1.
Hermiona stała razem z Harrym i Ronem na błoniach i chuchała na zgrabiałe z zimna dłonie, by choć trochę je ogrzać.
- Jak myślicie- odezwał się Harry po długim milczeniu- Uda im się wyłapać wszystkich Śmierciożerców?
- Jasne- parsknął Ron- Nie mają żadnych szans. Żałuję tylko, że my musimy tutaj siedzieć i udawać, że wszystko jest w porządku.
- Bo wszystko JEST w porządku, Ron- rzuciła niechętnie- Od dwóch miesięcy Voldemort jest już tylko wspomnieniem, a większość Śmierciożerców została wyłapana. Pozostało ledwie kilku.
- Proszę cię- warknął- Straciłem Percy'ego w tej wojnie, a Ginny spędza całe dnie u Munga. To według ciebie jest „w porządku"?!
- Ginny wyzdrowieje i wiesz o tym- mruknął Harry z bólem w zielonych oczach- Niepotrzebnie rzuciła się mnie zasłonić. Jakbym sam sobie nie dał rady! Co nie zmienia faktu, że nie jest… chora nieuleczalnie.
- Wiem, do cholery, wiem! A, co najgorsze, wiem, że jej życie zawdzięczam Snape'owi!- kopnął kupkę śniegu i jęknął, gdy okazało się, że pod nią był kamień- Gdyby od razu nie podleciał i nie namachał się przeciwuroków, to już by nie żyła. Nie jest mi dobrze z tą świadomością.
- Nikomu by nie było, ale przynajmniej udowodnił tym po której stronie naprawdę jest- uśmiechnęła się lekko, co spotkało się z pełnymi obrzydzenia dźwiękami dochodzącymi od jej przyjaciół. Harry pokręcił głową, marszcząc się.
- Odpuść sobie, Hermiono. Wiem, że straciłaś dla niego głowę, ale mogłabyś tego nie okazywać? Wystarczy, że Ginny usiłuje mnie przekonać, że Snape to jakiś święty.
- Nie, no… Do świętego mu baaaardzo daleko- parsknęła i rozejrzała się wkoło. To w tym miejscu stoczyła się Druga bitwa o Hogwart, w której czarnoksiężnik Voldemort został zabity przez Chłopca-Który-Zwyciężył, Harry'ego Pottera przy pomocy swoich przyjaciół: Ronalda Weasleya i Hermiony Granger. A przynajmniej tak piszą w podręcznikach. Prawda jest taka, że Ron został ogłuszony, a Hermiona prawie straciła rękę. Nawet teraz miała problemy z używaniem jej. Na szczęście nie była to ręką od różdżki- tego by nie zniosła. Co nie zmienia faktu, że pewnie już nigdy nie założy koszulki z krótkim rękawem- jej lewa ręka od barku do nadgarstka była pełna blizn, szram, a w niektórych miejscach brakowało mięsa i jedynie skóra oblepiała kość. Jej samej robiło się niedobrze na ten widok. Staropanieństwo nie jest takie złe- pomyślała po chwili. Nie przypuszczała, że w ogóle przeżyje, zwłaszcza kiedy pojedynkowała się z Bellatrix, którą w końcu zabiła. Dziwny dźwięk wyrwał ją ze wspomnień.
- Gnojki- syknął Ron, a Harry pokręcił głową w dezaprobacie. Podążyła za ich wzrokiem i zauważyła, jak dwójka Puchonów dźga kijkiem leżącego i rozpaczliwie kraczącego kruka. Niewiele myśląc i nie zważając na okrzyki zdziwienia swoich przyjaciół ruszyła ku dzieciakom. Machnęła różdżką i po chwili kijek znalazł się w jej dłoni. Obrócili się, zdenerwowani, ale po chwili na ich twarzach pojawił się strach. Znali ją i wiedzieli, że to ona zabiła Bellatrix Lestrange oraz jej męża Rudolfusa.
- G-G-Granger… Jak miło cię spotkać- odezwał się jeden z nich.
- Pięćdziesiąt punktów od Hufflepuffu za znęcanie się nad zwierzętami- warknęła, zamykając ich tym. Bycie Prefekt Naczelną miało swoje plusy, między innymi odejmowanie punktów- Mało wam było w tym roku przemocy?
- Nie, oczywiście, że nie!
- Mam nadzieję. Wynocha do zamku!
Omal się nie zabili pędząc przed siebie. Westchnęła i spojrzała na ptaka. Był duży, nawet jak na kruka, cały czarny, o mocnym, zakrzywionym dziobie.
- Cześć, malutki- takim tonem przemawiała jedynie do Krzywołapa i to zwykle wtedy, kiedy miała wyjątkowo dobry humor- Nie możesz latać?
Kucnęła i wyciągnęła rękę przed siebie. Zakrakał i próbował odsunąć się od niej, ale najwidoczniej nie tylko skrzydło miał złamane.
- Nie ruszaj się, bo zrobisz sobie krzywdę. Nie ma w tej chwili ani Hagrida ani Grubby-Plank, ale mogę ci pomóc, jeśli mi pozwolisz.
Łypnął na nią nieprzyjaźnie, by po chwili znieruchomieć. Uznała to za przyzwolenie. Ściągnęła kurtkę i delikatnie owinęła ją wokół rannego zwierzęcia. Zakrakał kilka razy, najwidoczniej z bólu, więc starała się oszczędzić mu cierpień. Wyszeptała kilka zaklęć, które uśmierzały ból i dopiero wtedy wzięła go na ręce.
- Uch, ciężki jesteś- zachichotała i ruszyła w kierunku wejścia. Harry i Ron po chwili do niej dołączyli.
- Ale paskudne ptaszysko.
- Jest śliczny, tylko ciebie nie interesuje żaden inny ptak poza Świstoświnką.
- Daj spokój, jest prawie tak wielki jak Krzywołap. Zamierzasz się nim zająć?
- Nie, zostawię go tutaj, żeby zdechł- sarknęła i uśmiechnęła się krzepiąco do kruka- Poza tym przypuszczam, że to czyjś posłaniec.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, ale to Harry się odezwał.
- Znam tylko jedną osobę, która mogłaby mieć ścierwojada za posłańca. Snape.
- I dobrze. Tym chętniej się nim zajmę. Profesor Snape w tej chwili ściga Śmierciożerców, więc pewnie i tak nie miałby czasu żeby nim się zająć.
- To takie ironiczne, co nie?- Ron zarechotał- Wyłapie Śmierciożerców, ale jeden zawsze będzie na wolności. On sam.
- RON!- krzyknęła i ze złości zacisnęła mocniej dłonie, na co ptak zaprotestował głośnym krakaniem- No, już, już… Przepraszam, nie chciałam.
- Gadasz do ptaka?
- A ty do Świstoświnki niby nie?! Posłuchaj mnie wyraźnie- nie życzę sobie, żebyś tak mówił o kimś, kto uratował twojej siostrze życie. Poza tym wydaje mi się, że wystarczająco udowodnił swoją lojalność, nie sądzisz?
- Jesteś zaślepiona- mruknął i otworzył przed nią drzwi zamku- Nie wiem co ty widzisz w tym starym nietoperzu.
- Ron, cokolwiek… czuję do profesora Snape'a…- czuła, że palą ją policzki- W każdym razie nie ma to najmniejszego wpływu na moją zdolność rozumowania. Widziałam dostatecznie wiele, by uwierzyć w to, że nie jest już Śmierciożercą. Koniec dyskusji, jasne?
