- To Arya Stark z Winterfell, mój panie.
Tywin bardzo dobrze pamiętał moment, w którym usłyszał te słowa od Petyra Baelisha. Przyniósł on mieszankę uczuć: równocześnie triumfu i frustracji. Triumfu, ponieważ mieli teraz dwie karty przetargowe w tej wojnie- dwie Starkówny zamiast jednej. Frustrację, bo nie zauważył tego wcześniej.
Wiedział, że pochodziła z Północy. Wiedział, że była wysoko urodzona przez jej wygadanie i wykształcenie. Wiedział, że przed czymś te elementy powinien był połączyć wcześniej. Może mogłby, gdyby nie był tak skupiony na pokonaniu jej przeklętego brata i jego północnych ludzi.
Arya Stark tuż pod moim nosem, pomyślał. Zastanawiam się, czy czytała nasze listy.
Wykazała się sprytem podróżując jako chłopiec i trzymając głowę nisko. Jednak była aż za sprytna. A to ją zdemaskowało. Sprawiło, że rzucała się w oczy. Pozwoliłby jej może nawet na prześlizgnięcie się, gdyby była zwykłą połnocną dziewczynką.
Jednak nie Aryą Stark.
- Nie wiedziałeś o tym oczywiście - kontynuował Littlefinger. - Nigdy jej nie widziałeś, ani żadnych dzieci Stark, jeśli już o to chodzi.
- Nie - powiedział Tywin.
- Przyprowadzić ją do ciebie? - spytał Littlefinger. - Mogę przygotować...
- Nie - powiedział Tywin. - Niedługo tu przyjdzie. Poradzę sobie z nią. Poradzę sobie z tym sam.
Littlefinger skinął głową. - W takim razie opuszczę cię teraz. W międzyczasie wyruszę do Wysogrodu negocjować z Tyrellami.
- Dobrze - powiedział Tywin. - Upewnij się, że nie poprą nikogo, oprócz króla Joffreya.
Tywin nie wprowadził słów Lorda Baelisha w życie. Jeszcze nie. Chciał zobaczyć, jak dobrze dziewczynka będzie kłamać podczas testu. Zadawał jej pytania, zastanawiając się, czy może jej nie odesłać.
Jeśli chcesz udawać wieśniaczkę, powinnaś robić to odpowiednio.
Moja matka służyła Lady Dustin przez wiele lat, mój panie. Nauczyła mnie, jak mówić odpowiednie. Odpowiednio.
Byłą dobrą kłamczuchą, ale łatwo można było przez nią przejrzeć.
Bardzo przypominała mu ona Cersei, gdy była młodsza. Waleczna i kompletnie pogardliwa względem roli, jaką społeczeństwo jej nadało w związku z byciem kobietą. Tym bardziej jako wysoko urodzone, nie miały zbyt wiele do gadania.
Pozwolił jej grać w swoją grę jeszcze przez jakiś czas, aż do czasu, gdy losy wojny zmuszały go do ponownej przeprowadzki.
Gdy jego dowódcy wyszli, by się przygotować, Arya zaczęła skradać się do wyjścia. Tywin ją zatrzymał.
- Dziewczyno... przyjdź tu na moment.
...
Umysł Aryi pracował na pełnych obrotach. Lord Tywin zamierzał wyjechać tej nocy, a ona musiała odnaleźć Jaqena, zanim to się stanie. Jeśli go zabije, może armie Lannisterów rozpadną się w walce z Robbem. To był dobry pomysł, wiedziała o tym. Najlepszy wybór na trzecie imię.
Lord Lannister był zaskakujący. Słyszała mnóstwo strasznych historii o nim, a jednak mimo że był zdecydowanie osobą, której powinno się bać, ona nie bała się go tak, jak bać się powinna. Nienawidziła go, głównie za nazwisko i jego kampanię przeciw jej bratu. Jednak nie skrzywdził jej osobiście. Przebywał wiele mil dalej, gdy Joffrey ściął głowę jej ojcu.
Jego miejsce na jej liście było nietypowe, a przede wszystkim niepewne, bowiem nie zrobił jeszcze niczego, za co mogłaby go winić. Ale mogłaby. Znalazłaby wtedy Jaqena i podała mu jego imię.
