1.
Harry drzemał na lekcji historii, ukołysany przez monotonny głos Binnsa tak jak większość uczniów w klasie. Tylko Hermiona z zapałem robiła notatki, wiedząc, że jej przyjaciele będą ich później potrzebować by zdać egzamin na koniec roku. Nie rozumiała jak inni mogli spać gdy profesor opowiadał o tak ciekawym temacie! W końcu zakończyli te wszystkie niekończące się wojny goblinów, olbrzymów i tak dalej. W tym roku zajmowali się historią prawa w magicznym świecie, a dziś Binns opowiadał o ustawach dotyczących magicznych stworzeń.
- Był czas, kiedy wszyscy, którzy potrafili władać różdżką byli przyjmowani w progi tej szkoły. Tak było od czasu Założycieli aż do 1354, kiedy to dyrektor Revert Petit stwierdził, że niektóre z nich zrobiły się zbyt niebezpieczne i razem ze swoim bratem, ówczesnym Ministrem Magii, Avertem Petit, wprowadzili pierwsze ograniczenia wymieniające gatunki, które są niewystarczająco ludzkie by uczęszczać do Hogwartu razem z czarodziejami. Były to strzygi, olbrzymy, gobliny, incubusy i succubusy, jak również centaury. Na ich decyzję miały oczywiście wpływ toczące się wówczas krwawe wojny goblinów i olbrzymów oraz coraz bardziej widoczne różnice kulturowe między czarodziejami i strzygami, incubusami i succubusami. Mugolskie poglądy religijne tamtych czasów przenikały do umysłów czarodziei i duża seksualność tych istot została uznana za karygodną. Ministerstwo próbowało również zakazać związków ludzi z tymi gatunkami, jednak jako, że część z nich posiada życiowych towarzyszy wybieranych przez magię, jedyne co mogli zrobić to zniechęcić ludność odpowiednią propagandą i zakazać formalnych ślubów w 1360. Kolejne restrykcje zostały wprowadzone w 1595 i dotyczyły Smoczych Ludzi, kelpi i gordonii. Do 1890 niemalże każdy dyrektor zakazywał wstępu do szkoły jakiemuś gatunkowi, a Ministerstwo ograniczało ich prawa. Do 1943 do Hogwartu mogły uczęszczać wampiry, wilkołaki i wile. W 1943, gdy Grindewald rósł w siłę i część wampirów go poparła, Ministerstwo ograniczyło ich prawa, a dyrektor Dippet zakazał im wstępu do szkoły. Po śmierci Grindewalda w 1945 i mianowaniu dyrektorem Dumbledore'a w 1946, Ministerstwo jako reperkusje wprowadziło kolejne prawa ograniczające wolności osobowe wampirów, odmawiając im praw obywatelskich i stawiając na równi ze zwierzętami. Po incydencie w 1970 roku, kiedy to wila odnalazł swojego towarzysza i okazała się nim być żona Ministra Emanuela Martike, Rebeka, Ministerstwo odebrało prawa obywatelskie i prawo do edukacji również wilom. W 1990 prawa zostały odebrane wilkołakom, jako, że część z nich poparła Sami – Wiecie – Kogo. Obecnie do Hogwartu mogą uczęszczać tylko te istoty, których nazwiska pojawią się w Księdze Ludzi. Oznacza to, że jeżeli w czyichś żyłach płynie uśpiona krew magicznego stworzenia z powodu urodzenia, to dopóki nie zostanie ona obudzona, osoba taka może być uczniem w tej szkole. Gdyby ktoś został zmieniony w wilkołaka lub wampira, zostaje automatycznie skreślony z Księgi, co odbiera mu prawo wstępu na tę uczelnię. Teraz zajmiemy się regulacjami prawnymi wprowadzonymi przez Ministerstwo od 1354 roku…
Hermiona z zawodem odkryła, że na tych zajęciach nie dowie się niczego nowego na temat Skrzatów Domowych i ich zniewolenia. Czyżby te istoty były tak bardzo niewarte uwagi według czarodziei, że nikt nie zawracał sobie głowy ich historią? To było okropne! Przecież skrzaty były tak bardzo pomocne. Zasługiwały na kogoś kto by walczył o ich prawa.
