Mógłby ktoś pomyśleć, że przestaniesz - po tym, co się wczoraj wydarzyło. Tylko że każdego w to wierzącego należałoby nazwać głupcem. Potterowie się nie zmieniają i żadne, ale to żadne wydarzenie - bez względu na to jak bardzo okropne by nie było - nie usunie tego aroganckiego, pełnego samozadowolenia i dziecięcej naiwności wyrazu z Twojej twarzy.

Uśmiechasz się. Najwidoczniej spotkania ze mną nie są w stanie odebrać Ci tej umiejętności.

Ciekawe czy by się to zmieniło, gdybyś się dowiedział jak bardzo wysysasz ze mnie ostatki szczęścia. Jak dementor. Nie różnisz się niczym od tych stworzeń, których tak bardzo nienawidzisz, Potter.

Jestem wrakiem człowieka. Albus nie raz mi to mówił. Nie, nie dosłownie, nie wprost. Starzec nigdy nie dopuściłby się czegoś takiego. Wolał podać gorzką prawdę w polewie tak zwanej delikatności i subtelności. To, w jaki sposób to ujął, nie ma jednak znaczenia. Ważne jest to, jak bardzo miał rację. Potwierdzenie jego słów mam teraz dokładnie przed sobą. I miałem je wtedy, kiedy znieważyłeś mnie, oglądając tamto wspomnienie.

Zdrowy człowiek nie pozwoliłby, by ktoś taki jak Ty go złamał. Tak, Potter, wiem, że jestem żałosny. Pomyśleć tylko, że Jemu nie udaje się to, co Tobie. Może jednak masz "moc pokonania Czarnego Pana". W czymś go przewyższasz, pociesza się to, Potter? Najgorsze okrucieństwo Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać jest niczym przy Twoich akcjach. Przy Twoim samym istnieniu.

Uśmiechasz się. Tak jak po śmierci Diggory'ego (krótko trwało Twoje lamentowanie, Potter, czyżby nie było szczere?). Jak w dzień po ataku na Artura Weasleya. Jak parędziesiąt godzin po znalezieniu Twojej przyjaciółki spetryfikowanej.

Nie uśmiechałem się po śmierci Lily. Od tamtej pory żadna rzecz nie była w stanie zmusić mnie do szczerego uśmiechu. Gdy teraz o tym myślę, prawdopodobnie nie byłem skory do jakiejkolwiek wesołości już nawet po tym jak nazwałem ją...

Teraz bezczelnie spojrzałeś na mnie. Nie masz w oczach wyrzutów sumienia, wstydu. Jedynie czystą nienawiść, nieudolnie przykrywającą strach. Boisz się mnie, dobrze.

Mijamy się. Twoi przyjaciele przyspieszają kroku, ty kontynuujesz swoim powolnym tempem. Są zdziwieni, ale nie pytają. Rzucasz im ten przeklęty uśmiech, a oni zapominają, że mieli się odezwać.

Mógłby ktoś pomyśleć, że przestaniesz.