- Dziewczyno... przyjdź tu na moment.
Arya się zatrzymała, walczyła z potrzebą powiedzenia przekleństwa pod nosem. Musiała znaleźć jak najszybciej Jaqena. Powoli odwróciła się do Tywina.
- Tak, mój panie?
Tywin powiedział jej, żeby usiadła naprzeciw niego. To na pewno nie była prośba. Arya powoli podeszła do stołu sadowiąc się na skraju krzesła w razie gdyby musiała uciekać. Wydawało się, że to zauważył.
- Planujesz uciec? - Tywin przechylił głowę na bok. - Jak myślisz, co zamierzam z tobą zrobić?
Arya pokręciła głową. Nie wiedziała jeszcze co, ale coś tutaj nie pasowało. - Czy planujesz zabrać mnie ze sobą? Jako twój podczaszy.
- Planuję zabrać cię ze sobą, tak. -Tywin wytrzymał jej spojrzenie. - Jakie jest twoje imię, dziewczyno? Nigdy nie mówiłaś.
Pytanie zbiło Aryę z tropu. Nigdy jej o to nie pytał i nie sądziła, że kiedykolwiek spyta. Szukała odpowiedzi mówiąc pierwsze imię, jakie jej przyszło na myśl. - Jeyne... Poole -zdecydowała.
Usta Tywina drgnęły. - Wydajesz się niezdecydowana.
- Nie jestem - powiedziała stanowczo. - Jestem Jeyne Poole.
- Kłamiesz - powiedział Tywin. - Spróbujmy jeszcze raz. Powiedz, jak się nazywasz.
Lodowaty strach rozprzestrzenił się po Aryi, a jej ręce zaczęły się trząść. Spojrzał na nią wzrokiem człowieka, który zna już odpowiedź. -Czy znasz już moje imię, mój panie? -mruknęła.
- Tak - powiedział Tywin. - Znam. Może nie znałem twojej twarzy, ale Petyr Baelish owszem. Musiałaś go o to podejrzewać. Byłaś przy nim bardzo ostrożna.
Arya poczuła gulę w gardle. Wtedy spróbowała się poderwać.
Oczekiwał tego. Powstał w tym samym momencie, co ona, łapiąc ją szybko za ramię. Obróciła się i walczyła z jego uciskiem, jednak nie pozwolił jej na to. Jej rozmiar działał na jej niekorzyść. Był znacznie silniejszy od niej.
- Puść mnie! - zażądała.
- Wiesz, że tego nie zrobię - powiedział Tywin.
Arya obróciła się i próbowała się uwolnić, jednak jego uchwyt zacisnął się niczym pętla na szyi.
- Uspokój się, Lady Aryo. Nigdy nie uda ci się stąd wydostać bez choćby jednego mojego żołnierza goniącego cię. A on nie potraktuje cię tak uprzejmie.
Serce Aryi biło mocno w jej klatce piersiowej. Chciała nadal z nim walczyć, wydrapać mu oczy. Chciała przemienić się w wilka, bez swojej małej ludzkiej formy i rozerwać mu gardło. Jednak złapana w paszczę lwa czuła się bardziej jak bezradna dziewczynka.
Uspokoiła się i wzięła kilka oddechów. Spojrzał na nią z góry.
- Skończyłaś?
Arya lekko kiwnęła głową.
Tywin trzymał ją jeszcze przez jakiś czas. Później puścił uchwyt. - Dobrze. Usiądź.
Arya opadła powoli na jej krzesło.- Wiesz o tym... od przybycia Littlefingera?
- Tak - powiedział Tywin.
- Więc czemu nie wspomniałeś o tym wcześniej? - spytała.
- Nie było to wtedy potrzebne - powiedział Tywin. - I chciałem zobaczyć, jak dobrze będziesz kłamać.
Arya spojrzała w górę. - I jak kłamałam?
- Wystarczająco dobrze. - powiedział Tywin. - Na kogoś, kto pochodzi z tak szczerej rodziny. - Przechylił głowę na bok - Musisz bardzo mnie nienawidzić. Zastanawiam się, czy nie zatrułaś mojego kielicha.
- Nienawidzę twojej rodziny - zgodziła się Arya. - Zabili mojego ojca.
