- Hope's Peak? – spytał Hinata, bez entuzjazmu spoglądając na tabliczkę przed nim. – Kto do cholery nazywa szpital dziecięcy Hope's Peak? Znaczy… jak bardzo trzeba być.
Stojąca obok niego Komaru wzruszyła ramionami.
- Makoto mówi, że to tak specjalnie – wyjaśniła. – wiesz, kto jak kto, ale oni potrzebują nadziei bardziej niż ktokolwiek, nie?
Musiał przyznać jej rację. Gdzie jak gdzie, ale w miejscu, którego progi miał zaraz przekroczyć, nadzieja była raczej towarem deficytowym. Zorientował się, że Komaru przygląda mu się dość jawnie, nie kryjąc zaciekawienia. W szklanej szybie odbijały się ich twarze: drobnej dziewczyny o szarych oczach ledwie widocznych spod brązowej grzywki i wysokiego, szczupłego chłopaka o zielonych oczach i czarnych, sterczących na wszystkie strony włosach. Oboje wciąż mieli na sobie szkolne mundurki.
- Co? – burknął, nieco urażony tak obcesowym zachowaniem sąsiadki.
- Nie, nic – pokręciła z uśmiechem głową. – Po prostu cały czas zastanawiam się, czemu właściwie się zgodziłeś. Znaczy no… To bardzo szlachetne z twojej strony i ja i Makoto bardzo się cieszymy, że chcesz pomóc. Ciągle brakuje nam wolontariuszy i w ogóle… po prostu z tego co mówili twoi rodzice miałeś chyba inne plany na ten rok szkolny, hm?
- Ach, to – wzruszył ramionami Hinata. Zaczerwienił się lekko i wbił wzrok w tabliczkę. „Ach to" było niezwykle ekskluzywną i renomowaną szkołą dla najbardziej utalentowanej młodzieży. Szkołą, do której trafiali tylko najlepsi i wyjątkowi. Szkołą, w której mogli spełniać swoje marzenia, osiągać wielkość, piąć się na szczyt, już teraz zacząć swoją profesjonalną karierę. Szkoła, o której w dalszym ciągu skrycie marzył.
- Sądząc po twoim jakże malowniczym grymasie twarzy coś poszło nie po twojej myśli – droczyła się z nim Komaru.
-Czesne jest trochę za wysokie – odparł wymijająco. – Rodziców niby stać, ale nie chciałem ich narażać na koszty. Nie zależało mi aż tak…
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że przecież brat Komaru ukończył Akademię. Na pewno wiedziała wszystko o czesnym i warunkach przyjęcia. Nawet jednak jeśli dopatrzyła się luk w jego wyjaśnieniach, nie skomentowała tego w żaden sposób.
- W każdym razie naprawdę fajnie, że postanowiłeś nam pomagać -Automatyczne drzwi rozsunęły się przed nimi. – To nie jest ciężka praca. Będziesz głównie bawił się z dzieciakami no i czasami robił jakieś drobne prace typu przynieś prześcieradła albo odnieś pościel, ale nie każemy ci myć podłóg ani nic. Momentami jest przygnębiająco, owszem, ale nawet nie wiesz, ile to daje satysfakcji – tłumaczyła, ciągnąc nieco przytłoczonego nadmiarem bodźców kolegę za sobą. - Komaru Naegi, przyszłam do doktora Naegiego – powiedziała recepcjoniście, machając mu przed nosem plastikowym identyfikatorem. – Przyprowadziłam mu nowego wolontariusza.
Mężczyzna zanotował coś w swoich papierach i pokiwał głową. Komaru otworzyła kolejne szklane drzwi i gestem nakazała Hinacie podążać za sobą.
Chłopak przełknął ślinę. Nagle wolontariat na oddziale onkologicznym wydał mu się bardzo marnym pomysłem. Na pewno znacznie gorszym niż kilka tygodni temu, kiedy przejęta Komaru opowiadała mu o tym, jak pomaga w pracy starszemu bratu i jak spędza czas zabawiając małych pacjentów. Kolorowe ściany na których namalowane były postaci z bajek, plastikowe krzesełka i stoliki do zabawy mimo wszystko nie zdołały całkowicie zamaskować wrażenia sterylności. Szpitalności. Jeszcze bardziej wzmagały tylko wrażenie niepokoju. Czuł, że zaczynają pocic mu się ręce. Coś ściskało go w żołądku.
- Komaru –odkaszlnął. – Ja chyba jednak nie.. – nie dosłyszała go. Szła dalej, przejęta tym, że prowadzi nowego chętnego pomocnika. – to bardzo kiepski… - spróbował znowu. Nagle wpadł na kogoś z impetem, prawie zwalając go z nóg – pomysł.. – zakończył. Nieudolnie próbował pozbierać się z kafelkowej posadzki.
- Hej, wszystko w porządku?
Podniósł wzrok, nieco zdezorientowany I zbity z tropu. Oczy, które napotkał zdecydowanie nie były oczami Komaru. Były bardzo blade, chyba jasnoszare i bardzo duże. Należały do wysokiego chłopaka w ciemnozielonej bluzie, który stał przed Hinatą, wyciągając do niego dłoń.

- Tak, tak, dzięki – mruknął pod nosem Hinata, przyjmując ofertę pomocy. Starał się oderwać wzrok od jego oczu. – Jest okej. Moja wina, nie patrzę gdzie idę.

Chłopak przyglądał mu się uważnie. Nie tak nachalnie jak wcześniej Komaru, po prostu z uprzejmym zainteresowaniem. Hinata również rzucił mu ostrożne spojrzenie. Dostrzegł wystające spod kaptura bluzy pasemka włosów. W świetle jarzeniówki wydawały się całkowicie białe.
