Fakt, że całe życie był sam, to nie przypadek - mówił czasem sam do siebie. Upewniał się w tym, podtrzymywał konstrukcję jego poglądów. Motywował się. W końcu, nigdy nie stałby się tak silny, gdyby nie musiał polegać wyłącznie na sobie. To powstrzymywało go od zawierania bliższych znajomości. Nie mógł sobie pozwolić na słabość. Nie po tym wszystkim co przeżył, nie po tych latach w samotności. Gdyby tak się stało - jak mógłby wyjaśnić inaczej, dlaczego przeżył to wszystko? Musiałby porzucić myśli o przeznaczeniu. O tym zaszczycie, który czeka go na końcu drogi - w nagrodę za te cierpienia.

Nie przyznałby się jednak przed nikim, że to było właśnie powodem jego aspołecznego zachowania. Przed nimi wszystkimi, on musiał być silny, nie starać się o to.

Jego maska nie musiała nic robić.

Była idealna.

Oni widzieli go jako idealnego.

W życiu każdego człowieka przychodzi czas, że chowa swój główny powód działania głęboko w podświadomości. Marzenia, których się wstydzi. Doświadczenia, które bolą.

Dla każdego przychodzi czas, gdy zdajemy sobie sprawę jak daleko jesteśmy od naszego ideału. W trakcie długiej drogi, zwanej życiem tworzymy sobie wzór, archetyp naszej idealnej osobowości. Wzór, będący motywujący do czasu, kiedy spojrzymy w lustro. I zobaczymy jak bardzo od owego archetypu odbiegamy.

On nie mógł być dłużej tym dzieciakiem. Głodnym wiedzy, sławy, uznania. Wspomnienie o jego dawnych motywach działania, przyprawiało go o wstręt. Nienawidził tego, że zawsze musiał dążyć do potęgi, a nigdy jej nie posiadał.

A gdyby tak zabić część siebie? A gdyby zostawić tą chłodną maskę, którą nosił codziennie - bez wnętrza, ale za to budzącą postrach, podziw, szacunek?

Kiedy zapomniał o sobie, a zaczął grać, poczuł się lepiej. Przynajmniej nie dopuszczał do siebie myśli, że może być inaczej. Miał wszystko, czego pragnął. Moc, jakiej nie miał nikt. Umiejętności. Znał sekret nieśmiertelności. Wiedział wszystko. Był idealny.

Pamiętna noc, 31 października 1981 roku.

Choć nie przyznałby się do tego na głos - tego dnia naprawdę umarł. I choć jego dusza pozostała na ziemi, choć trzynaście lat później odzyskał ciało - był martwy. Maska silnego, nieomylnego geniusza zła zginęła w chwili, gdy ogłoszono jego klęskę. A poza tą zewnętrzną warstwą nie było już w nim nikogo.

Teraz mógł starać się odbudować dawną opinię.

...ale nie mógł już zapomnieć o Tomie Riddle'u. Chłopcu, pragnącym siły, której nigdy nie posiadał.