języku węży, a kobra skoczyła do Dursleya, oplatając mu nogę i wślizgując się po jego zdrętwiałym ze strachu ciele, tak, iż zatrzymała się owinięta wokół jego szyi. Jej pysk i korona znajdowały się na wysokości twarzy wuja.
- Ten wąż zostanie gdzieś, w waszym domu, albo ogrodzie, na zawsze. Jest magiczny, więc tępiciele szkodników nie pomogą. Jeśli choć raz, ty, twój synalek, albo twoja żona zachowacie się wobec mnie inaczej niż nakazuje etykieta... No cóż domyśl się, co potrafią te kły. - Powiedział spokojnie Harry. - Zrozumiałeś mnie? -
- Tttaak. - Wyjąkał Vernon panicznym, niemal płaczliwym głosem.
- SSSłyssszałaśśś, piillnujj ichhh. - Polecił wężowi, a tej wyszczerzył kły i zasyczał w twarz przerażonego tłuściocha, po czym posłusznie zszedł z niego i zwinął się w kłębek, w rogu pokoju.
- Wynoś się. - Powiedział Harry do Vernona. - Za pół godziny chcę śniadanie, porządne. - Zażądał, gdy jego wuj pośpiesznie otwierał drzwi.

Kiedy został na powrót sam, przerażony swoim zachowaniem usiadł na podłogę, tam gdzie stał i ukrył twarz w dłoniach. Hedwiga sfrunęła z swojej grzędy, siadając na jego ramieniu, jakby chciała mu powiedzieć, że zrobił dobrze. Po chwili poczuł ciężar na kolanach, a gdy otworzył oczy zobaczył węża.
- Wyyybaczz, żeee wessawałem ciiię doo tejj poddłłej ssssprawy. - Powiedział.
- Mogęęę ichhh, dllla ciebbiiee zabiiiććć. - Wysyczał wąż, a zielonooki przeraził się, że naprawdę poczuł do tego chęć.
- Niiee, po prossstu ichhh trochhę postrassszzz. Niiiee długgooo odeśśślę ciięę do twojeeego domuu. - Zapewnił gada.
- Niiie. Zossstwa mnieee tu. Bęędęę Posssuszna, ale niieee odsłssyłaj mniiee. - Poprosiła kobra.
- Dobrrzze. -

- Dobrze. - Powiedział sam do siebie. - Wracamy do różdżki. -
- Dziennik Riedlla, to wspomnienie żywej osoby, zamknięte w dzienniku. Próbowało przejąć ciało mojej przyjaciółki. – Pomarańczowy.
- Hmm… To może inaczej. Czy jesteś zwykłą różdżką? – Czerwone.
- Co w tobie takiego niezwykłego? – Pomarańczowe.
- Czy pomarańczowe iskry, oznaczają, nie wiem? – Pomarańczowe.
- Czy mają więcej znaczeń? – Zielone.
- Nie wiem? Nie rozumiem? Za skomplikowane pytanie? – Zielone, zielone, zielone.
- Czy jesteś inteligentna? – Czerwone.
- Więc jakim cudem mnie rozumiesz i odpowiadasz? – Pomarańczowe.
- Ok, sam się domyśliłem, że to za skomplikowane. Czy jesteś przedmiotem czarno magicznym? – Zielone.
- Co? Czemu mi o tym mówisz? – Gdy zadawał pytanie, nie spodziewał się, nic więcej niż pomarańczowych iskier, ale różdżka wytrysnęła zielonymi iskrami, które poleciały w stronę listu Syriusza.
- Czy zielone iskry oznaczają, nie tylko „Tak", ale też zgadzam się, wybieram coś, wskazuję? – Zielone.
- Ok. Czemu Syriusz przysyła mi czarno magiczny artefakt? – Czarne iskry wyleciały z różdżki ponownie na list, na którym zalśniły. Harry rzucił się do niego i patrzył na podkreślone czarnym blaskiem słowa. „Nie jesteśmy", „Dobrzy". Harry odrzucił list i różdżkę od siebie.