Harry odetchnął z ulgą, odkładając pióro. Właśnie skończył pisać swój ostatni w tym roku egzamin i już nie mógł się doczekać tego odprężającego czasu wolnego, który miał przed wakacjami. Przez następne dwa tygodnie lekcje będą bardzo luźne, a części w ogóle nie będzie. Na dodatek miał wrażenie, że w tym roku poradził sobie z egzaminem z Historii Magii nawet nie źle. Może miało to coś wspólnego z tym, że w końcu na zajęciach zajęli się czymś pożytecznym, Magicznym Prawem. Nie żeby na lekcjach uważał, co to, to nie. Spał tak jak większość uczniów. Jednak chociaż raz notatki Hermiony były naprawdę interesujące. Cóż, przynajmniej dla niego były interesujące. Ron wciąż narzekał i jęczał. Harry nie mógł uwierzyć, że właśnie był na końcu swojego szóstego roku nauki i Voldemort wciąż nie zaatakował, i pogoda była taka piękna, i Voldemort siedział cicho, i chociaż raz nikt niczego od niego nie chciał, i już po raz ostatni w życiu jechał na wakacje do Dursley'ów… Harry'ego przeszły ciarki na samą myśl o powrocie do swojego wujostwa. Vernon jasno dał mu do zrozumienia, że jeżeli do nich wróci w te wakacje, to nie będzie to miły powrót. Chłopak wciąż miał blizny po tamtej lekcji… ale chociaż tyle dobrego, że będzie musiał spędzić z nimi tylko trochę więcej niż miesiąc. Był pewien, że w urodziny Zakon go zabierze. Może do Weasleyów? A może na Grimmuald Place? Harry uśmiechnął się, myśląc o swoim przybranym ojcu chrzestnym. Teraz już znacznie lepiej rozumiał w jakiej sytuacji prawnej znajdował się Remus i bardzo mu się to nie podobało. Nie rozumiał dlaczego Dumbledore nie walczył w Wizengamocie o przywrócenie praw wilkołakom. Albo takie wile – Fleur była po części wilą, ale najwyraźniej jej krew była w większości uśpiona jeżeli mogła uczęszczać do Bauxbaton. A może tam mieli nieco luźniejsze prawa? Musiał ją o to zapytać przy najbliższej okazji. A okazję powinien mieć, biorąc pod uwagę to, że czarownica była obecnie dziewczyną Billa i dużo czasu spędzała w Norze.
Chłopak radośnie udał się ze swoimi przyjaciółmi na błonia, by rozkoszować się wolnością i wspaniałą pogodą.
oOo
- Ojcze… myślę, że znalazłem mojego towarzysza. – Draco Malfoy wyszeptał w trakcie obiadu. Zebranie w sobie odwagi zabrało mu ponad dwa tygodnie wakacji. Niektórzy śmieli się z jego niewieściej urody, ale nie mogli zaprzeczyć, że był piękny i potrafił do siebie przyciągać ludzi. Mało kto wiedział, że Draco miał w sobie bardzo dużo uśpionej krwi wili, odziedziczonej po swoim ojcu. Jednak Lucjusz miał tyle szczęścia, że u niego ona nigdy się nie obudziła. Owszem, miał świetny wygląd i sporą charyzmę, jednak to było wszystko. Draco wiedział, że on nie miał tyle szczęścia. Niemowlęta ze zdolnością do uaktywnienia się krwi wili rozwijały się bardzo szybko w pierwszym roku swojego życia i gdy Draco zaczął chodzić mając tylko cztery miesiące, jego rodzice pogodzili się z tym, że ich synek otrzymał pełne dziedzictwo Malfoyów. Zmienili nawet datę na jego akcie urodzenia, aby mógł pójść rok wcześniej do szkoły. Dzięki temu Draco będzie mógł ukończyć Hogwart zanim jego krew obudzi się w jego siedemnaste urodziny. Tak, Ślizgon miał dopiero piętnaście lat, w listopadzie miał skończyć szesnaście. Jednak już teraz zachodziły w nim zmiany. Jedną z nich było znaczne wyostrzenie się zmysłu węchu. Dzięki niemu Draco bardzo szybko odkrył, że jeden z uczniów pachniał dla niego niczym najwspanialsze ciastko, niczym nektar. Z pamiętnika dziadka, który miał szczęście żyć w czasach, gdy jeszcze nie było tych ograniczeń prawnych dla wili, chłopak wiedział, że taki zapach należał do jego towarzysza. Ślizgon naprawdę potrzebował ponad dwa tygodnie by zebrać w sobie odwagę by powiedzieć o tym jego rodzicom, a zwłaszcza ojcu. Lucjusz i Narcyza kochali go, zwłaszcza, że nie mogli mieć więcej dzieci. Jednak Draco nie był pewien jak odbiorą wiadomość o tożsamości jego towarzysza…
- Z twojej miny wnioskuję, że nie jest to ktoś, kogo bym sobie życzył. – Lucjusz dolał sobie to kieliszka wina, podczas gdy jego żona uśmiechnęła się do Draco zachęcająco.