- Król Joffrey zabił twojego ojca, tak - powiedział Tywin. - Była to idiotyczna rzecz. Twój ojciec mógł być kluczem do zawarcia pokoju z Północą. Bardzo żałuję, że nie żyje.
- Nie tak bardzo, jak ja - mruknęła Arya.
Tywin obserwował ją przez dłuższy moment. -Nie. Nie tak bardzo, jak ty.
- Byłam tam wtedy - powiedziała Arya. - Nawet po tym, gdy ojciec przyznał się do win i powiedział wszystko, co chciał, on wciąż żądał jego głowy, bo tłum się tego domagał - jej dłonie zacisnęły się w pięści. - Zabiłabym go, gdybym tylko mogła.
- Wyobrażam to sobie. Jednak nie możesz - powiedział Tywin.
- Królowie umierają non stop - powiedziała Arya. - Wszyscy umierają.
- Uważaj, co mówisz - powiedział Tywin. - Szczerość wpędza Starków w kłopoty.
- I tak już mam kłopoty - powiedziała Arya. - Znasz moje imię. Nie dasz mi szansy na ucieczkę.
- Nie dam - zgodził się Tywin.
- Wyślesz mnie z powrotem do Królewskiej Przystani? - spytała Arya.
- Myślałem nad tym - powiedział Tywin. - Nie wydaje mi się, żeby było to dla ciebie przyjemne doświadczenie. Bycie jeńcem w Czerwonej Twierdzy ze swoją siostrą... Joffrey gardzi tobą przez tą sprawą z twoim wilkiem. Nie wyobrażam sobie, że potraktuję cię uprzejmie. Nie wydaje mi się także, by przepadała za tobą moja córka.
- Nie lubię jej - oznajmiła Arya.
- Tak, jednak to ona ma w tej chwili więcej władzy, więc to, co czujesz nie ma znaczenia.- powiedział Tywin.
Arya zadrżała. Szczerze mówiąc, myśl o powrocie do Czerwonej Twierdzy przerażała ją. Co by z nią zrobili, gdy nie ma już ojca, który by ją przed nimi chronił? Sansa wciąż żyła. Zdumiewało ją, że dała sobie radę przez tak długi czas. Arya nie była pewna, ile ona by wytrzymała bez pragnienia rzucenia się z wieży.
-Mogę zaoferować ci alternatywę - powiedział Tywin. - Taką, która wyda ci się korzystniejsza.
Arya uniosła brew. - Pozwolisz mi odejść?
- Oczywiście, że nie. Nie jestem głupcem. Ale potrzebuję cię jako karty przetargowej na polu bitwy. Możesz kontynuować bycie bezimiennym podczaszym przez jakiś czas. Nie spuszczę z ciebie wzroku ani moi dowódcy też nie. - Pochylił się do przodu. - Jednak jeśli spróbujesz uciec, zostaniesz złapana i wysłana do Królewskiej Przystani, by być na łasce Joffreya i jego matki.
Arya zacisnęła usta w wąską linię. Gdyby mogła wybrać, zdecydowanie wolała Tywina. Wydawał się chociaż ją tolerować, nawet jeśli mówiła, co jej ślina na język przyniesie. Nie wspominając o tym, że na polu bitwy była bliżej Robba.
Wiedziała, że Tywin nie ścierpi próby ucieczki. Będzie ją trzymał pod ścisłą strażą.
- Więc? - spytał Tywin.
Arya kiwnęła głową - Zgodzę się na twoją ofertę... mój panie.
Tywin także kiwnął, jakby oczekiwał właśnie takiej odpowiedzi. - Nie wydaje mi się, żebyś miała za duży wybór.
Arya potrząsnęła głową. Wszystko zostało jej odebrane tak dawno temu. Jej miecz, jej rodzina, a teraz jej wolność. Nie miała już nic do stracenia oprócz imienia. A nawet to wydawało sie przeklęte.
-Dobrze - powiedział Tywin. - Wyjeżdżamy dziś w nocy.
...
No to, kochani, zaczynamy z projektem mojego życia. To moje ulubione fanfiction, mam nadzieję, że Wam także się spodoba. Komentujcie, proszę.