Czy to możliwe, by Syriusz był czarnym magiem? Ale w liście pisał tak, jakby pisał również o Harrym i o jego ojcu, o Lupinie. Przypomniały mu się opowieści o jego ojcu, i wspomnienie Snapa, czy to, możliwe by znienawidzony profesor, zobaczył prawdę. Czy Tiara miała rację? Straszenie wuja, dało mu niezwykły rodzaj satysfakcji, ale może to była sprawka różdżki.
Nie, sam siebie nie musi okłamywać, zrobiłby coś podobnego już dawno, gdyby wiedział, że ujdzie mu to na sucho. Sięgnął po nową różdżkę i zastanowił się. Różdżka ewidentnie go rozumiała, do tego rzucała zaklęcia, jakby je znała i mogła to robić sama. Nie, to nie tak, ona korzystała z jego magii, czuł to, ale jednocześnie, wiedział, że nigdy nie czarował w ten sposób. Myśląc o efekcie, a nie metodzie.
- Może spróbujemy tak. – Powiedział machając, różdżką, w stronę pióra i pergaminu. Po sekundzie pióro ustawiło się pionowo i zaczęło szybko pisać. Harry czuł jak magia jest z niego wysysana, po kilku sekundach, nie mógł się ruszyć, a po minucie padł półprzytomny na łóżko.
To, czego nie udało mu się zobaczyć, to skrzecząca Hedwiga i wąż rzucający się na niego, by wytrącić mu różdżkę z dłoni.

Nie zobaczył też jak kilka minut później, wuj Vernon wchodzi roztrzęsiony do pokoju.
- Brawo, dał się ukąsić temu cholernemu gadowi. – Powiedział z satysfakcją, widząc nieprzytomnego chłopca z wężem na klatce piersiowej. Nie zdążył jednak zatrzasnąć za sobą drzwi, gdy kobra wystrzeliła z łóżka i wylądowała za nim, blokując drzwi. Waż uniósł łeb, groźnie sycząc i wskazując ogonem na Harrego.
- Czego chcesz? – Jęczał na powrót przerażonym głosem. – Ja mu nic nie zrobiłem. – Na te słowa gad ruszył w jego stronę, zapędzając go pod łóżko i nadal, co chwila wskazując ogonem na chłopca.
Vernon odłożył tacę na biurko, obok pergaminu i pióra, po czym powoli wyciągną rękę do Harrego, wąż wpełzł na łóżko i gestem ogona ponaglił go.
- Żyje, jeśli ci o to chodzi. – Powiedział, czując się głupio tłumacząc się przed wężem, ale poczuł też ulgę, gdy korona kobry zmalała. – Co chcesz żebym zrobił, nie jestem lekarzem. Mam go do jakiegoś zabrać? – Gad pokręcił głową, przepełzł na klatkę chłopca i sykiem wygonił Dursleya z pokoju.
Gdy drzwi się, zamknęły syknął na sowę, a sam oplótł dłoń Pottera i odciągnął od różdżki. Hedwiga w tym czasie wylądowała na biurku i mocząc skrzydła w soku zaczęła nimi skrapiać twarz Harrego.

Kilka chwil później Potter otworzył oczy, przetarł twarz z soku i spojrzał na Hedwigę i węża, potem na śniadanie i leżący obok pergamin.
- Cccooo sssiiięęę sstałłooo? – Wysyczał, a gdy kobra skończyła opowieść o Vernonie, pokiwał z zrozumieniem. – Masz jakieś imię? – Zapytał, a gdy waż pokiwał głową, dodał. – Więc trzeba ci nadać imię. – Zamilkł zastawiając się. – Helios, podoba ci się. – Gad energicznie pokiwał głową. – Będę musiał wymyślić, jak zabrać cię do Hogwartu, ale to później. Ciekawi mnie, co się, stało z moją mocą. Czuje się, jak po długim pojedynku magicznym. – Hedwiga machnęła skrzydłami i wylądowała na pergaminie.
