Wiem, że takich fanfików jest pełno i że sam motyw również jest ograny. Ale musiałam to napisać. I musiałam to opublikować.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Edit: poprawione niedopatrzenie na końcu, dziękuję komentującej za wytknięcie.
Bohater
Cisza, zwykle tak wyczekiwana, teraz przeszywała niczym sztylet. Walające się brudne filiżanki oczekiwały na zmycie, tak samo jak podłoga.
Levi odetchnął głęboko i przymknął oczy, próbując zebrać myśli. Mimowolnie wrócił wspomnieniami do ostatniej wyprawy, tej, z której dopiero co wrócił ze skręconą kostką. Przypomniał sobie twarze swoich towarzyszy, zastygłe w przerażeniu, martwe. Pamiętał ich pusty wzrok, krew, swoją bezsilność, ból i rozpacz...
- Levi, Erwin cię woła.
Młody kapitan wstał bez chwili wahania i ruszył do dobrze znanego sobie gabinetu, bez śladu najmniejszego żalu, ze swoim zwyczajowym grymasem na twarzy.
W końcu bohaterowie nie są ludźmi, zawsze muszą być silni.
