1.

To nieprawdopodobne, że we wszechświecie, teoretycznie wbrew prawom natury, zdarzają się przypadki, że mniejsze, pozornie słabsze stworzenia, mogą wyrządzić szkodę, a nawet niekiedy zabić większego i z wyglądu silniejszego od siebie.
Ot, taki mały, zaledwie pół centymetrowy czarny pajączek mógł bez trudu przebić skórę dość sporej ćmie i wstrzyknąć jej śmiertelną dawkę jadu. Zrobił to nie dlatego, że taką miał chęć, czy kaprys raczej. Zabił ćmę po to, aby się nią pożywić, nakarmić swoje pajęcze dzieci. Aby wygrać dalsze życie – prawdziwą Najwyższą Nagrodę.

2.

Dla Evy wakacje trwały krótko. Co to jest: trzy tygodnie wolności od szkolnych ław i prac domowych… Cóż. Taka widocznie była cena za wygraną we Wielkim Wyścigu i uratowanie świata. Ale w tym wszystkim jedno było najważniejsze – nie była już sama.

Ojciec wybrał dla niej dobrą szkołę. Poziom nauczania może i był wyższy, ale nie stawiano żadnych niebosiężnych wymagań ani zasad. No i grono pedagogiczne, w tym dyrektorstwo, było po prostu normalne, co dla Evy, po jej doświadczeniach w Stern, nabierało miana wręcz idealnego.
Jeszcze tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego sama wicedyrektorka podczas ich zajęć teorii komunikacji, pod pretekstem 'zapoznania podopiecznych z praktycznym wykorzystaniem komunikowania się' zabrała ich klasę na miasto. W 'praktyce' pozwoliła im na posiadywanie w parku i lody; oczywiście biesiadowała razem z nimi, mimo że nie była najmłodszą z kadry.

Podczas poznawania osób, z którymi będzie uczęszczać na zajęcia, Eva ciągle czuła pewien dyskomfort oraz pewną dozę niepewności, nieufności. Mimo to, starała się nie odstawać za bardzo. I cały czas powtarzała sobie: „Byle trzymać nerwy na wodzy. Nie wybuchać, spokojnie. Nie możesz zawieść taty."
A Eva miała liczne skłonności do zuchwałego wyrażania opinii i wdawania się w bójki. Teraz to miało się zmienić. Chociaż trochę. Nie jest już tą samą, samotną, zagubioną i opuszczoną dziewczyną, którą niegdyś była. Nie ma teraz zbyt wielu powodów do rebelii. Przynajmniej na razie.

- Eva! – usłyszała wołającą ją koleżankę. Z uśmiechem opuściła swoje miejsce obserwacji zmaganiny pajęczaka z nocnym motylem i skierowała się w stronę nowych znajomych. – Eva, szybko!

- Idę, idę! – kilkoro już dziewcząt zebrało się przy niskim żywopłocie, emocjonując się niesamowicie. Rozentuzjazmowane, przyciszone szepty i niekiedy piski dochodziły z tej jakże przeuroczej grupy. Eva westchnęła, lekko poirytowana ich zachowaniem, ale podeszła do znajomych. – Co jest?

- Wojskowi chłopcy!

Eva przecięła wzrokiem obszar parku, szukając uzbrojonych żołnierzy w skafandrach , może odbywających ćwiczenia; albo dużych pojazdów wojskowych, tych pokrytych ciemnozieloną farbą z flagą USA w większości widocznych miejsc.
Zaskoczyła się, ale nie rozczarowała, kiedy napotkała inny widok.
Około dwudziestoosobowa grupa chłopaków, w przybliżonym wieku, ze starszym na czele, przebiegała ścieżki zielonego parku. Chłopacy byli wysportowani, większość z nich wysoka, każdy miał na nogach moro bojówki oraz sznurowane obuwie. Część z nich koszulki miała zdjęte, co potęgowało podekscytowanie dziewcząt. Grupa poruszała się równym, miarowym truchtem, recytując rytmiczne słowa przyśpiewki kaprala biegnącego z przodu. Nieśmiertelniki pobłyskiwały w słońcu, skacząc po spoconych bicepsach.