- To nie od choroby – powiedział chłopak, uśmiechając się zaczepnie i lekceważąco machając ręką. Na jego szczupłym nadgarstku znajdowała się bransoletka z identyfikatorem pacjenta – Po prostu taka moja uroda.
- Jasne, rozumiem – powiedział szybko Hinata. – Znaczy przepraszam, nie chciałem, żeby.. Ja wcale nie myślałem, że… - zażenowany spuścił wzrok. Zauważył leżącą pod jego stopami kopertę. Musiała wypaść z komiksu, który białowłosy chłopak trzymał w wolnej ręce. Nadrukowane na niej logo wyglądało dziwnie znajomo. Hinata schylił się, by podnieść papier.
- Moje! – powiedział wesoło rozmówca, również się schylając. Zręcznie podniósł kopertę na moment przed tym, jak Hinata położył na niej dłoń. Zaczął kartkować komiks, szukając miejsca, z którego wypadła zguba. Hinata przyglądał się trzymanej między dwoma smukłymi palcami kopercie. Teraz mógł wyraźnie zobaczyć znajdujące się na niej logo. O wiele wyraźniej, niż by sobie tego w tym momencie życzył.Rozczarowanie zapiekło go w gardle.
- Uhm.. jeśli mogę spytać – zaczął dość niezręcznie.
- Hm? – chłopak oderwał się od kartkowania komiksu. Jasnoszare oczy były uprzejme, wciąż lekko zaciekawione.
– Ta koperta…?
Chłopak przekrzywił głowę. Nawinął pasemko białych włosów na palec.
- A, to – powiedział, jakby dopiero po chwili dotarło do niego, co Hinata powiedział. – Zabawna ironia losu –stwierdził. – Wyobraź sobie, że otwierasz skrzynkę na listy, a tam dwie koperty. W jednej są wyniki badań, w drugiej informacja, że zostałeś przyjęty do tego.. – zerknął na logo. – przybytku zajebistości jako wylosowany w loterii superszkolny szczęściarz – Hinata wytrzeszczył na niego oczy.
- Superszkolny szczęściarz? – spytał, z mieszaniną podziwu i zazdrości. Do końca miał nadzieję, że to on zostanie wylosowany. W taki sam sposób do Akademii dostał się przecież brat Komaru – Naprawdę?
- Tylko od tego, którą kopertę otworzysz jako pierwszą zależy, jaką podejmiesz decyzję – ciągnął chłopak. – Jeśli pierwszy będzie list ze szkoły, uznajesz, że w sumie skoro zostałeś oficjalnie uznany za szczęściarza, to w tej drugiej kopercie na pewno nie ma nic strasznego, wyniki są pozytywne.W ogóle jej nie otwierasz i o niej zapominasz, pozostawiasz sprawy własnemu biegowi. Jeśli jako pierwszą otwierasz kopertę z wynikami, już wiesz, że to czy i do jakiej pójdziesz szkoły nie ma żadnego znaczenia. Chyba domyślasz się – na jego twarzy pojawił się gorzki uśmieszek. – którą kopertę ja otworzyłem jako pierwszą..
Zanim Hinata zdążył wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, ktoś lekko klepnął go w ramię.
- O, widze, że zacząłeś już nawiązywać znajomości – powiedziała Komaru, niespodziewanie pojawiając się za jego plecami. Chyba wreszcie zorientowała się, że jej tymczasowy podkomendny został w tyle. – Bardzo dobrze, trzeba być otwartym. Cześć, Komaeda – pomachała białowłosemu chłopakowi, który odpowiedział jej nieco roztargnionym uśmiechem. – Chodź, Hinata, Makoto na ciebie czeka, chce z tobą porozmawiać o twoim zakresie obowiązków.
- Tak… mhm… - odkaszlnął Hinata. – No to…. Cześć
- Do zobaczenia wkrótce, Hinata – powiedział białowłosy chłopak. Pomachał im obojgu na pożegnanie i ruszył korytarzem w przeciwną stronę. Hinata szedł przed siebie, wbijając wzrok w posadzkę. Wiedział, że Komaru znów się na niego gapi. Czuł to. Wciąż widział białe włsoy wyślizgujące się spod kaptura, bransoletkę z identyfikatorem na nadgarstku. List z Akademii włożony między kartki komiksu. Czuł, jak obręcz na jego żołądku zaciska się jeszcze bardziej.
- Co mu jest? – spytał, zanim zdążył się ugryźć w język.
Komaru zaśmiała się ponuro.
- Nawet jeszcze nie zacząłeś tu pracować, a już mówisz ich językiem – powiedziała, kręcąc lekko głową./p
- Hm? Co? – zdziwił się. – Co znowu?
- Pacjentów. Zawsze jak dołącza do nich ktoś nowy, najpierw pytają o diagnozę – westchnęła. – Nie o to, kim jest i jak ma na imię. Tak, jakby choroba była ich identyfikatorem, ich znakiem rozpoznawczym - Hinata wzdrygnął się nieznacznie. Kolorowy korytarz z wielkim rysunkiem Totoro nagle wydał się przeraźliwie zimny.
- Trudno tego uniknąć – ciągnęła Komaru. - ale Makoto oczekuje, że my, wolontariusze będziemy jednak najpierw pytali o osobę, nie o diagnozę – dodała pouczającym tonem.
- Przepraszam – mruknął, spuszczając wzrok. – To się już nie powtórzy.
- Nazywa się Nagito Komaeda – powiedziała po dłuższej chwili milczenia Komaru. – I zdiagnozowano u niego chłoniaka.