- Nie martw się Draco. Nieważne kim ta osoba jest. Dla nas najważniejsze jest byś był szczęśliwy, nawet jeżeli nie zgadzamy się z niektórymi twoimi decyzjami. – No tak, nie mogli mu odpuścić tego, że zdecydował się nie wstępować w szeregi Mrocznego Pana. Draco podejrzewał, że w duchu jego matka była bardzo z tego zadowolona, jednak zdecydowała się stanąć po stronie Lucjusza, jak każda dobra czysto krwista żona.
- Um, jeżeli mam być szczery, to naprawdę chciałbym móc w tym przypadku podjąć własną decyzję i powiedzieć tej całej magii by się odp… erm… by zapomniała o swoim wyborze towarzysza dla mnie. – Blondyn powiedział wpatrując się w swój talerz i nie widząc jak jego rodzice wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia.
- To nie jest Granger, prawda? – Lucjusz wyszeptał i Draco poderwał gwałtownie głowę.
- Nie! Merlinie, nie! Chyba bym się powiesił, gdybym miał spędzić resztę życia z encyklopedią! – Chłopak skrzywił się z wyraźną odrazą, nagle zdając sobie sprawę z tego, że pewnie w przyszłości będzie musiał się z tą encyklopedią dość często widywać.
- Dzięki ci, Salazarze. – Jego ojciec odetchnął z ulgą, tak jak i matka. Przez sześć lat nasłuchali się wystarczająco dużo narzekań na temat Mugolaczki by mieć jej serdecznie dosyć i bez poznawania jej. – Więc kto? Jakiś Puchon?
- Gorzej, tato, gorzej… - Draco przełknął i postanowił to z siebie wyrzucić w przypływie jakiegoś dziwnego chwilowego Gryfonizmu. – To Harry Potter.
Lucjusz siedział sztywno, patrząc na swojego syna, jakby wyrosła mu druga głowa, podczas gdy Narcyza złapała się za serce. – Oh, mój Draco, mój biedny Draco…
oOo
Harry Potter siedział na huśtawce w parku niedaleko Privet Drive. Było już ciemno, jednak nie miał siły wracać do domu swojej ciotki. Miał skręcony lewy nadgarstek, tego był pewien. I poobijane żebra, pomijając już wielobarwne sińce zdobiące większość jego ciała pod ubraniem. Na dodatek coś nie tak było z jego nogą, ponieważ go bolała i kulał. Nie wiedział jednak co. Na pewno nie była złamana, nie miał też żadnego stawu zwichniętego. Może po prostu jego mięśnie były tak poobijane, że odmawiały współpracy? Dobrze, że powiedział Dursleyom o tym, że ktoś przyjdzie po niego w jego urodziny. Dzięki temu Vernon dał mu wczoraj spokój, dając cztery dni na doprowadzenie się do porządku, żeby nikt niczego nie podejrzewał. Harry wiedział, że wszystko się na nim bardzo szybko goiło, ponieważ jego magia pomagała w leczeniu. Dzięki temu pewnie za te cztery dni po sińcach nie będzie już śladu, tak samo jak po skaleczeniach, zadrapaniach i być może nawet skręconym nadgarstku i nodze. Jednak nie rozumiał dlaczego jego magia nie mogła sobie poradzić też z jego kiepskim wzrokiem, by nie musiał już dłużej nosić okularów. Może jak już będzie wolny od Dursleyów, to kupi sobie ładniejsze oprawki. I jakieś ubrania. I jakiś miły domek niedaleko stawu albo jeziora. Znał odpowiednie zaklęcia by nie musieć przejmować się komarami i innym robactwem. I miałby tam ogródek warzywny i kwiatowy, i…