Zielonooki podniósł go zaczął czytać.
„Harry nie rób tego więcej, zabijesz siebie. Przewidziałem, że możesz na coś takiego wpaść. Zakląłem w różdżce moje wspomnienie, moja wiedzę o zaklęciach i część mojej świadomości, ale nie musisz się bać, nie ma w tym wiele czarnej magii. Różdżka może wykorzystać twoją magię, by użyć zaklęć, których ty nie znasz, a które znałem ja. Moje wspomnienie rozpozna twoje pragnienia i jeśli, znałem odpowiednie zaklęcie, to użyję go. Ale jeśli będziesz chciał za bardzo wpłynąć na różdżkę, modyfikować ją, to będzie cie to wiele kosztowało. Tak jak wyciągniecie tego wspomnienia. Ogólnie, używaj różdżki, jest bezpieczna, ale nie polegaj na niej całkowicie. Opinie, jakie może wyrażać, to moje zdanie, a nie wyrocznia. Opinie są wedle mojej wiedzy w czasie deponowania wspomnienia, nie pomogą, z niczym, czego ja wtedy nie wiedziałem. Z mojej wiedzy siła zaklęcia będzie słabła, niezależnie od tego, czy będziesz jej używał czy nie, nawet, gdy będziesz wytrzyma dłużej. Walcz, oszukuj, zwyciężaj, za ws…"

List urywał się nagle kleksem, wtedy Helios musiała przerwać połączenie, wytrącając mu różdżkę. Mimo to Harry wiedział, co zrobić. Zakończenie było, za sugestywne, złapał różdżkę podnosząc ją powoli.
-Syriusz? – Zapytał. Pomarańczowe iskry wywołały u niego duże zaskoczenie.
- Wspomnienie Syriusza? – Zieleń wywołała na jego twarzy olbrzymi uśmiech. – Teraz coś wiemy. -
Wstał i zaczął krążyć po pokoju.
- A więc Łapa zaczarował różdżkę, by jego wspomnienie z zawartą w nim wiedzą, pomagały użytkownikowi. - Czerwone iskry. - Hmm... Tylko mnie? - Zielone.
- Czy inny czarodziej użyje tej różdżki jak normalnej? - Czerwone. - Tylko ja? - Zielone.
- Czy to różdżka Syriusza? - Czerwone. - Kogoś, kogo znam? - Zielone. - Mojego ojca? - Czerwone. - Mamy? - Zielone. Łzy napłynęły do oczu Harrego, ale odgonił je. Teraz miał pelerynę od ojca i różdżkę od matki. Czy Syriusz miał ją cały czas? Czemu mu nie powiedział? Zielone, Pomarańczowe.
- Czyli nie miał cały czas i nie zdążył? - Zielone, zielone.
- Ciężko tak rozmawiać, może Hermiona wymyśli jakiś lepszy sposób. - Czerwone. - Nie powinienem im mówić? - Zielone. - Na razie nie muszę, ale pewnie zwrócą uwagę na moją zmianę. -

***
Dokładnie tydzień później pojawił się Dumbledore, by zabrać go do Weasleyów.
- Witam, proszę wejść. - Powiedział Vernon, gdy otworzył drzwi. - Harry pana oczekuje w salonie. -
Wywarło to tak duży szok na dyrektorze, ze nie zareagował, tylko poszedł w wskazanym kierunku. W salonie z książką w ręku siedział Harry, ale inny. Biła od niego pewność siebie. Nie było tu nikogo innego, a Dursley nie wszedł za nim.
-Dobry wieczór profesorze. - Powitał go zielonooki wstając. - Możemy ruszać, jestem gotowy. -
Machnął ręką, a z rogu wyjechał jego kufer zmniejszając się i wskakując do kieszeni chłopca.