„- Zjadłabym takiego..". „-Jakie oni mają mięśnie!". „-Ten z tyłu coś nie wyrabia, ale jest mega przystojny.". „Kaloryfer…". „- Każdy facet w wojsku jest przystojny". „I tak biegną…". „- Ten z przodu wydaje się spać w biegu, haha!"

Do Evy niemal nie trafiały piskliwe szczebioty koleżanek. Ot grupa chłopaków sobie biegnie. Fakt, że są umięśnieni i należą do pewnego rodzaju elity prawie nic nie znaczy. Ona już miała do czynienia z jednym takim. I ma o nim raczej pozytywne wspomnienia.
Zaraz jak o nim pomyślała, metaliczny brzęk dochodzący od grupy przykuł jej uwagę. Momentalnie rozpoznała znajomy dźwięk uderzania dwóch metalowych blaszek o siebie. Spojrzała uważniej na wojskowych i na jej ustach mimowolnie rozrysował się uśmiech.
On tam był, neutralnie truchtał razem z innymi w środku kolumny. Dwukolorowa czupryna nieco rozwichrzyła się przy podskokach. Jego podwójne nieśmiertelniki wydawały brzęczące dźwięki, które nie wiadomo dlaczego, nie irytowały jego kolegów.
Jordan.
Przebiegając z drużyną bardzo blisko licealistek zerknął niepewnie na bok, nieznacznie się pesząc. W przeciwieństwie do reszty plutonu (oprócz może kilku innych) wolał nie afiszować się z przynależności do elitarnych jednostek, chociaż był z tego dumny i tak. Ale nie obchodziło go aż tak powodzenie u dziewcząt.
Za wyjątkiem jednej.
Dostrzegł ją natychmiast, stojącą lekko z boku, wyglądającą na poważną, chociaż na ustach widział jej uśmiech. Uśmiech do niego.
Ucieszył się widząc ją od raczej dawna, choć od powrotu z Wyścigu utrzymywali kontakt. Ile by dał, aby móc się teraz zatrzymać i z nią porozmawiać, wymienić nawet kilka słów bez znaczenia, byleby usłyszeć jej głos. Nie widzieli się za często.
Wciąż nie wyjawił przed nią swoich ciągle narastających uczuć kierowanych do niej. Po powrocie to się nasiliło, chociaż mógł normalnie funkcjonować jako jednostka w społeczeństwie. Po prostu brak mu było ich wspólnych przygód.
To się musi zmienić.
Obdarzył ją swoim najszczerszym, szerokim uśmiechem, ukazując całe dwa rzędy zębów. Przy tym wysłał jej krótki, przyjacielski salut prawą ręką.

Dziewczęta z konsternacją rozejrzały się po sobie i jedne z zazdrością a inne z uśmiechem pochwyciły pannę Wei, odmachującą żołnierzowi. Niektóre odważniejsze też chciały otrzymać trochę uwagi, ale pluton już odbiegał dalej.

- Łał, Eva. Znasz go? – czerwono oka zamyśliła się krótko. Czy ja go znam? Oczywiście. Byliśmy w jednej drużynie, dzieliliśmy swoje zwycięstwa, klęski. Każdego dnia wyścigu nasze życia mogły zostać utracone. Spędzaliśmy razem trochę czasu. Mięliśmy chwile spięć i niedomówień, ale w ten sposób dalej się poznawaliśmy. Wędrowaliśmy i odkrywaliśmy nieznane tereny, musieliśmy mierzyć się z przeciwnikami nie tylko na torze… Przeżyliśmy niesamowitą przygodę, niezaprzeczalnie zbliżając w jakiś sposób. Ale, czy ja go znam?

- Jesteśmy przyjaciółmi. – odpowiedziała spokojnie, niewidzącym wzrokiem podążywszy za ledwo widoczną już grupą. Ściągnęła brwi, jakby poczuła przeszkadzającego kamienia w bucie. Odwracając się, dodała – Czy go znam, to inna historia.