Harry krzyknął zaskoczony, gdy ktoś złapał go od tyłu, zanim chłodna dłoń zasłoniła mu usta, tłumiąc dalsze krzyki. Mężczyzna, bo to na pewno był mężczyzna, zachichotał mrocznie i pociągnął go między drzewa. Harry szarpał się i kopał, jednak miał wrażenie, że walczy z kamienną ścianą. Wcale by się nie zdziwił, gdyby od uderzania w mężczyznę dostał kolejnych siniaków. W mroku drzew, mężczyzna przycisnął go do jednego z pni i jedna z jego dłoni powędrowała w dół, ściskając lekko jeden z pośladków chłopaka. Oczy Harryego rozszerzyły się w prawdziwym przerażeniu. Cholera, gwałciciel! Nie, nie, nie! Spróbował się wyrwać, jednak napastnik był zbyt silny.
- Mmm… spokojnie Harry. Tylko podziwiam. Nie skrzywdzę cię… a przynajmniej nie w ten sposób. – Mężczyzna wymruczał mu do ucha i jego dłoń nagle znalazła się w czarnych włosach chłopaka. Przechylił jego głowę, odsłaniając szyję i polizał delikatną skórą. – Taki słodki… mmm.
Harry krzyknął w chłodną dłoń, gdy coś wbiło mu się boleśnie w szyję, jednak chwilę później zalała go fala przyjemności i wszystko przestało się liczyć. Istniała tylko rozchodząca się po jego ciele przyjemność. Chłopak zajęczał, ocierając się o pień drzewa i silne ciało za nim. To było takie miłe, takie przyjemne… odpływał w ciepły, miękki puch… czekoladowa pianka…
- Pij, moje dziecko, pij.
Jakiś głos w jego głowie, a następnie w jego ustach pojawił się najsłodszy i najsmaczniejszy nektar jaki pił w całym swoim życiu. Jednak coś było nie tak. Miłe ciepło zaczęło się zmieniać w lekkie gryzienie, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej intensywne aż zaczęło boleć. Merlinie, jak to bardzo bolało! Niech ktoś mu pomoże! Niech ktoś ugasi ten ogień, który palił jego skórę, wnętrzności…
Chłodna dłoń na jego ustach uciszyła wszystkie krzyki, wijącego się z bólu nastolatka aż w końcu ten stracił przytomność i osunął się na ziemię, jego ciałem wciąż wstrząsały dreszcze.
oOo
Lucjusz, Narcyza i Draco siedzieli w gabinecie dyrektora Hogwartu i patrzyli jak Dumbledore gładzi się po srebrzystej brodzie, rozważając ich słowa.
- Podsumowując. W Draco zaczyna się budzić jego krew wili i dzięki temu odkrył, że Harry jest jego towarzyszem. Z tego powodu chcecie abym zapewnił mu sanktuarium przed Voldemortem. Jesteście gotowi dla jego dobra odciąć się od Mrocznej Strony, a nawet przejść na Jasną jeżeli będzie taka potrzeba. Ty, Lucjuszu, jesteś nawet gotów zostać szpiegiem.