- Możesz mi wyjaśnić co zrobiłeś, Harry? - Spytał zaszokowany nawet on ma większe trudności w magii bezróżdżkowej.
- Hmm… zawsze coś udawało mi się robić, bez różdżki, ale po wydarzeniach w ministerstwie, i tym co spotkało mnie tutaj, po powrocie coś we mnie pękło. - Powiedział, a potem zwiesił głowę z pokorą. - Mam nadzieję, że pan zrozumie. Pewne wydarzenie, doprowadziło do tego, że przyzwałem kobrę na mojego wuja. W samoobronie. - Dodał szybko, jakby chciał się usprawiedliwić. - Temu moje wujostwo jest takie potulne, boją się, że ich pozabijam. Ale nie zamierzam. Wyjaśniłem im to, obiecałem, że nie wrócę też przez cały rok. Ale od tamtej pory wąż, którego nazwałem Helios, jest kimś w rodzaju mojego strażnika. Odkryłem też, że magia bezróżdżkowa jest nie wykrywalna dla ministerstwa, więc zacząłem ją ćwiczyć, bo skoro mam pokonać Voldemorta, to może to być ten atut, który zdecyduje. - Mówił szybko, jakby bał się sie potępienia i próbował wyłożyć wszystkie swoje argumenty.
- Cóż, jeśli tylko straszyłeś swoje wujostwo, to jestem w stanie to zrozumieć, sam miałem ich dziś zamiar porządnie wystraszyć. - Powiedział łagodnie Dumbledore. - Mogę poznać Helios? - Zapytał. Ale zaraz wyprostował się, bo wąż wyłonił się zza Harrego, ruszając z wielką szybkością w stronę dyrektora. Te ostatni dobył różdżki, ale gdy kobra zatrzymała się wznoszą głowę, a Harry zasyczał coś, schował ją ponownie.
- Wybacz, wystraszyłaś mnie swoją szybkością. - Powiedział przykucając przed wężem. - Nie wiem jakim jesteś gatunkiem. Z pewnością, masz coś z kobry królewskiej, choćby rozmiar i koronę. - Helis zatańczyła przed nim i zasyczała, a Potter zaśmiał się.
- Nazwanie jej królewską się jej spodobało. Polubiła Pana mówi, że pozwoli na przeprowadzenie testu, jeśli i ja się zgodzę. Proszę działać. - Powiedział Harry.
- Chyba przez te wakacje odkryłeś zaletę wężomowy. - Stwierdził starzec, dobywając różdżki. Machną nią kilka razy i wymruczała zaklęcia w niezrozumiałych dla Pottera słowach. - Hmm… Harry, Helios to niezwykły towarzysz, powołała ją twoja magia, a to czyni was połączonymi w niesamowity sposób. Podejrzewam, że będzie żyła tak długo jak ty, do tego, z czasem może uda wam się wypracować coś, w rodzaju rozmów telepatycznych, może nawet będziecie mogli przesyłać sobie obrazy. Na pewno z czasem zobaczysz, że twoja magia będzie oddziałować na Helios nawet, gdy nie rzucisz zaklęcia bezpośrednio na nią. Wygląda to jak więź pomiędzy mną, a Feawksem. - Zamyślił się. - Nawet biorąc pod uwagę, że zrobiłeś to odruchowo w chwili, zagrożenia. Zaimponowałeś mi Harry. Doradzam jednak ostrożność w zdradzaniu tej informacji innym. Podziel się, tym tylko z kimś komu naprawdę ufasz. Dobrze? -
- Tak zamierzałem, profesorze. - Odpowiedział, czym wywołał uśmiech na twarzy dyrektora. - Jak mówiłem możemy ruszać, chciałbym już opuścić ten dom. -
- Oczywiście Harry, oczywiście. -