- Tak. – Starszy Malfoy zachowywał posturę Malfoya, nie dając po sobie poznać żadnej emocji. Jednak dyrektor nie miał aż tak dużych problemów z odczytywaniem jego żony i syna. Więc Draco wkrótce miał zostać częściowo wilą. Szkoda, taka szkoda. Chłopak naprawdę miał w sobie potencjał by zostać kimś, gdyby był czarodziejem, rzecz jasna. Mało kto wiedział, że Albus Dumbledore wcale nie był taki święty za jakiego się podawał. W pełni zgadzał się z ograniczeniem wolności obywatelskich dla magicznych stworzeń. One były niebezpieczne i bardzo trudne w kontrolowaniu. Na przykład taki Remus Lupin. Wilkołak był wobec niego lojalny tylko dlatego, że dyrektor pozwolił mu się uczyć w Hogwarcie, chociaż szkoła już od jakiegoś czasu nie przyjmowała w swoje szeregi przemienionych jedenastolatków. Jeżeli do przemiany doszło w czasie nauki, to pozwalano takiemu wilkołakowi ją dokończyć, jednak tylko ze względu na litość jaką darzono takie osoby. To by źle wyglądało gdyby się je jeszcze wyrzuciło dodając do ich nieszczęścia. Na szczęście teraz były inne regulacje prawne i można już było takie osoby wyrzucać bez uszczerbku na reputacji.
W kominku wybuchły zielone płomienie i wyszedł z nich Severus Snape. Mężczyzna otrzepał swoje szaty i objął wszystkich nieprzeniknionym spojrzeniem.
- Co się dzieje, dyrektorze?
Albus streścił dotychczasową rozmowę z Malfoyami i wyraz twarzy Severusa znacznie się rozpogodził. Draco zamrugał. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i jego ojciec chrzestny się uśmiechnie.
- Możemy umieścić Draco w kwaterze głównej, tam będzie bezpieczny. Lucjusz powie, że Draco uciekł z domu, ja potwierdzę, że widziałem go w Hogwarcie. Narcyza powinna być bezpieczna w siedzibie Malfoyów. To miejsce jest tak dobrze strzeżone, że nawet niechciany skrzat domowy się do niego nie przedostanie. – Malfoyowie nie mogli oprzeć się wrażeniu, że Severus miał to wszystko zaplanowane już od bardzo dawna. Wyglądało na to, że miał nadzieję, że rodzina jego najbliższego przyjaciela, jak również sam Lucjusz pójdzie po rozum do głowy i odwrócą się od Mrocznego Pana.
- Jednak co zrobimy, gdy już krew wili obudzi się w Draco całkowicie? – Dumbledore zapytał. Nie mógł pozwolić na to by jego Złoty Chłopiec splamił sobie reputację będąc w związku ze zwierzęciem.
- Zmieniliśmy datę na akcie urodzenia Draco aby mógł pójść rok wcześniej do szkoły. Przemieni się dopiero po ukończeniu Hogwartu. Mamy więc jeszcze trochę czasu aby dopracować szczegóły planu. – Narcyza odezwała się po raz pierwszy od momentu przybycia. Dyrektor przytaknął w zamyśleniu. Tak to dawało bardzo dużo czasu na wymyślenie sposobu na niedopuszczenie do tej zoofilii.
- Severusie, zabierzesz jutro Draco do kwatery głównej. Wieczorem kilku członków przybędzie z Harry'm. Musimy zabrać go zanim znikną zaklęcia ochronne. Weasleyowie i panna Granger powinni być na miejscu już dziś po obiedzie.
Mistrz Eliksirów przytaknął a Malfoyowie odetchnęli z ulgą. Oczy Draco zajaśniały, gdy dowiedział się, że właściciel tak wspaniałego zapachu będzie już od jutra mieszkał razem z nim w jednym domu. Uśmiechnął się radośnie do Severusa. Blondyn nikomu o tym nie powiedział, jednak wiedział, że gdyby nie było Pottera, jego towarzyszem najprawdopodobniej zostałby właśnie Mistrz Eliksirów. Również pachniał tak słodko, jednak z odrobiną goryczki, która przekreśliła jego szanse. Tymczasem Dumbledore mówił dalej.
- Na razie nie powiemy Harry'emu o sytuacji Draco. Nie chcę wywierać na nim dodatkowej presji, więc tylko oficjalna wersja. Draco odmówił przyjęcia Mrocznego Znaku i musiał uciekać z domu.
Draco popatrzył zawiedziony na swoje kolana, jednak po chwili jego samopoczucie się poprawiło. Dyrektor nie wspomniał niczego o tym, by nie spróbował poderwać Gryfona. Nie mógł mu tylko mówić o tym, że są sobie przeznaczeni…
